2016-03-28

"Vernon Subutex t.1" Virginie Despentes

Wydawca: Otwarte

Data wydania: 30 marca 2016

Liczba stron: 376

Tłumacz: Jacek Giszczak

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Paryska odyseja

Virginie Despentes wzbudza emocje francuskich czytelników. Dlaczego?  Możemy się przekonać, czytając „Vernona Subutexa” – pierwszą część perypetii człowieka, który ominął wszystkie życiowe doświadczenia na tyle sprawnie, że w pewnym momencie pozostają mu już tylko pustka i samotność, gdy pewnego dnia zostaje eksmitowany. To książka o rozczarowaniu i pogardzie. O ludziach, w których gniew rośnie stopniowo, a po nim pojawia się bezradność. Muzyczne dźwięki prowadzące tytułowego bohatera przez życie dawno przebrzmiały. Teraz musi zmierzyć się ze światem, który brzmi nijako. A może jednak wyjątkowo groźnie.

Vernon przeżył pół wieku. Zahibernował się jakby. Stał gdzieś obok głównego nurtu życia, omijając nakładane przez życie obowiązki. Spełniał się w swej radosnej euforii chłopca wciąż wierzącego w to, że można żyć bez zobowiązań. Ćwierć wieku stał za sklepową ladą i handlował płytami. Dziś – gdy zanikają prasa papierowa i przemysł płytowy – zmuszony jest do konfrontacji z tym, co nieodwołalne. Z końcem środków potrzebnych na utrzymanie. Poznajemy bohatera w momencie eksmisji i podążamy za nim do domów licznych znajomych, uwikłanych w życie inaczej niż Vernon, pełnych emocji, oczekiwań, frustracji i złości. W swej paryskiej odysei Virginie Despentes ukazuje Francuzom, kim się stają, i sygnalizuje, jak bardzo boją się sobie to uświadomić. Autorka stara się zedrzeć ostrymi pazurami tę fasadowość, za którą czai się zagubiony człowiek. Nie próbuje jednak niszczyć dynamicznej i mrocznej tkanki społecznej. Każe się jej przyjrzeć. Naprawdę.

Vernon był ulicznym łowcą serc, wiecznym szczęśliwym chłopcem kojonym przez dźwięki rocknrolla. Do czasu. Najpierw przyszła konfrontacja z obcą śmiercią. Rozpadły się chłopackie więzy, gdy trzeba było pochować jednego przyjaciela z jego muzyką, drugiego z przywiązaniem do mieszczańskiego stylu życia i trzeciego wraz z jego ukochaną kokainą. Vernon cieszył się, że sam przetrwał. Obecnie musi walczyć o przetrwanie w tym najbardziej elementarnym znaczeniu, ale nim znajdzie się na ulicy, obejrzy niejedno lokum, usłyszy wiele dramatycznych historii, stanie się obserwatorem tych wszystkich form życia, od których starał się uwolnić. Ach, i zakocha się, by było odrobinę romantycznie. Bo poza tym u Despentes jest groźnie i bardzo przygnębiająco. Dzisiejszy Paryż nie kocha łez i smutku. On się syci ludzkimi pragnieniami. Tymi, których nie można zrealizować, i takimi, które doprowadzają do sytuacji krańcowych. Rozstania, kłótnie, przewartościowania poglądów. Zmiany religii, płci czy orientacji seksualnej. Wymiany środków znieczulających na mocniejsze. A wszystko w szalonym tyglu wędrówki głównego bohatera, któremu świat wokół chce się wyżalić, ale który jednocześnie nie ma w sobie dość empatii, by tę żałość odczuć. Ma własną. Pięćdziesiąt lat i żadnych perspektyw. Złudzenie życia, bo to za nim to były miraże – muzyczne i emocjonalne. Co pozostaje? Francuska pisarka kreśli możliwości w niemocy. Jest bezkompromisowa i każe swoim bohaterom sytuować się w czymś krańcowym. Każe wybierać i ponosić konsekwencje tych wyborów. Pokazuje ludzi pewnych poglądów i tych, którzy gubią się w ich mnogości.

Różni są znajomi Vernona i wszyscy w jakiś sposób zaaferowani tymi przejawami życia, które dla niego nie mają większego znaczenia. Młode pokolenie nie tylko okrutnie przerobiło rockowe fascynacje na hiphopową kakofonię. To ludzie skrajnie przerażający – albo zamknięci w czterech ścianach internetowi psychopaci, albo ogarnięci żądzą pieniądza fighterzy, albo też uciekający w stronę tradycji i religii, owinięci w hidżab i poczucie osamotnienia. Zdaje się, że może ich łączyć jedno. „Eliminacja bliźniego to złota reguła gry, którą wyssali wraz z mlekiem z butelki”. To refleksja rozpoczynająca książkę. Nieprzypadkowo pod koniec pojawia się myśl o tym, jak żyje się starszemu pokoleniu. Dla mężczyzny w wieku Vernona liczy się dość niewiele: „Dupa z mieszkaniem, długie weekendy w słońcu i pełna lodówka”. Virginie Despentes osacza Vernona skrajnymi postawami i poglądami, ale nie pozwala mu zająć wobec nich stanowiska. Wszystko, co obserwujemy na kartach tej mrocznej historii o wędrowaniu po Paryżu, domagać się będzie naszej interpretacji. „Vernon Subutex” to nie książka diagnoza. To ten szokujący rodzaj powieści dojrzałego realizmu, która w XXI wieku może portretować tylko świat braków, zagubień i niemożliwości.

Ta książka to również rozprawa z różnymi modelami kobiecości. Nie tylko dlatego, że większość przyjmujących pod swój dach Vernona to jego bliższe lub dalsze koleżanki. Widzimy tu oblicza kobiecości w kryzysie i w sile wieku. Kobieta płacze po zmarłym synu, bierze narkotyki, zmienia płeć i staje się mężczyzną, walczy o resztki godności i zawistnie spogląda na swe koleżanki. Marzy o prawdziwej miłości i kurczowo wczepia w każde męskie ramiona mogące być jej substytutem. Snuje śmiałe plany i nieśmiało się z nich wycofuje. Mierzy się z lękami i śmiało wypina pośladki na planie filmu porno. Wszędzie tak samo emocjonalnie zaangażowana. Niepewna miejsc i kontekstów, w jakich może stawać się sobą. Z jednej strony ta kobiecość jest wyzwolona, z drugiej jednak – ugrzęzła gdzieś w drobnomieszczańskim świecie przyzwyczajeń albo nad wyraz szybko pogodziła się z tym, że nie jest niczym podmiotowym.

A przecież bez względu na płeć: „Stajemy się tylko tym, czym bardzo chcemy zostać”. Męski pierwiastek to także moc i słabość. Wszystko w ogniu namiętności albo niespełnienia. Jest sankcjonowana przemoc, która ma nakreślać tożsamość. Są radykalne poglądy dotyczące świata niedopasowanego do własnego M i modelu rodziny. Jest męski płacz i męskie rozczarowanie. Jest ostatecznie także kult zmarłego, bo to nieżyjący znajomy Vernona, znany arysta Alex Bleach, stanie się jednym z najważniejszych bohaterów tej książki.

Virginie Despentes opowiada o tym, że płacimy równie wielką cenę za swoje przystosowanie oraz za nieumiejętność wejścia w reguły codziennego życia. Opowiada o Paryżu, w którym kryją się tożsamości rozbite przez okoliczności. Nie diagnozuje licznych problemów, każe się im przysłuchać. Jest jednocześnie bezlitosna w obnażaniu absurdów tak zwanego spełnionego życia. Opowiada o poczuciu zbędności i różnego rodzaju brakach. Wskazuje, jak bardzo możemy się zacietrzewić, nie zgadzając na starzenie i przemijanie. Jednocześnie prowadzi prostą drogą na ulicę, której dotknie Vernon i która stanie się jego domem. Tam wychodzą na jaw wszystkie skrywane na co dzień instynkty. Ulica w finale opowie swoją własną historię. Tak samo jak zmarły charyzmatyczny Alex, wokół którego skoncentruje się sensacyjna intryga tej książki. Drapieżnej i niepozostawiającej złudzeń co do tego, że żyjemy w nie najlepszym ze światów. Despentes ukazuje Francuzom, kim się stają, i sygnalizuje, jak bardzo boją się sobie to uświadomić. Wszystko w odpowiednich muzycznych tonacjach w tle. Bo to też książka o dźwiękach i o tym, jak je odbieramy. Pasjonująca, choć złośliwa momentami, autoironiczna i nieznośnie śmieszna przez łzy powieść zasłużenie doceniona przez francuską opinię publiczną.


PATRONAT MEDIALNY

Brak komentarzy: