2011-11-06

"Zabójcy bażantów" Jussi Adler-Olsen

Kiedy latem czytałem „Kobietę w klatce”, nie sądziłem, że tak szybko polski czytelnik będzie miał okazję poznać drugą powieść Jussiego Adlera-Olsena, której bohaterem jest Carl Mørck, policjant Departamentu Q utworzonego na rzecz rozwiązywania skomplikowanych spraw kryminalnych ważnych dla duńskiej opinii publicznej. O ile w swej pierwszej książce autor skutecznie skupił uwagę na Carlu, w którego cieniu znajdowała się więziona w tytułowej klatce Merete Lynggaard, o tyle „Zabójcy bażantów” – książka dużo ciekawsza, lepsza, operująca dużo bardziej wiarygodnymi rysami psychologicznymi bohaterów – to opowieść, w której kobieca postać hipnotyzuje i fascynuje już od pierwszych stron, by stać się niekwestionowaną bohaterką pierwszego planu aż do ostatnich scen poruszających wyobraźnię. Myślę, że Adler-Olsen wspiął się tym razem na wyżyny swego talentu prozatorskiego i ta książka zupełnie zasłużenie znalazła tak szerokie grono czytelników w Europie. Cieszmy się zatem, że i nam dane jest poznać mroczną historię o wielkich oraz sławnych, których upadek wydaje się nieunikniony, a kara za wieloletnie zbrodnie nieuchronna.

Tym razem podejrzanych poznajemy już na samym wstępie i wydaje się, iż nic nas nie zaskoczy, a dalszy ciąg książki będzie jedynie żmudnym dochodzeniem do celu, czyli do odkrycia prawdy o trzech duńskich prominentach, którzy losowi, innym ludziom i policji śmieją się w twarz. Ditlev Pram to założyciel sieci ekskluzywnych szpitali, jego kompan Torsten Florin jest międzynarodowej sławy projektantem, zaś trzeci z nich - Ulrik Dybbøl Jensen para się analizą giełdową. W niewyjaśnionych okolicznościach na biurku Carla Mørcka lądują coraz to nowe dokumenty w sprawie z 1987 roku, w której zapadł wyrok, a morderca kończy właśnie odsiadywać swą karę. Wtedy to z zimną krwią bestialsko zamordowano dwójkę rodzeństwa; dzieci policjanta, który popełnił samobójstwo. Wina przebywającego za kratami aresztanta nie jest taka oczywista, a ze zbrodnią tą zaczyna się wiązać szereg innych przestępstw, podobnie ponurych i enigmatycznych. Carl ze swym współpracownikiem Assadem – który sprawia wrażenie jeszcze bardziej rubasznego i sympatyczniejszego niż w pierwszej części ich przygód – pokonując pierwsze trudności, zagłębiają się w tajniki sprawy, która okazuje się otwarciem przerażającej puszki Pandory, po którym nic już nie będzie takie jak dawniej.


Młodzi Duńczycy, dziś majętni i sławni, kiedyś uczniowie prestiżowej szkoły z internatem, zbliżają się dzięki filmowi Stanleya Kubricka „Mechaniczna pomarańcza”. Jednoczy ich chęć, by tak jak bohaterowie filmu, deptać wszelkie zasady, niszczyć i zabijać, czerpiąc z tego nieopisaną przyjemność. Przekonani o swej bezkarności, stają się coraz bardziej śmiali, a ich wyczyny przekraczają granice ludzkiego pojmowania. Tylko czy to naprawdę oni są mordercami? Chociaż stoją za niejednym wykroczeniem, czy dopuścili się wszelkich możliwych zbrodni, na jakie w trakcie śledztwa – blokowanego, a jakże – natrafia Mørck?


I tu właśnie pojawia się pytanie o to, kto nada temu wszystkiemu, co się kiedyś wydarzyło, inny wymiar. To ona – ogarnięta nienawiścią i żądzą zemsty Kimmie, dawna towarzyszka trójki mężczyzn, dzisiaj ukrywająca się od piętnastu lat na ulicy schizofreniczka, która marzy tylko o jednym. O tym, by dopaść Ditleva, Torstena i Ulrika. To właśnie Kimmy stanie się wspomnianą przeze mnie bohaterką pierwszego planu, bo jej biografia – odsłaniająca się stopniowo ku zaskoczeniu czytającego – stanie się centrum fabuły „Zabójców bażantów”. Kobieta przeszła w swym życiu przez piekło, a obecnie nie jest w stanie się z niego uwolnić, dopóki nie spotka się oko w oko z tymi, z którymi kiedyś beztrosko spędzała czas. Z tymi, którzy ją skrzywdzili i odebrali jej człowieczeństwo. Bo Kimmie jest już tylko dyszącym wrakiem człowieka, który nie marzy o niczym innym, by do granic prawdziwego piekła zaciągnąć ze sobą swych dawnych przyjaciół. Jakie są motywy jest postępowania? Dlaczego zdecydowała się na tak długi okres bezdomności, skoro miałaby gdzie mieszkać i mogłaby wieść życie bogatej i sytuowanej kobiety interesu? Gdzie ukrywa się klucz do zagadki życia Kimmie i czy jest cokolwiek, co może ją przywrócić normalności?


„Mówi się, że możni tego świata są władcami ludzkiej niemocy. Własnej również. Historia cały czas to pokazuje”. Myślę, że najnowsza powieść Adlera-Olsena wieloaspektowo traktuje o niemocy tych, którzy rzekomo mogą wszystko. Tym razem Carl Mørck zmuszony będzie do konfrontacji nie tylko z nowymi faktami w sprawie, którą podjął, ale i z własnymi słabościami. Stanie się zwierzyną mrocznych łowców. Wraz z Kimmie pozna, czym jest strach przed polującymi. Razem z nią odkryje, jak wielką siłę ma nienawiść i jak bardzo jest w stanie zniszczyć człowieka.


To bardzo mroczna przypowieść o zawieszonej karze, która musi się dokonać, by oczyścić świat od Zła. Książka przykuwająca uwagę do ostatniej strony, smutna i przerażająca, dająca do myślenia. Jej najważniejszym atutem jest to, że ucieka od utartej ścieżki zdarzeń w fabułach wielu skandynawskich kryminałów. Bo „Zabójcy bażantów” to książka jedyna w swym rodzaju i niepowtarzalna. Zaskoczy każdego. Nawet jeśli nie zrobił tego Mankell i inni.


Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, 2011

6 komentarzy:

She pisze...

Juz druga recenzja dzis, która postawiła na sztorc moje nerwy wywolujac gesią skórkę. To sie chyba nazywa uznanie :) Bede się szeroko rozgladac za nia :)

Anonimowy pisze...

Kobieta w klatce była naprawdę dobra. Zabójcy bazantów są jeszcze lepsi? Koniecznie...

Judytta pisze...

Czytałam poprzednią "Kobieta w klatce".
Po tym co napisałeś jeszcze bardziej jestem zainteresowana kolejną A. Olsena.

Jarosław Czechowicz pisze...

She, warto!

Judytta, druga jego powieść pozytywnie zaskakuje :)

Anonimowy pisze...

Jestem po lekturze "Kobiety w klatce", przyznam, że choć mi się podobała, nie czekałam z wielkim entuzjazmem na kolejną część. Po Twojej recenzji zmieniłam nastawienie:)
nenneke (rzeczoksiazkach.pl)

Anonimowy pisze...

Właśnie czytam i bardzo mi smakuje.