2015-05-04

"1945. Wojna i pokój" Magdalena Grzebałkowska

Wydawca: Agora

Data wydania: 23 kwietnia 2015

Liczba stron: 420

Oprawa: twarda

Cena det.: 44,99 zł

Tytuł recenzji: Odium wojny, radość istnienia

Siedemdziesiąt lat temu Europa wyglądała zupełnie inaczej niż dziś. Nie możemy oceniać roku 1945, nie możemy nawet go w pełni zrozumieć. To był czas niezwykłego witalizmu na gruzach i pośród zwłok. Moment, w którym ludzkość musiała znieść najwięcej i kiedy pojawił się chaos, z którego Magdalena Grzebałkowska stara się wydobyć specyficzny dynamizm. Autorka wspomina siarczysty mróz towarzyszący uciekającym przez zamarznięty Zalew Wiślany Niemcom i dyskretnie zaznacza: "Nie wiem, czy mam prawo do wszystkiego. Do udawania, że wiem, jak było". Myślę, że to słowa przewodnie całej książki, dwunastu wstrząsających reportaży. Grzebałkowska umieściła w nich zapisy rozmów z tymi, którzy sami dają świadectwo, i notatki od tych, którzy wypowiadali się za innych.  Dyskretnie stanęła gdzieś obok, zadziwiona i chwilami przerażona. Nam pozostaje wstrząsająca lektura, oglądanie przejmujących zdjęć, czytanie wyimków z gazet zawierających ślady nowej rzeczywistości, w której odradzało się życie - w sposób chaotyczny, kaleki, ale zdeterminowany. Bo 1945 rok to naprawdę rok końca wojny. Czas, w którym można było przerwać ciszę; nareszcie się żalić, głośno płakać, lamentować i wygrażać pięścią. Ten czas końca wiązał się z licznymi trudnymi początkami. Wiele takich początków sygnalizują tezy tych trudnych tekstów.

"1945. Wojna i pokój" to publikacja wykorzystująca ostatni moment, kiedy można jeszcze porozmawiać z żywymi ludźmi, a nie gonić widma. Dać sobie prawo do tego, by zrozumieć - to pierwszy i najważniejszy krok. Potem słuchać uważnie i z empatią. Notować. Analizować. Osadzać wszystko w szeregu trudnych kontekstów. Tak powstaje ważna opowieść o roku, który dla jednych był czasem końca, dla innych okresem, gdy nowe życie rodziło się pośród śmierci i pamięci o zmarłych. Wojna nie odeszła wraz z kapitulacją III Rzeszy czy w momencie podpisywania ważnych porozumień. Pociągnęła za sobą na koniec mnóstwo dodatkowych ofiar, jak tysiące Niemców, którzy utonęli w lodowatym Bałtyku po storpedowaniu "Wilhelma Gustloffa" czy ogromną liczbę tych przesiedlanych, co nie wytrzymali trudów przymusowych podróży. Magdalena Grzebałkowska  - wnuczka przesiedleńców - w swej wnikliwej podróży w czasie poświęca sporo miejsca tej ogromnej migracji między zmienionymi granicami, w której kryły się desperacja i nadzieja na równi z szaleństwem i przerażeniem. Rozmawia z ludźmi, którzy przeszłość mają już uporządkowaną, ale w tych rozmowach pojawia się raz szczere zdziwienie po latach, że tak wielu w tak rozmaity sposób poruszało się po świecie zgliszcz, kompulsywnie zajmując nowe mieszkania i domy, rugując z nich ślady po poprzednich mieszkańcach.

Reportaże opisują pewien ogół i prezentują bardzo szeroką perspektywę obrazowania, jednak skupiają się przede wszystkim na jednostkach, tragicznych biografiach, ludziach nieujętych w żadne kodeksy czy ramy, niewynagrodzonych za cierpienia. Różne to postacie, bo wśród nich opiekunka z otwockiego domu sierot żydowskich czy dezerter z Wehrmachtu, który ponad pół wieku wracał do swej ojczyzny. Jest komendant obozu pracy dla Niemców oraz charyzmatyczny pierwszy prezydent zrujnowanego Wrocławia. Są opowiadający swoje losy w sposób wskazujący, że do części bolesnej przeszłości dostępu już nie mają, bo wyparli ogrom traumatycznych doświadczeń. Przychodzi na myśl refleksja o tym, ile jeszcze poruszających opowieści mogłoby się znaleźć w tej książce, gdyby Grzebałkowskiej udało się dotrzeć do wszystkich, do których możliwe było dotarcie, i gdyby wszyscy zgodzili się na publikację swoich wspomnień...

Rok 1945 to rok ruin. Tych miejskich i ludzkich. Zniszczona Warszawa, zbombardowany Wrocław. Między niewyraźnymi już ulicami, pośród gruzów i pyłu, wędrują ci, którym wojna zrujnowała przede wszystkim psychikę. To nie jest czas, który można udźwignąć na ramionach. Do wszelkich możliwych trudności dochodzą jeszcze okrutne wspomnienia - wcześniej tłumione, teraz wydobywające się na zewnątrz w warunkach, w jakich nie powinny się pojawiać. Rok 1945 to z jednej strony czas tych, którzy muszą sobie sami radzić. Tak wykrzykuje woźnica jadący z rodziną i dobytkiem po lodzie, kiedy słyszy wołanie o pomoc. Z drugiej strony - czas wielkiej solidarności, nie tylko przy odbudowie zrujnowanych miast. To rok, w którym przecinają się perspektywy tych, co wierzą w moc przyszłości bez konfliktu zbrojnego, i tych niosących w sobie odium wojny, bez szans na pożegnanie się z nią. Zmieniające się granice idą w parze z przymusowymi przesiedleniami. Grzebałkowska z równą uwagą portretuje ludzi zyskujących w 1945 jakiś status i stabilność, jak i tych, którzy wszystko utracili.

Bo przecież Niemcom należał się odwet za Hitlera. To wszyscy ci, którzy z różnych powodów zostali w 1945 roku na byłych ziemiach niemieckich, staną się obiektem ataków i nienawiści sankcjonowanej przez pisownię małą literą. Niemcy nie zabrali ze sobą obozów pracy. Zaczęto tworzyć nowe dla nich. Ilu musiało porzucić cały swój dobytek, by w jednej chwili zdać się na przypadkowość losu i być obiektem nieustannych napaści? Ilu Sowietów pozwoliło sobie na barbarzyństwo pod przykrywką wyzwolenia? Ilu ostatecznie Polaków okazało się na tyle nieczułych, by przestać widzieć człowieka obok siebie, podążać drogą ślepej nienawiści, żądać zadośćuczynienia i krzywdzić jak niegdyś oprawcy?

To bardzo trudne napisać obiektywną książkę o czasie, w którym właściwie do każdego można byłoby żywić ambiwalentne uczucia. Magdalena Grzebałkowska tworzy obraz chaotycznego świata, gdzie zbyt wiele zależało od przypadku i niewielu było takich, którzy na tym korzystali. Gromadzone opowieści znaczone są smutkiem, rozczarowaniem i goryczą. Wówczas, siedemdziesiąt lat temu, były jeszcze inne emocje. Byli uciekinierzy i wyzwoliciele, poszkodowani i zwycięzcy. Było jednak przede wszystkim dużo mroku, od którego nie można było się uwolnić. Rok 1945 zakończył drugą wojnę światową tylko oficjalnie. Ta publikacja wskazuje, dla kogo ona nadal trwała, dla kogo nigdy się nie skończyła, kto tak naprawdę przed kim skapitulował oraz kto mógł się poczuć pewnie i bezpiecznie.

To opowieść o czasie, w którym zrabowana bielizna czy buty były nadal cenniejsze niż ludzkie życie. O czasie machiny migracyjnej, o wyobcowaniu i zagubieniu. O radości z dalszego istnienia przełamanej skrytym smutkiem. O świecie, który aby narodzić się na nowo, musiał naprawdę umrzeć. "1945. Wojna i pokój" to świadectwo tego, że o tamtym czasie wiemy naprawdę niewiele. Zmusza do pokory - by nie wydawać sądów pochopnie i nie oceniać zbyt stanowczo. Czas, gdy wojna zamienia się w pokój, jest czasem bolesnych udręk i czasem niewysłowionego szczęścia. Ten rok nie przyniósł spokoju i sprawiedliwości. Kazał wrócić do przeszłości i bardzo niepewnie spoglądać w przyszłość. Wszystkie spisane relacje świadczą o tym, że był to rok, jakiego pojąć dziś nie sposób.

2 komentarze:

To Read Or Not To Read pisze...

Ostatnio przez szkołę bardzo zagłębiłam się w tematy wojny i bardzo mi się podobały książki opisujące tamte czasy. Na pewno sięgnę i po tę pozycję ;D

Zapraszam do siebie
http://to-read-or-not-to-read.blog.pl/

Anna Barańska pisze...

Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.