2014-09-09

"Sceny z życia rosyjskich milionerów" Marie Freyssac

Wydawca: Poradnia K

Data wydania: 1 września 2014

Liczba stron: 196

Tłumacz: Natalia Stochalska

Oprawa: miękka

Cena det: 29,90 zł

Tytuł recenzji: Mgliste obrazki

Francuska dziennikarka i politolożka Marie Freyssac zdobyła na czas ściśle określony posadę guwernantki u rosyjskich miliarderów Sokołowów, których dwójką dzieci opiekowała się przez trzy dni w tygodniu, zarabiając przy tym pensję dyrektora średniej firmy. Weszła w oszałamiający świat luksusu i specyficznej izolacji, o którym postanowiła napisać książkę. Zastosowała technikę prezentacji zastanej rzeczywistości w postaci tytułowych scen. Stworzyła kolaż całościowo niewiele jednak znaczący. Szkoda.

Już we wstępie czytamy o świecie, do którego nie mamy dostępu. "Kawior na śniadanie, podróże prywatnym samolotem czy wakacje na własnym jachcie... Gdy jest się miliarderem w Moskwie, to już nie tylko luksus i przyjemność, to obowiązek". Zachęcające, prawda? Freyssac postanowiła poruszyć wyobraźnię Francuzów; dla nich codzienność jej rosyjskich pracodawców to świat, o jakim czytają czasami w kolorowej prasie, poznają jego wyimki, niepowiązane ze sobą fragmenty. Strzępy informacji, które nie charakteryzują nieprzyzwoicie bogatych w takim znaczeniu, że nie niosą ze sobą żadnych informacji o ich prawdziwej naturze i zachodzących między nimi zależnościach. Nam, Polakom, opowieści Freyssac nie będą bardzo obce w momencie, kiedy zanurza się ona w szeroko pojętą rosyjską mentalność. Poczytamy o moskiewskim metrze, alkoholizmie, o bezczelnych kelnerach i policjantach-służbistach. Autorka wyjaśni, czym jest zapoj i niezdarnie podpatrzy rosyjską ulicę w przerwach między doświadczaniem życia przepełnionego blichtrem rosyjskich oligarchów. My, Polacy, możemy być rozczarowani tą książką. Dla nas dużo ciekawsze może być śledzenie tego, w jaki sposób mentalność autorki próbuje na siłę znaleźć sobie miejsce w świecie, w którym tego miejsca nie ma.

"Sceny z życia rosyjskich milionerów" mogłyby być zbiorem felietonów kolorowej prasy. Autorka od razu zaznacza, iż nie chce być obiektywna ani dokładna. O ile brak obiektywizmu może być zasadniczym atutem takiej publikacji, o tyle brak dokładności zaczyna razić. Być może dlatego, że nie chodzi już nawet o zbliżenie się do dokładnego opisu. Freyssac serwuje nam fragmentaryczną opowieść, z jakiej niewiele wynika. Historię, w której obserwacje są powierzchowne, brak im jakiejkolwiek głębszej analizy, tekst nie zbliża się zatem ani do rzetelnej relacji (autorka widzi wszystko wokół jedynie w mocno zarysowanych konturach) ani do reportażu, bo Francuzka nie wchodzi w dialog z opisywanym światem. Nie jest w stanie tak naprawdę do niego wejść. Pozostaje wykorzystanie tego, co na pewno zainteresuje - opisu bogactwa ponad stan i śladów życia, jakie rozgrywa się w fasadowym świecie papierowych bohaterów.

Liza ma siedem lat, a jej brat Alosza cztery. Żyją w bezpiecznej izolacji. Mają wszystko, czego sobie zażyczą. Mają także plany i marzenia. Jakieś... Liza jest odważna i zdeterminowana. Doskonale wie, co chce w życiu osiągnąć i zna drogę, po której trzeba podążać. Jest sprytna, ale nieświadoma tego, że światem nie rządzą takie reguły, jakie ustanowił w życiu jej ojciec. Dziewczynka opływająca nieprzyzwoicie w bogactwie zawsze dostaje to, czego sobie zażyczy. Widzimy ją okiem guwernantki, która w żaden sposób nie zarysuje nam portretu tej dziewczynki wyraźnie. Charakterologicznie Liza jest nijaka. Nie ma jej. Freyssac w równym stopniu mogłaby opisywać jakikolwiek przedmiot w domu Sokołowów. Nieco ciekawiej wygląda Alosza, bo z nim francuska niania jest chyba bliżej. Aloszy na każdym kroku wyznaczane są granice jego płciowości, z góry narzucany męski punkt widzenia i od małego wpajany szowinizm, na który - w opinii Freyssac - rosyjskie kobiety godzą się nad wyraz łatwo. Dzieci Sokołowów są dziećmi nijakimi. Tam nawet oddychanie wydaje się czynnością sztuczną. Dowiemy się, jakimi dobrami materialnymi pociechy obdarzane są przez bogatych rodziców. Nie dowiemy się niczego, o czym powinna dowiedzieć się wnikliwa niania od razu. Nawet jeśli pracuje z dziećmi wybiórczo, bo zajmuje się nimi tak wiele osób, że Bogiem a prawdą do żadnej chyba nie mogą się przywiązać.

Tymczasem Marie Freyssac stara się rzetelnie nakreślić sytuację guwernantki rosyjskich bogaczy. Jej codzienność jest nauką pokory i wyczekiwania. Czekanie to stan podstawowy i doświadczenie, które trzeba oswoić. Dodatkowo należy umieć być niewidzialną, a kiedy trzeba - wykazać się sztuką dyplomacji łączonej z elementami szantażu. Ponad wszystko jednak jest to wyzwanie szybkiego obycia się z luksusem, któremu nie można się dziwić, lecz wejść weń, oswoić go wokół, nie zadawać niepotrzebnych pytań i nie dziwić się zanadto.

"Sceny z życia rosyjskich milionerów" napisane przez kobietę zawierają także obserwacje tego, czym jest kobiecość po rosyjsku. Autorka wspomina o Rosjankach, które przeżywają dramat wkraczania w wiek dwudziestu pięciu lat bez partnera i ratują się przed "staropanieństwem" na różne sposoby. Przyjrzymy się tym wszystkim wyzwolonym nocnym klubowiczkom, które chcą zostać zniewolone przez portfel krezusa bez względu na jego wiek. Spojrzymy także na kobiecość już osamotnioną, na zwyczaje babuszek - kobiet na starość zazwyczaj samotnych, bo żyją w Rosji dłużej niż mężczyźni i muszą być po prostu dzielne, gdy ich zabraknie. Wszystko, co opisuje Freyssac jest - przypomnijmy! - mało obiektywne i na pewno niedokładne. Takie podglądanie tego, co akurat się znajdzie w zasięgu wzroku. Wkracza w to chaos i dlatego czyta się tę książkę z lekką irytacją. Te sceny są tak dramatycznie osobne i tak okrutnie pozbawione czegoś głębszego, że odnieść można wrażenie, iż duchowość nieprzyzwoicie bogatych nie istnieje, nie tworzą oni ze sobą relacji, zależności, nie widzą się wzajemnie, nie rozmawiają, nie dzielą troskami ani radościami.

Jeśli skusimy się tylko opowieściami o tym, jak to szasta się gotówką na prawo i lewo oraz zainteresuje nas opis posiadania wszystkiego, zawsze i natychmiast - w funkcji czysto rozrywkowej ta rzecz sprawdza się doskonale. Dużo bardziej ciekawa byłaby wówczas, gdyby autorka więcej podsłuchiwała niż podglądała. Byłoby to nie tyle wiarygodne, co przede wszystkim naprawdę wartościowe. Rzadko komu udaje się wejść do codziennego życia rosyjskiej elity. Myślę też, że rzadko kto tak jak Marie Freyssac marnuje tę szansę, by opowiedzieć nam o tym życiu coś naprawdę interesującego.

1 komentarz:

Amatorka K. pisze...

Szkoda, że autorka lepiej nie wykorzystała tej szansy - przypomina mi to trochę, co czytałam o "Woziłam arabskie księżniczki", gdzie szoferka ma okazję podejrzeć życie bajecznie bogatych kobiet, ale niespecjalnie wychodzi w obserwacjach poza banał i skupia się zbyt na sobie. A czy autorka tej książki miała jakieś doświadczenie jako guwernantka/niania zanim dostała tę pracę? Bo zastanawia mnie ten brak dotarcia do tych dzieci, złapania bliższego kontaktu. I czy wspomina jak długo w sumie pracował u tych rosyjskich miliarderów?