2010-01-21

"Cockring" Maciek Miller

Powieści Maćka Millera są przewidywalne, nadmiernie dydaktyczne i fatalnie skomponowane. Czego autor potrzebuje do pisania? Chwytliwego tematu na czasie, który można wykorzystać w najbardziej szablonowy sposób. Najpierw było o trudach życia z wirusem HIV i wszelkimi komplikacjami, jakie się z nim wiążą. „Pozytywni” to była pewna nowa jakość i tuż obok „Lubiewa” Michała Witkowskiego interesująco wpisywała się w dyskurs o homoerotycznych fascynacjach i konsekwencjach związanych z tak zwanym „coming outem”. Potem przyszedł czas na problem wykorzystywania seksualnego nieletnich, o czym z grubsza traktował „Zakręt hipokampa”. Tym razem Miller postanowił napisać o kryzysie męskości i złożoność tego zjawiska społecznego ironicznie ukryć pod pytaniem typu: „staje czy nie staje?”. Cóż, jedyne, co może stanąć po lekturze „Cockringu”, to włosy na głowie, bo to proza wręcz koszmarna, tak jak poprzednia powieść autora - pełna papierowych postaci budowanych na stereotypach, proza zupełnie nieciekawa i książka, po której lekturze nie można w żaden sposób dojść do jakichś odkrywczych wniosków na wyżej wymieniony temat, bo przemyśleń „Cockring” wielu nie dostarczy. I jeśli znający książkę pomyślą, że niniejszy tekst powstał jako odwet za wykreowany w niej wizerunek krytyka-impotenta, będzie w dużym błędzie. Maciek Miller, lekarz – jak informuje nota na okładce książki– pisarzem bywa w wolnych chwilach. Oby tych chwil było jak najmniej, bo dobrym pisarzem się nie bywa. A autor „Cockringu” nim nie jest.

Problemem, z jakim zmagają się bohaterowie tej opowieści, jest seksualna niewydolność i cały szereg kompleksów, które ona ze sobą niesie. Konrad jest zgorzkniałym i rozczarowanym własnym życiem recenzentem z ogólnopolskiej gazety, który za wszelką cenę próbuje udowodnić żonie swą męskość, ale na pojęcie tej męskości składa się przede wszystkim to, jak często i jak intensywnie Konrad może Iwonie dogadzać. A w łóżku ( i nie tylko) jakoś im nie wychodzi, bo przecież „Jak może (…) podniecać ktoś, kto obok w kuchni gotuje zupę ogórkową, potem obcina paznokcie, ceruje skarpetki, czyta »Trędowatą« i skarży się na zgagę po kiszonych ogórkach?” Konrad po nieudanej próbie zadowolenia się u prostytutki postanawia wziąć udział w eksperymencie medycznym mającym przywrócić siły witalne jego organowi płciowemu, dzięki czemu bohater znowu poczuje się jak pełnowartościowy mężczyzna. Na pewno nie jest kimś takim ani Aleksander, skryty w sobie i podporządkowany żonie księgowy, ani Olgierd ze swoimi homoseksualnymi upodobaniami, życiorysem „niebieskiego ptaka” i hedonizmem, z którego kpi Konrad. Miller ukazuje trzy zupełnie od siebie różne sylwetki mężczyzn, których łączy ten sam problem. Bo przecież impotencja może zdarzyć się każdemu mężczyźnie i wspólnota plemników tak naprawdę nie zna żadnych podziałów. Naturalnie problemy trzech panów rozwiążą się, każdy w zupełnie inny, choć przewidywalny sposób.

Co poza tym w tej opowieści? Kobiecość jako siła, która przeciwstawia się męskości. Żona Konrada doskonale radzi sobie z brakiem atrakcyjności pożycia seksualnego. Badania nad leczeniem impotencji nadzoruje – a jakże – kobieta, pani profesor zresztą. Andżelika, u której Konrad za pierwszym i za drugim razem zupełnie nieoczekiwanie kończy wizytę, to także silna życiowo bestia, choć jest przecież tylko kobietą do używania, z zegarkiem w ręku, bo czas użytkowania dużo kosztuje.

Warto się zastanowić nad tym, czym tak naprawdę jest „Cockring”. Opowiastką dydaktyczną, obyczajowym czytadłem z kilkoma społecznymi problemami w tle? Dla kogo jest ta książka? Dla zawiedzionych samymi sobą mężczyzn czy dla kobiet, które powinny poznać złożony problem bycia prawdziwym mężczyzną? Dla czytelników mało wymagających, których uraduje już samo to, że autor porusza temat uznawany za niewygodny i trudny? Doprawdy trudno jest to ocenić. Trudno jest także zrozumieć, że oficyna wydawnicza, która od ponad 10 lat promuje autorów oryginalnych, ciekawych i inteligentnych, tak kurczowo trzyma się nazwiska Millera i po raz trzeci jego powieścią każe zwątpić w to, że biała „seria prozatorska” to linia ambitna i twórcza.

Korporacja Ha!Art, 2009

4 komentarze:

Anna pisze...

Miło że znów piszesz, dawno Cię nnie było:(

Jarosław Czechowicz pisze...

Anno, postaram się publikować w miarę regularnie. I muszę wreszcie odwiedzić Twój (i nie tylko) blog, żeby nadrobić zaległości :-)

Anna pisze...

Bardzo serdecznie zapraszam:)

Anonimowy pisze...

Podpisuję się pod tą recenzją obiema rękami. "Cockring" to sama esencja upiornej grafomanii.