2012-03-31

"Spowiedź Śpiącej Królewny" Mariusz Sieniewicz

Mariusz Sieniewicz to pisarz, który – podobnie jak Hubert Klimko - Dobrzaniecki – potrafi zaskoczyć każdą nową książką. Za każdym razem jest to jakość dobra i świeża, za każdym razem inne pisanie, ale takie, którego się nie zapomina. Nazwałem kiedyś Sieniewicza moim prywatnym współczesnym geniuszem groteski i to właśnie na grotesce opiera się symboliczna opowieść o walce płci zatytułowana „Spowiedź Śpiącej Królewny”. Poprzednia pozycja autora – „Miasto Szklanych Słoni” – była dość statyczna. Tymczasem Śpiąca Królewna, choć sama wciąż zapada w sen z powodu swej narkolepsji, pobudzi nas już od pierwszych stron. Emi, narratorka i bohaterka opowieści, swoje życie traktuje obecnie jak worek z dobrymi wspomnieniami, który ktoś jej kiedyś przedziurawił i przez to niewiele jest już spraw, jakie by ją cieszyły.

„Umieram, choć umrzeć nie umiem, zasypiam, choć zasnąć nie mogę. Taki stosunek przerywany z własnym trupem, żeby tylko nie zajść w prawdziwą śmierć”. Emila w swoich snach przeżywa kolejne próby samobójcze. Każda kończy się niepowodzeniem, kiedy na jej drodze staną ludzie lub symbole, negujące prawo Emi do śmierci. Po co żyć? Dotychczasowe życie to pasmo udręk i cierpienia, rozpaczliwych prób wieszania się na ramionach coraz to nowych męskich Miśków, którzy po pewnym czasie w końcu żegnali naszą zasypiającą królewnę jako niegodną miana towarzyszki ich życia. Mężczyźni są dla Emili powodem do żalu i rozczarowania, ale także wielką niewiadomą. Bo w sumie bez Misia w życiu wygodniej i lepiej, ale z Misiem przynajmniej bezpieczniej i milej. Bohaterka Sieniewicza ucieka w sen przed wizjami z przeszłości. Tymi, w których wraca niechlubny ciąg nieudanych związków, ale także przed wizjami z rodzinnego piekiełka, które spowodowało, że Emi jest właśnie taka, a nie inna i że przy tym dodatkowo cierpi.


Obserwujemy dwa domowe widma. Widmo pierwsze to tatuś z nocnikiem i przerośniętą prostatą, w obsranych pampersach i udawanym wstydem przy przewijaniu przez córkę. Tatuś, który całe życie był daleko od córki, a po latach chce ją mieć na nowo, a może zdobyć jej bliskość po raz pierwszy. Drugim widmem jest matuchna – cycaty upiór w oparach tytoniowego dymu, który co rusz zakłada na głowę nowe peruki będące substytutem kobiecości, jakiej matuchna nigdy nie zaznała. Bo przecież było dziecko, socjalizm, mąż – gdzie tu miejsce na odkrywanie subtelności i radości bycia płcią piękną?


Domowe widma rzutują na to, w jaki sposób dorosła Emi postrzega kobiety i mężczyzn. Sama uważa, że jest kobietą z krwi i kości, która nie wstydzi się zaspokajać swoich potrzeb. „Mogę nie mieć pracy, mogę nie mieć na chleb, ale orgazm muszę mieć zawsze”. Z Misiem, bez Misia, ze spoconym ciałem na sobie albo i bez niego. Od pierwszych słów „Spowiedzi Śpiącej Królewny” poznajemy to, co dla kobiecości ważne – wilgoć, podniecenie, delikatność i subtelność. Z drugiej strony Emi to przecież kobieta stracona, a przynajmniej za taką się uważa. Żaden Miś nie sprostał zadaniu przywłaszczenia jej sobie, dostosowania się do niej, żaden nie chciał też iść na kompromis i nie dostosowywać, lecz po prostu tolerować i dawać wolność. Co pozostaje? Przyjaciółki z nickami na Facebooku jak z bajek i baśni, które zakładają BBC – Bandę Bajkowych Cipek i wypowiadają wojnę dominującym Misiom, którzy nie rozumieją, czym jest „homo cobietus” i jawnie kpią z wszystkiego, co nie wiąże się z piwem, meczami, testosteronem, spermą i żarciem podanym o wskazanej porze. Emi z przyjaciółkami kpią sobie z Misiów na fejsie, obnażają ich słabe strony i cieszą się jak małe dziewczynki, kiedy widzą, jak mogą nimi manipulować w cyberprzestrzeni.


Tymczasem życiowa diagnoza Emi nie jest najlepsza. „Spóźniona o całe trzydzieści osiem lat życia, jestem radosną uciekinierką w samym środku śnienia!”. Siedemdziesiąt dwa kilo żywej wagi pasztetu, postępujący cellulit, życiowe zderzenie dyplomowanej polonistki z prozą pracy w hurtowni składu wszelakiego; wyłącznie przyjaciółki, a jedyny męski substytut przyjaciela to Eryk – sson, ukochany aparat telefoniczny. Od takiego życia trzeba uciekać, chociaż dość późno zdecydowało się o tym, że uciec trzeba. Czy jest to możliwe? Czy metamorfoza Królewny w Wiedźmę i dorwanie latającej miotły załatwią wszelkie problemy i pozwolą od nich po prostu zwiać?


Emi wraz z tajemniczą siostrą z Białorusi poznaje po raz kolejny swoich byłych. Może Swietłanie się z nimi uda, skoro Emi nie wyszło? Otrzymujemy wielobarwny obraz Misiów, do których wrócić się nie da. Faszyzujący wegetarianin, który kończy jako wypomadowany „ekometro”. Aktor od siedmiu boleści, egocentryk i patriota – fanatyk. Kwitnący niegdyś radością życia adwokat, który z głębi depresji nawołuje swym szlochem kochaną mamusię… Te i inne postacie Misiów przypominają, że w polskiej prozie współczesnej mieliśmy już takie symboliczne galerie zakwestionowanej męskości. Wystarczy wspomnieć Kociaki z „Placu zabaw” Marka Kochana lub bohaterów „Biało – czerwonego” Dawida Bieńkowskiego. Połączmy z nimi Sieniewicza, a otrzymamy barwną galerię „Misiaków”, których Emi w swym pijackim widzie chce – na jawie – unicestwić i pożegnać.


„Spowiedź Śpiącej Królewny” to ciekawa rozprawa o płciowości, jej granicach i o sprawach, które determinują, czy kobiety naprawdę muszą być nieporadnymi Dziuńdziami, a mężczyźni równie, choć inaczej niepozbieranymi Misiami. Ważna jest rola groteski, bez której nie udałoby się autorowi „Rebelii” opowiedzieć o przecież bardzo poważnych kwestiach w tonie dowcipnym i przykuwającym uwagę. Miłej lektury, dobrej zabawy i … smacznego ptasiego mleczka, które oddala wszelkie utrapienia.


Wydawnictwo Znak, 2012

Brak komentarzy: