Wydawca: Wydawnictwo Bo.wiem
Data wydania: 13 maja 2025
Przekład: Tomasz Kwiecień
Liczba stron: 240
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 46 zł
Tytuł recenzji: Pożegnania
Ależ to fantastycznie skonstruowana, pełna niedopowiedzeń, swoistej mistyki, ale i bolesnego realizmu książka! „Wolność to świadomość tego, gdzie już nie chcesz być”. To powieść w dużej mierze o walce o wolność. O tym, że ona nie przychodzi sama. A jaki był motyw odejścia?… Znakomita kompozycja klamrowa, w której widzimy mężczyznę wychodzącego z domu w poszukiwaniu żony, która odeszła już przed ponad rokiem, a na zakończenie… Mattia Corrente pisze o tym, jak samotni, szlachetni, lecz także okrutni i bezkompromisowi potrafią być ludzie. Interesująca powieść drogi, takiej samotniczej odysei świetnie uzupełnionej licznymi retrospekcjami, dzięki czemu cała historia iskrzy, bulwersuje i każe zastanawiać się nad tym, co znaczy ludzki wybór. Ile kosztuje. Jakie niesie ze sobą konsekwencje. A przede wszystkim: jak wiele samozaparcia trzeba mieć, by podejmować trudne decyzje. I wybaczać innym to, że wybrali inaczej.
Starszy mężczyzna wyrusza w drogę. Chce w niej odnaleźć siebie, swoje ustabilizowane życie, które uznawał za spełnione. Błąka się po Sycylii, poznaje przypadkowych ludzi, trafia do konkretnych, którzy mogliby mu udzielić jakichś wskazówek. Starszy, nieprzystający do świata, niepotrafiący kupić sobie biletu na pociąg. Chce być inny i staje się inny. Symboliczna zmiana ubrań świadczy o tym, że nie tylko chce wyglądać inaczej, ale i chce zobaczyć siebie w nowej perspektywie. I zobaczy. I zaboli go to mocno.
Bo ciekawsza wydaje się ta, która zniknęła. Tak jak przed laty zniknął z rodziny Anny jej ojciec, tak teraz znika ona. Czy w dosłownym sensie? Czy nie znikała przed laty? Czy jej życie nie było cieniem, w którym zmuszana była do robienia czegoś, czego nie chciała? Jej matka urodziła dwie córki – jedna dostosowała się do wyznaczonego przez rodzicielkę modelu, druga zaczęła się buntować. A raczej widzieć matkę z innej perspektywy. Bo „Ucieczka Anny” to świetna wiwisekcja relacji matka-córka. To opowieść o macierzyństwie, które potrafi zawłaszczyć, ale jedynie powielając wzorce, nie dając niczego w zamian od siebie. To zresztą też dobra książka na temat ojcostwa. Narracja ojca głównej bohaterki, który opuścił dom rodzinny, wydaje się tu najciekawsza, choć jest snuta w taki sposób, że początkowo stanowi niewiele znaczące tło.
A potem wszystko składa się w całość. Związek, który po wielu perturbacjach nie mógł dalej być związkiem, i miłość – ta do drugiego człowieka, która zaślepia i uwalnia jednocześnie. Związek ludzi, którzy nie są już razem, okupiony był wielkim cierpieniem, choć to wciąż była miłość ze swoimi różnymi odcieniami, które włoski autor tak subtelnie tu prezentuje. Czyta się tę książkę z narastającym napięciem, bo i pojawiają się na drodze bohatera ludzie, które to napięcie potęgują. Jednakże postać Anny dominuje wszystko. Jej pragnienie bycia samowystarczalną, zdecydowanie, by podążać we własnym kierunku, a potem koło mrocznego zamknięcia, kiedy zaczyna przypominać matkę, od której chciała się uwolnić. Uwolnieni nie są tu także do końca szczęśliwi. Zdają sobie sprawę, że uwikłali się w sieć relacji, dla których najlepszym rozwiązaniem wydaje się odejście. A jednak nikt tu tak naprawdę nie odchodzi. Wszyscy są boleśnie obecni.
„Ucieczka Anny” to wielowymiarowa opowieść obyczajowa o utratach – partnerów, dzieci, miejsc, samych siebie, a nawet zwierząt. Wszystkie utraty wydają się bezpowrotne, a kompulsywne próby skierowania życia na właściwy tor – niemożliwe. Autor przygląda się uważnie postaciom z drugiego planu, które znowu przyglądały się związkowi Severina i Anny albo w jakiś sposób w niego ingerowały. Teraz wszyscy toną w pustce i niewiedzy. Wypaliła się miłość czy wygasły emocje, do których nie ma już powrotu? Jaka jest cena wyboru samotności i jak w sycylijskich wioskach żyją ludzie zdecydowani na to, by samostanowić o sobie?
Metafora lalki Anny jest tutaj znacząca i prowadzi przez powieść. Wraz z motywem zakopanej sukni ślubnej. Jakby chciało się ukryć rzeczy, emocje i zdarzenia, których ukryć przed światem się nie da, które wciąż będą o sobie przypominać. To powieść o pamięci i zdradzaniu jej. Ale najciekawiej wybrzmiewa, kiedy czyta się o samotnikach z wyboru. Dlatego postać ojca Anny uznaję tu za najciekawszą. Drugi plan staje się dużo bardziej interesujący niż to, co widzimy i czego doświadczamy z bohaterami. A raczej widzieliśmy i doświadczaliśmy, bo ta książka niewiele już ma wspólnego ze współczesnością. Wszystko osadza się tam w czasie przeszłym i zasadniczo nic nie można zmienić. Naprawdę nic?
Corrente bez pardonu krytykuje maczystowską tradycję charakterystyczną dla Włoch i choć osadza powieść w bardzo konkretnych dekoracjach, cały czas wychodzimy poza świat, w którym jedyne, co było zawsze na stałe, to słońce. Jest to też interesująca fantazja o tym, że miłość między mężczyzną a kobietą może się… zestarzeć. Bez względu na to, jak przedmiotowo traktowana jest kobieta i na ile zdaje się pozwalać sobie mężczyzna w miłości. Mamy tutaj panoramiczny obraz ludzi nieszczęśliwych lub unieszczęśliwionych, ale także takich, których tożsamość kształtuje przede wszystkim pamięć. Zwykle pamięć o tym, co złe.
Odejść to dokonać radykalnego wyboru. Odejść to znaczy ruszyć w drogę ku samemu sobie. Odejść to heroizm, lecz czasem akt desperacji. Sporo tutaj rozważań o tym, dlaczego ludzie nie chcą lub nie mogą być ze sobą. Że miłość, nawet ta najprawdziwsza (zresztą czym ona jest?), może spowodować wiele egzystencjalnych tragedii. Że kochać mimo wszystko to uciekać… od siebie. Przede wszystkim jednak Corrente prezentuje nam anatomię związku, w którym jedno coraz mocniej kocha, a drugie coraz bardziej nienawidzi. Wokół tego widzimy też wiele historii rodzinnych, bo – bez względu na potrzebę i pragnienie bycia samemu – Włochy to kultura społeczności. A jest to pokazane na kilka sposobów, gdy rodzina i przyjaciele stają się dla siebie ludźmi, z którymi trudno jest być blisko, bo nie można znaleźć bliskości w stadzie. Piękna, lecz i smutna powieść o tym, że być może w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy introwertykami i nigdy nie nauczymy się kompromisów. A przede wszystkim nienarzucania innym, w jaki sposób mają żyć i jaką drogą podążać. Wszystko napisane pięknym językiem, nawet gdy mowa o tych najbardziej brutalnych sprawach. W tej książce skrytych jest sporo emocji i może ona wywołać zarówno płacz, jak i wściekłość. Jedno jest pewne: od początku do końca jest niejednoznaczna. Nawet jeśli stara się mówić o emocjach, zjawiskach czy rzeczach konkretnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz