2008-09-09

"Senność" Wojciech Kuczok

Myślę, że o nowej książce Wojciecha Kuczoka napisane zostanie bardzo wiele – nie tylko dlatego, iż jest to rzecz, o której wiele można napisać, ale przede wszystkim dlatego, że proza ta znajduje się w bezpośrednim i trwałym związku z filmem Magdaleny Piekorz, który wejdzie na ekrany polskich kin 17 października. Teraz czas jednak na to, by przyjrzeć się książce. Uważam, że po recenzji Przemysława Czaplińskiego „Nieprzebudzeni” („artPapier” nr 17 (113)/2008), w której dokonuje on trafnej i dokładnej egzegezy powieści Kuczoka, nie sposób już napisać o niej niczego odkrywczego. Współuczestniczyłem jednak w snach na jawie, jakich doświadczali bohaterowie książki i o przeżyciu ich śnienia chcę napisać. Chciałbym także wyjaśnić, dlaczego ta opowieść mnie nie zachwyciła i dlaczego zakończyłem lekturę nieco rozczarowany.

W „Senności” symultanicznie toczą się trzy historie. W każdej poznajemy człowieka, który nie żyje naprawdę, tkwiąc w onirycznej przestrzeni niespełnienia. Adam, Robert i Róża są senni w sensie dosłownym i senni sennością rozczarowania, smutku i melancholii. Każde z nich uśpione jest inaczej, ale jednocześnie wszyscy wydają się być obok siebie i życia, które tak naprawdę nie jest ich udziałem. Kuczok starannie i precyzyjnie połączy trzy senne persony, aby ukazać ich wspólny moment przebudzenia. Tyle tylko, że ludzie ci wychodzą z repertuaru męczących ról, aby w życiu zagrać inne role. Symboliczny moment obudzenia nie wstrząsa nimi całkowicie, nie zmienia w zasadniczy sposób ich samych, a jedynie warunki, w jakich przyszło im zapaść w letarg.

Adam właśnie skończył studia medyczne i jest świeżo upieczonym ortopedą. Mężczyzna znajduje się stale pod ogromnym wpływem ojca–tradycjonalisty, silnego i panującego nad światem syna, który próbuje ułożyć Adamowi ten świat według zasad prostego, wiejskiego dekalogu. Psychiczny terror ojca, realizowany głównie w specyficznej „zastanawialni”, czyni z Adama człowieka całkowicie uległego i podporządkowanego ojcu. Okaże się, że nie dom, „kobita” i praktyka lekarska na prowincji staną się wyznacznikami życia Adama, ale homoseksualna miłość do poznanego w autobusie Pięknisia – ulicznego złodzieja, twardego faceta, który jednak stopniowo mięknie i odkrywa w sobie nieokreśloną fascynację młodym panem doktorem. To jednak Adam przede wszystkim poddaje się wiernopoddańczemu oszołomieniu i stopniowo odkrywa to, co chłopięce i to, co męskie w Pięknisiu, który staje się z czasem jego obsesją. „Piękniś, kiedy po raz pierwszy został na noc, na zawsze okradł Adama z samotności, jeśli odejdzie, zostawi mu tylko osamotnienie”. Adam walczyć będzie zatem o swoje szczęście u boku Pięknisia i obaj w różny sposób odpędzać będą od siebie widmo samotności. Pytaniem zasadniczym tej części „Senności” jest pytanie o to, komu ta znajomość przyniesie prawdziwe spełnienie i kto zyska więcej dzięki przeżytej w tym specyficznym związku metamorfozie.

Drugi z sennych bohaterów Kuczoka to Robert – niegdyś ceniony i znany pisarz, dzisiaj próbujący pokonać lęk przed bólem, cierpieniem i nieuleczalną chorobą pracownik znajdującego się w suterenie archiwum, w którym można przyjrzeć się światu z innej perspektywy i odkrywać go na nowo „od dołu”, odczytując prawdę o ludziach z ich nóg, a nie oczu. „Kiedyś pisało mu się samo, potem zaczął zmuszać się do pisania, teraz już tylko podpisuje swoje książki”. Robert wciąż wydłuża swój urlop od pisania, żyjąc jednocześnie w matni kompromisów, doprowadzających go do bierności i apatii. „Niestety, od kiedy ożenił się z Żoną, Teściem i Teściową, stał się pisarzem niepiszącym, mimo że jego życie nabrało rytmu i regularności, jakiej nie wyśniłby w malignie”. Żyjąc w ostoi normalności, jaką jest dom wielbiącej Radio Ojca Dyrektora Teściowej i jej Męża, Znanego Polityka, u boku marionetkowej żony hipochondryczki, Robert coraz bardziej zapada się w nicość.

Trzecią z osób dramatu jest niegdyś sławna aktorka, dzisiaj cierpiąca na narkolepsję i senne oderwanie od rzeczywistości Róża. To żona człowieka sukcesu i specjalisty od bilansów, którego bilans małżeństwa jest katastrofalny. Kobieta zmuszona do konfrontacji z całą siecią kłamstw, na jakich jej mąż buduje swoje życie prywatne i zawodowe. „Mąż wie, że geniusz kłamstwa musi być przekonywający, a do tego trzeba spełniać dwa warunki: zawsze mówić to, w co ludzie chcą uwierzyć, i zawsze kłamać tak, żeby wierzyć sobie samemu”. Róża jest w stanie wierzyć we wszystko, co małżonek jej powie - do czasu, kiedy szeroko otworzy oczy i nie zaśnie po raz kolejny, tym razem stawiając czoła prawdziwej do bólu jawie.

Bohaterowie powieści Kuczoka przebudzą się do życia tylko w konfrontacji ze zmianami otoczenia. Wychodzące ze swych ról postacie z otaczającego świata mają być rzekomo impulsami do otwarcia ich samych na nich samych. Mój zasadniczy zarzut odnośnie do konstrukcji książki dotyczy tego, że cała ta fascynująco portretowana trójka doświadcza przemiany niejako narzuconej, przemiany idącej z zewnątrz, a nie z prawdziwego pragnienia zerwania z sennym koszmarem, jakim stali się z czasem sami dla siebie. Przebudzenie odbywa się na zasadzie protestu wobec tego, co jest na zewnątrz. Nie rozgrywa się naprawdę i do końca w samych sennych. Można oczywiście zauważyć, że bohaterowie przeżywają własną metamorfozę – przecież Adam przestanie bać się ojca, Robert (zbyt późno) odnajdzie drogę ku szczęściu, a Róża przestanie uciekać od kłamstw, by dać sobie radę w prawdziwym życiu, w którym nie ucieka się w sen. Zerwanie jednak ze światem ojcowskiej dominacji, zniszczenie i wykpienie struktur rodzinnych Kato–Polaka, powrót na drogę gwiazdorstwa wielbionego przez tłumy – to wszystko kwestionuje świat senny i niemożliwy do przeżycia na jawie, ale czy naprawdę pozwala do końca wyzwolić się ze snu o samym sobie, tak niepokojącym i tak bardzo trudnym do zniesienia?

Irytująca jest ckliwość rozwiązań finałowych, która – w moim odczuciu – może spowodować, że obraz filmowy Magdaleny Piekorz skupi się nie na świadectwie dojrzewania do prawdy o samym sobie, a na efektownym momencie potrójnego wyjścia z otchłani piekielnej, jaka utworzyła się obok bohaterów, a nie w nich samych. Nie wiem, co będzie lepsze i ciekawsze – przeczytanie „Senności” czy śledzenie losów bohaterów na kinowym ekranie. Pisząc o książce, nie sposób nie przestrzec przed nazbyt oczywistymi zamknięciami każdej z trzech opowieści.

Dostrzegając kunszt pisarstwa i umiejętność słownego oczarowania czytelnika, warto jednocześnie przed nowym dokonaniem Kuczoka ostrzec, ale i namawiać do tego, by czytający przejrzał się w tym osobliwym lustrze rozmytych snów i onirycznego świata półprawd.

Wydawnictwo W.A.B., 2008

6 komentarzy:

matylda_ab pisze...

Witaj. Nie zniechęciłeś mnie do Kuczoka ;) Ja i tak chętnie sięgnę po "Senność". Lubię jego babranie się w ludzkiej duszy, lubię ten neurotyczny stan, który sprawnie zapodaje i który na mnie oddziaływuje bardzo dobrze.

Anna pisze...

Choć bardzo nie lubię ckliwych zakończeń, chyba jednak po "Senność" sięgnę.

Jarosław Czechowicz pisze...

Matyldo, ja wcale nie zniechęcam do lektury:-) Piszę trochę przewrotnie, ale to naprawdę ciekawa książka.
Anno, skuś się przekornie, najwyżej będziesz żałować :-)

lubienaduzywac pisze...

Faktycznie jest tak, że pierwotne bodźce do wyrwania się z senności pochodziły z zewnątrz, ale jednak każdy z bohaterów podjął pewną decyzję, dokonał samodzielnego aktu przerwania senności. Adam mógłby równie dobrze popaść w depresję i nie zawalczyć o Pięknisia ( wówczas książka Kuczoka byłaby studium cierpiętnictwa), podobnie jak Robert, który również podjął pochopną, aczkolwiek trafną decyzję opuszczenia żony. Także Róża, niczym zaprawiona w czarach wiedźma posługując się ziołowymi specyfikami, wzięła stery w swoje ręce, wyzwalając się w ten sposób z senności.

Osobiście wolałbym, żeby któremuś z bohaterów nie wyszło, bo nawet mimo nieuchronnej śmierci Roberta, końcówka trochę lukrowata.

Anonimowy pisze...

Nie rozumiem za bardzo Waszych komentarzy, nie rozumiem zwłaszcza recenzji P. Czechowicza. Jakie "zewnątrz - wewnątrz"? Po co opisywać bohaterów, zastanawiać się nad ich sennością, itp.? Może żle napisałem na początku - nie tyle nie rozumiem, co nie wiem, po co w taki sposób pisać o książce Kuczoka. Polecam taką metodę czytania: śledzimy akcję, ale dajemy się ponieść językowi, zwracamy uwagę na wspaniałe (tak, tak, "wspaniałe" nie jest w tym przypadku snobistycznym epitetem)pomysły, podkreślamy co ciekawsze i oryginalniejsze zdania, dostrzegamy jak Kuczok bawi się filmową konwencją swojej powieści. Zostawmy przesłania, filozofie, morały i inne głębie! Do cholery z nimi! Po prostu smakujmy tę książkę, podziwiajmy ten język, tę grę autora i cieszmy się (a nie wytykajmy autorowi "Senności"), że pisze Gombrowiczowskim stylem i odwołuje się do Gombrowiczowskich motywów. Kto inny tak potrafi? No kto? Wskażcie mi (ale nie tylko autora i tytuł, zacytujcie, gdzie to podobieństwo widzicie), wskażcie choć jednego!

sotion pisze...

Odwoływanie się do gombrowiczowskiego stylu?! Musze gorąco zaprotestować; to próba podróbki Gombrowicza, i raczej nie specjalnie udana!