2011-08-07

"Mały Brat" Cory Doctorow

Cory Doctorow pozwolił sobie pofantazjować i w „Małym Bracie” pokazał możliwe scenariusze zdarzeń po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 roku. W błędzie jest jednak ten, który uzna, iż autor skupia się na opisie podobnego ataku, jaki będzie mieć miejsce w San Francisco (zostaje wysadzony most, giną ludzie, kalifornijskie miasto jest w panice). W moim odczuciu to przede wszystkim tanie sensacyjne czytadełko, ale chyba nie jest nim jednak do końca, skoro kazało mi się zastanowić nad kilkoma kwestiami.

Przede wszystkim nad szeroko rozpatrywaną kwestią wolności. Główny bohater, siedemnastoletni Marcus, wraz z przyjaciółmi zostaje aresztowany po zamachu terrorystycznym i zmuszany przez Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego, by ujawnił to, czego ujawnić nie chce. A Marcus to nie byle jaki nastolatek, tylko tęga hackerska głowa i młodociany rewolucjonista, który po łaskawym przez DBW wypuszczeniu, planuje serię akcji wśród młodych ludzi, których celem jest przede wszystkim egzekwowanie różnie rozumianej wolności. Chodzi naturalnie o wolność poglądów, ale nie tylko. Marcus bowiem, równie dobry gracz internetowy, co wielki patriota (ze świecą teraz szukać takiego wśród polskich siedemnastolatków), na lekcjach wiedzy o społeczeństwie wdaje się w burzliwe dyskusje z nauczycielami na temat elementarnych praw, jakie łamie się i atakuje obywateli w kraju, który jednocześnie po raz kolejny jest atakowany przez niezidentyfikowanego jeszcze wroga.


Krajobraz pięknego San Francisco zmienia się diametralnie po zamachu i zniszczeniu mostu. „Przez to wszystko miasto zdawało się jakieś przygaszone, jakby zatrzaśnięte w windzie, skrępowane dokładną inwigilacją sąsiadów i wszechobecnością kamer”. Tam to właśnie młodzi ludzie pokroju Marcusa przełączają się na xnet, zaszyfrowaną alternatywę Internetu, będący miejscem swobodnej wymiany poglądów i azylem dla wszystkich represjonowanych przez system. System bowiem jest zły. Jego egzemplifikacją są tortury DBW oraz świat zamknięcia na Treasure Island i względem tego wszystkiego należy się buntować. Kontestacja młodych bohaterów książki odbywa się w środowisku dla nich naturalnym, czyli pośród wszelkiego rodzaju mniej lub bardziej technologicznie skomplikowanych sprzętów służących głównie komunikacji.


Tutaj zaczyna się „bajeczkowość” tej książki. Marcus przybiera cybernetyczne imię M1k3y i rozpoczyna walkę z systemem. W międzyczasie zakochuje się z wzajemnością i stara się za wszelką cenę uwolnić pozostałego w sidłach Departamentu przyjaciela. Nowoczesne modele komunikacji i młodzi bohaterowie – to wszystko mogłoby wskazywać docelowego odbiorcę książki. Myślę jednak, że Doctorow przy jej pisaniu po prostu dobrze się bawił i bynajmniej nie przerazi mnie po lekturze wciskanie klawisza enter ani też świadomość tego, iż każde zabezpieczenie, jakie stosuję w moim życiu, można złamać. Tak na marginesie pojawiać się może na twarzy uśmiech, kiedy bohater wypowiada zdania typu „Wystarczy sflashować firmware na czytniku RFID za dziesięć dolców i gotowe”, a tłumaczka w pewnym momencie wyjaśnia w przypisie, czym jest skrót LOL.


„Mały Brat” to połączenie czegoś bardzo realnego, a mianowicie ludzkich tęsknot za sprawiedliwością, wolnością i poczuciem bezpieczeństwa z cyberprzestrzenią skierowaną na ideologiczne boje. Tym bardziej nieprzekonujące, że toczą je papierowe postacie, a niestety Marcus i inni jego koledzy właśnie tacy są. Można sobie o ich perypetiach poczytać, ale nie jest to konieczne. Rozumiem, że Amerykanie określają tę powieść fenomenem, ale Amerykanom iskrzą także oczy na filmie „2012”, więc pozwolę sobie uznać, że to po prostu… tylko niezła sensacyjna powiastka.


Wydawnictwo Otwarte, 2011

Brak komentarzy: