2014-09-25

"Dom tęsknot" Piotr Adamczyk

Wydawca: Agora

Data wydania: 12 września 2014

Liczba stron: 512

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 34,99 zł

Tytuł recenzji: Poniemiecki labirynt

Nowa powieść Piotra Adamczyka wymyka się klasyfikacjom gatunkowym. Łączy groteskę z dramatem w sposób godny pozazdroszczenia, tworząc narrację i w nurcie małoojczyźnianym, i powojennych rozliczeń, i obyczajową historię o granicach przekraczanych na mapie oraz między ludźmi, i ostatecznie także powieść rozrachunkową w swobodnie traktowanej konwencji żartobliwych gawęd i opowieści. To jest taka książka o cudzie pamiętania i o klęsce niepamięci. Doskonale zaciera nam ślady prowadzące do coraz to nowych zagadek, jednocześnie bardzo precyzyjnie osadzając je w czasie historycznym. Adamczyk nie odpowiada za rozdanie kart, jakiego dokonała po wojnie Historia w Breslau rodzącym się na nowo w tożsamości Wrocławia. Ma się wrażenie, że tam, gdzie te karty rozdane, autor z charakterystycznym dla siebie dystansem do spraw poważnych śmiertelnie poważnie kreśli życie alternatywne, jakie nie godzi się z faktami i tym, że dokonano zmian, do których ludzie mogą przywyknąć tylko na tyle, na ile pozwoli im na to zdrowy rozsądek.

Aby zrozumieć, dlaczego pewien ważny księgozbiór płonie w jednej z piaskownic, musimy prześledzić losy zarówno piromana, jak i ludzi z jego najbliższego otoczenia. Tak się bowiem składa, że każde jest najbliższe, bo to inicjacyjna historia widziana oczyma dorastającego chłopca, którego los wraz z rodzicami zesłał do pewnej poniemieckiej kamienicy. Duch Richarda Freytaga i jego rodziny unosi się nad miejscem, które zmuszeni byli opuścić. Kamienica jest bunkrem pamięci, jaką uwalniają nakreśleni wyraźną kreską bohaterowie. Nie tylko z krwi i kości, ale z poglądów i przekonań. Tych wyniesionych z różnych miejsc - polskich, niemieckich, dzikich i rzekomo cywilizowanych.

Adamczyk udowadnia, że domy potrafią żyć naprawdę. Te na styku czasów historycznych, kultur i mentalności. Ich mury to granice tygla, w jakim każdy wciąż na nowo zadaje sobie pytanie o to, w jak silnym związku z czasem minionym trzeba pozostać, by rozumnie postrzegać kalejdoskopowe zmiany tego doświadczanego teraz. A teraz jest szare, brudne i przewidywalne. Chłopięca narracja koloruje świat, o jakim wielu Polaków chciałoby zapomnieć tak jak przesiedleni Niemcy o wojennej przeszłości, porażkach, rozczarowaniach i konieczności pozostawienia po sobie śladów, które na zawsze pozostają żywe. Bo "Dom tęsknot" ożywia nie tylko mity i stereotypy; ta książka nie pozwala wojnie się skończyć, komunizmowi zapanować nad duszami niepokornych, a głównemu bohaterowi nie daje komfortu beztroskiego wchodzenia w dorosłość. W niej bowiem zaszczepione są już skrajne poglądy, zmienne nastroje, skryte wahania, ale przede wszystkim niepewność. Wysiedleni Niemcy mogą w każdej chwili wrócić. Snute o nich historie ożywiają tych, dla których nie ma już prawa do życia w murach kamienicy będącej niemym świadkiem przemian komentowanych przez lokatorów i najbliższą rodzinę narratora.

Mamy narracyjną świadomość, jaką kształtują mity, legendy oraz opowieści, ale także przedmioty i poznane ukradkiem sekrety. Wybuchają w swoim żarze historie wszystkich tych, którzy wciąż gdzieś powracają. Powroty bywają trudne, ale do czego wracać ma ten, którego droga zaczyna się w tych poniemieckich murach, między pamiątkami po Freytagach, między ludźmi skłóconymi kiedyś ideologicznie i przez Historię zmuszonymi do tego, by się pogodzić? Wrocław to labirynt równie skomplikowany w swych dwuznacznościach co kamienica, do której mieszkańcy nie mogą mieć pełnych praw. Narrator zaznacza: "Żyliśmy w przeświadczeniu o otaczających nas tajemnicach. Tak jak nie wiedzieliśmy, dokąd prowadzą tunele, lochy, przejścia i schody, które w wielu rejonach miasta urywały się nagle w korytarzach zamurowanych, zasypanych gruzem lub zalanych wodą, tak też czasami nie wiedzieliśmy, gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna fikcja". Piotr Adamczyk przyjmuje perspektywę młodziutkiego obserwatora, który co rusz zaskakiwany jest czymś niezwykłym i wciąż zdaje się błądzić między nieznanym mu przecież czasem minionym a ludźmi, jacy stale w taki czy inny sposób wskrzeszają przeszłość, bo tkwią w niej całymi sobą.

Rodzina jest najważniejsza. I potrafi być najbardziej skomplikowaną strukturą, która dziwi i wciąż zaskakuje. Matka jest anachroniczna. Poniemiecka jak kamienica. Porządek ma we krwi, lecz stale waha się, o co zadbać gorliwiej - o życie swoje czy tych, którzy mogą powrócić do odebranego im domu. Matka wciąż liczy po niemiecku i dopiero po wizycie w Auschwitz uwierzy, że jej rodacy dokonywali bestialskich czynów na Żydach. Tych, których po latach ponownie wypędza się i pacyfikuje, bo tatuś uroczej Laurki zza naprędce wybudowanej ściany musi Polskę opuścić tak, jak w pośpiechu Freytagowie z tysiącami innych żegnali swój Breslau. Ojciec przybył z nieodległej prowincji i trochę mu żal chyba, że już się nie biega po lasach i nie spiskuje, a partyzantem może pozostać tylko w swoim czasie przeszłym zatrzymanym, do którego nie daje dostępu własnej małżonce i dzieciom. Ta niezwykła koegzystencja rodziców narratora idzie w parze ze współistnieniem obok siebie tych, co zaludnili poniemiecką kamienicę przypadkiem, a dzisiaj tworzą jej nową tożsamość, rozpaczliwie poszukując swojej w historycznej zawierusze.

Ludzie Adamczyka tęsknią i cierpią czasem ponad swoją miarę. Zwykle za tym, co minione, choć panna Julianna tęskni za przyszłością, w której stanie u jej boku Fryderyk nieświadom tego, co czeka go, gdy powróci. Tęskni nawet kot, ale największa tęsknota wynika z braków, które nie mogą zostać z różnych powodów zrekompensowane, w związku z tym świat przedstawiony Piotra Adamczyka opiera się na wiecznym udowadnianiu sobie, że tu gdzie się jest i z tym, co się ma, wiedzie się byt najlepszy z możliwych. Poza tęsknotami - miłość i uprzedzenia. Ideały rozbijane o bruk i przedmioty ukrywane oraz poszukiwane. Powstaje z tego powieść, której nie ma się dosyć, choć opowiadanych historii jest zaskakująca mnogość podobnie jak powiązań, jakie mają miejsce gdzieś poza nimi. Tęskniący za domem i rzeką z dzieciństwa pan Teofil daje pod koniec swoją definicję powieści, pod którą niejeden zwiedziony na manowce przez Piotra Adamczyka czytelnik śmiało się podpisze. "Powieść jest jak kobieta, powinna pozostawiać uczucie niedosytu". "Dom tęsknot" w takim stanie pozostawia, ale nie dlatego, że czegoś nie wyjaśnia lub coś traktuje po macoszemu. Opowieści z tej książki - dramatycznie smutne i rubasznie dowcipne - tworzą zaskakującą mieszankę tropów, które śledzi się razem z Historią i często wbrew jej faktom. Niedosyt pozostaje wtedy, kiedy prawie wszystko zostaje wyjaśnione. To, czego wyjaśnić się nie da, autor porzuca z równym wdziękiem jak czytelników, którzy z żalem zamkną tę pełną niejednoznaczności książkę.

2 komentarze:

ja.online pisze...

Cżytam i żałuję, że dopiero teraz:)

Beatka pisze...

Dopiero przeczytałam. Wspaniała opowieść, piękny język, genialna fabuła, lektura była przyjemnością, inspiracją, edukacją.