2012-05-09

"Przewrotność dobra" Jolanta Kwiatkowska


PATRONAT MEDIALNY
Zmieńmy nieco to, co powiedział Mefistofeles. Nazwijmy rzecz tak – „Jam jest tej siły cząstką drobną, która zawsze dobrego pragnie i zawsze czyni zło”. W dużym uproszczeniu tak można napisać o Dorocie Cichockiej, bohaterce wstrząsającej książki „Przewrotność dobra”. Piszę o uproszczeniu, albowiem jakakolwiek interpretacja nowej książki Jolanty Kwiatkowskiej będzie niepełna, zbyt płytka, niezbyt oddająca sedno opowieści. Opowieści - jak już wspomniałem - wstrząsającej dlatego, że każe redefiniować pojęcia. Zmusza – czytelników i bohaterkę – do tego, by zastanowić się nad tym, czym naprawdę jest tytułowe dobro, w jak wielkiej bliskości zła być może i… jak wiele kryje w sobie niejasności.

W świecie opisanym przez Kwiatkowską nic tak naprawdę nie jest tym, czym się wydaje. Jedno, co pewne, to nasilone okrucieństwo, które – przeżyte w dzieciństwie – na zawsze zmienia młodą, pragnącą dojrzeć do doskonałości, dziewczynę. Dziewczynę, która idzie przez życie, kierując się podwójną moralnością. Być może tylko jedną, jedyną jaką ma. Jaką sobie wypracowała. Jaką zdążyła zdefiniować w głębi szafy, która przez lata była jedynym dla niej bezpiecznym miejscem. Kiedy Dorotka wyjdzie z szafy, musi w swoim smutnym życiu wiele zmienić, by stać się Dorotą. Gdy już się nią staje, wyrządza krzywdy, ale jednocześnie idzie przez życie wielbiona i kochana przez innych. Gdzie ukryte jest sedno paradoksu prozy Kwiatkowskiej? Co takiego się wydarzyło, że zło i dobro idą w genialnej parze; tak genialnej, że nawzajem się przenikają, tworząc wokół Doroty rzeczywistość jak z koszmaru?

Dorotka miała być chłopcem. Miała dać radość jako drugi syn rodziców i wymarzony brat dla Krzysia. Rozczarowała wszystkich, którzy na nią czekali. Na kogoś takiego nikt nie czekał. Szybko zatem zrozumiała, że jest śmieciem, balastem, dodatkową gębą do wyżywienia, a przede wszystkim kobietą, czyli podczłowiekiem. Aspekt męskości i kobiecości – zwalczających się, ale i prowadzących ze sobą specyficzne gry – jest w „Przewrotności dobra” jednym z kluczy do właściwego zrozumienia powieści. Najpierw trzeba zrozumieć ogrom cierpienia, jakie znosić musi Dorotka-idiotka. Dorosła Dorota nigdy się z nią nie rozstanie, kurczowo trzymać się będzie baśni o Calineczce, a wszelkie swe działania podporządkuje temu, by być dobra.

Definicja dobra przychodzi do niej z czasem. Jest ćwiczona, tresowana po to, by być dobrą. Zanim się taką stanie, musi przejść trudną drogę. Bo dobra trzeba ją nauczyć. Mistrzem i nauczycielem staje się brat, ale i ojciec stara się Dorocie ułatwić drogę do zrozumienia tego bardzo skomplikowanego pojęcia. Bohaterka w swej rodzinie nie istnieje. Nie ma jej, choć fizycznie doskwiera swoją obecnością. Rodzice ponad wszystko wielbią Krzysia. On to wykorzystuje, ale jego głównym celem jest zwrócić innym tyle dobra, ile otrzymał. Dorota jest bita, poniżana, ośmieszana. Karana praktycznie za wszystko. Przede wszystkim za to, kim jest. Nie traktuje swego życia jako gehenny. Ćwiczy się w wytrwałości. I uczy być dobrą. Wcale nie chce nią być, ale jest do tego zmuszona. Tylko dobrem jest w stanie zwyciężyć swych dręczycieli. Tylko tak może nadać życiu sens.

Matka Doroty zyskuje miłość ojca tylko wtedy, gdy spełnia jego pragnienia. Kiedy rodzi mu syna. Nie wtedy, gdy na świecie pojawia się wstrętny czarci pomiot w osobie Doroty. Trudno orzec, czy najpierw w piekle rodzinnego domu rodzi się świadomość własnego człowieczeństwa czy kobiecości u Doroty. Jest warta tylko tyle, na ile jest użyteczna. Ma prać, gotować, sprzątać, znosić pijackie awantury i upokorzenia z każdej strony. W imię dobra oczywiście. Bycie dobrym człowiekiem to siła, jaką Dorota kształtować będzie w sobie i hartować. Bycie kobietą to uległość. Bohaterka dobrze wie, że tylko dzięki uległości osiągnie kilka swoich celów. Najważniejszym z nich jest koronacja na mistrzynię dobra. Cel osiągnie zaskakująco sprawnie i szybko, ale po drodze będzie musiała stworzyć sobie Raj. Z Calineczki stać się Różą. Z wiecznie pokornej i nastawiającej drugi policzek, twardą i bezkompromisową. W imię dobra oczywiście. Bo trzeba z nim iść przez życie, skoro ludzie są z natury źli, a dobroć okazują z konieczności.

Życiowa droga Doroty wymyka się próbom jasnych interpretacji. Nauczona samodzielności, musi udoskonalać samą siebie. Być mistrzynią samokontroli. Pozbyć się marzeń. Choć marzenie o koronacji wciąż w niej żyje. Tak jak ciemność szafy, pijacki bełkot ojca, kpiny brata i bezwzględność matki. Właściwie trudno powiedzieć, kim staje się bohaterka powieści Jolanty Kwiatkowskiej, bo to proces, który wciąż trwa. Niesamowity zbiór intryg, których celem stają się przede wszystkim kobiety. Najpierw Ewa, potem Małgorzata, w końcu Maria czy Krystyna. Mężczyźni traktowani są instrumentalnie, ale inaczej. Nikt nie jest w oczach Doroty tym, kim się wydaje, bo ona sama stwarza mity – o sobie i innych. Przyjmując na siebie cierpienia ludzi, nigdy nie wspomina o swoim. Tak wykuwa swą dobroć. Tak niszczy samą siebie, już wcześniej zniszczoną i pozbawioną prawa do szczęścia.

„Przewrotność dobra” to nie tylko soczysty przykład literatury społecznie zaangażowanej. To intrygujący dyskurs o roli płciowości, jej ograniczeniach, filozoficzny traktat o dwuznaczności pojęć uznanych za nazwane i czytelne. Kwiatkowska pisze o manipulatorce, ale i sama nami manipuluje. Nikt nie wie, co jest dobre, a co złe w jej świecie. To także nie jest zła ani dobra książka. Jakiekolwiek definicje pozostawmy z dala. Po lekturze „Przewrotności dobra” zrozumiemy, jak wiele zależy od interpretacji tego, co już rzekomo zinterpretowane. Mocna i poruszająca rzecz. Jedna z niewielu we współczesnej literaturze opowieści, która nie dostarczy żadnych odpowiedzi, a zmusi do zadawania setek pytań.

Wydawnictwo Dobra Literatura, 2012

KUP KSIĄŻKĘ

1 komentarz:

Unknown pisze...

Jestem pod dużym wrażeniem, książka okazała się bardzo interesującą pozycją. Interesująca bohaterka, daje wiele do myślenia. Świetnie się ją czyta. Brawo dla pisarki.