Wydawca: Prószyński
i S-ka
Data wydania: 10 maja 2016
Liczba stron: 240
Tłumacz: Agata Pryciak
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 32 zł
Tytuł recenzji: Piętno zbrodni
Każdy, kto przeczytał
wstrząsający reportaż Eda Vulliamy’ego „Wojna umarła, niech żyje wojna”,
zaskakująco słabo promowany w Polsce tak jak zaskakująco niepopularny w
Europie, powinien przeczytać powieść Marco Maginiego. To beletrystyczne
spojrzenie na okrucieństwo wojny bałkańskiej zogniskowane na masakrze w
Srebrenicy, której przyglądamy się z trzech perspektyw: żołnierza zabijającego
jeńców, uczestnika wojskowej misji pokojowej patrzącego bezradnie na grupowanie
Muzułmanów kierowanych na rzeź oraz sędziego Międzynarodowego Trybunału
Karnego, który musi określić rodzaj popełnionej winy i wymierzyć karę
przyznającemu się do zbrodni młodemu człowiekowi. Początkowo wydaje się, że
Magini operuje stereotypami. Każdy z jego bohaterów mówi i myśli dokładnie to,
co można przewidzieć. Każdy staje się rzecznikiem własnej prawdy i koncentruje
na wydarzeniach, które nie dają nam w rezultacie oglądu szerszej perspektywy.
Widzimy ogrom zła Srebrenicy, ale nie do końca czujemy jego konteksty. Okazuje
się jednak, że ta powieść w przewrotny sposób każe nam spojrzeć na wyrządzone
zło, definiując kilka wyraźnych opozycji. „Jakby nikogo nie było” to powieść o odwadze i bezradności, o
bestialstwie i czułości, o karze oraz wątpliwościach, a w końcu o
człowieczeństwie i różnych odcieniach zła. Magini sugeruje nam pewną
nieznośną wątpliwość. Każe zastanawiać się nad tym, kto niesie w sobie
największą odpowiedzialność za masakrę srebrenicką. Który z bohaterów wyrządza
sobie i światu więcej zła? Ten, co zabija na rozkaz? Ten podporządkowany innym
rozkazom, który tylko patrzy i nie reaguje na sam początek rzezi? A może
ostatecznie ten, który ma podjąć decyzję o tym, jaką karę wymierzyć ludzkiemu
trybikowi w machinie okrucieństwa, gdy jedynym dowodem zbrodni jest przyznanie się
do winy?
Dražen Erdemović jest
postacią rzeczywistą, którą Magini – wbrew wszystkiemu – obdarza chyba
największą dozą empatii. Dražen trzeci raz z rzędu wkłada mundur w momencie, w
którym po nieudanej emigracji nie jest w stanie niczego innego zaoferować
swojej żonie i córce. Będąc żołnierzem, zapewni im utrzymanie. Chce się trzymać
z dala od przepełnionych okrucieństwem kolegów. Nie ma zamiaru być wojennym
bohaterem w żadnym możliwym znaczeniu tego słowa. Dražen cierpi, dokonując wyboru i przyjmując rozkazy. Stara się
zachować człowieczeństwo i godność, nie depcząc przy tym godności innych. Bo
inni nie są dla niego wrogami. Sam jest pół Serbem, pół Chorwatem. Nie
widzi siebie w roli agresora, nie chce jednocześnie być tym pokonanym. Wykonuje
rozkazy przy wewnętrznej niezgodzie na nie. Cierpi, bo w gruncie rzeczy nie
chce żadnych podziałów ani wojny. Zostanie postawiony w sytuacji tragicznego wyboru,
gdy żaden z wyborów nie będzie słuszna i właściwa.
Dirk w prologu odreagowuje
napięcie z misji pokojowej, demolując własne mieszkanie – ostoję spokoju,
sytości i gwarancję dobrego życia. Po tym, co przeżył jako żołnierz na
Bałkanach, nigdy już nie będzie mógł spokojnie żyć. Dirk zdaje sobie sprawę, że
zesłano go do miejsca, z którym nie czuje żadnej emocjonalnej więzi. Z
wyższością patrzy na autochtonów, nie rozumie ich konfliktu, stara się
zwyczajnie przeczekać swój czas i snuje marzenia o lepszym życiu. Tymczasem
jego Holandia jest daleko, a obok pojawiają się ludzie, którymi nie zaprzątał
sobie uwagi do momentu kierowania ich na pewną śmierć przez drugą stronę
konfliktu. Dirk podczas misji głównie
czeka i obserwuje. Zaczyna się przyglądać, tylko patrzy. Na jego oczach
rozpoczyna się muzułmańska rzeź, a on pozostaje bezradny, bierny.
Bierność i bezradność wydają
się też bliskie sędziemu Romeo Gonzálesowi. Hiszpański prawnik został
awansowany i teraz orzeka w sprawach o wydźwięku międzynarodowym. Takich jak
ta, w której oskarżonym jest Dražen. Czy zło, jakie wyrządził, można
usprawiedliwić? Czy nie jest tak, że nie miał wyboru, musiał zabijać, musiał
stać się elementem machiny śmierci? Jak sprawiedliwie orzec w sprawie, która
ukazuje nam naiwną ofiarę, prostego żołnierza, swoisty produkt uboczny
historycznej machiny niesprawiedliwości? Czy
rzeczywiście pojawiają się okoliczności łagodzące dla człowieka, który
zamordował kilkadziesiąt osób? Gonzáles, sądząc go, przechodzi trudne chwile.
To dla niego raczej ekstremalne doświadczenie. A musi wydać wyrok.
Opowiedzieć się po jednej ze stron. Chce, żeby to, co wskaże, było jego
ostatnim w życiu prawniczym wyborem. Miotają nim wątpliwości, ale jest pewnego
rodzaju determinacja. Jaką decyzję podejmie? Czy skaże oskarżonego?
Marco Magini prezentuje w
swej powieści trzy perspektywy patrzenia na zbrodnie. Nieprzypadkowo tylko
narracje Dražena i Dirka to narracje pierwszoosobowe, sędziego dystansuje inny
rodzaj opowiadania. To trzy męskie konfrontacje z szaleństwem konfliktu, którego
zażegnanie nawet dziś do końca nie jest możliwe i o czym przejmująco opowiada
wspomniany przeze mnie na wstępie Vulliamy. Ta książka jest dowodem bezsensu bałkańskiej wojny i świadectwem skali
zniszczeń, jakie uczyniła ona przede wszystkim w tych, którzy przetrwali. Dražen
jako jedyny postanowił zmierzyć się z upiorami przeszłości i stanąć twarzą w
twarz z sądem, wziąć na siebie konsekwencje mordowania. Wielu jego kolegów
oddało broń, wróciło do swych rodzin, zaczęło wieść normalne życie. Wielu takich
jak Dirk powróciło do swych zasobnych i uporządkowanych życiorysów z niepisanym
nakazem wymazania z pamięci okrucieństw, wobec których stali bezsilni. Magini
kreśli dramatyczne życiorysy i stawia kilka ważnych pytań. Jednym z nich jest
pytanie o to, jakie propagandowe znaczenia ma sąd nad prostym chłopakiem,
wykonawcą w zbrodniczej machinie, w rękach decydentów i wojska, pośród których
nikt do żadnej winy się nie przyznaje. Jak żyje się po Srebrenicy tym, którzy
pozwolili na czystki etniczne, i czy normalne życie kiedykolwiek będzie miało
miejsce tam, gdzie zbrodnia naznaczyła ziemię na zawsze?
„Jakby nikogo nie było” to
książka wstrząsająca, choć bez elementu zaskoczenia. Mógłby on wystąpić w
narracji obrazującej dylematy Gonzálesa, ale włoski autor czyni sędziego dość
przewidywalnym, odbierając w znacznej mierze dozę dramatyzmu na rzecz
przemyśleń natury filozoficznej, bez których nie można zobaczyć zła w obliczu
sądzonego chłopca w zielonej koszuli. Magini pozostawia nas w pewnym
niedosycie, ale jednocześnie wyraźnie zaznacza granicę szaleństwa i niepamięci,
którą wyznaczyło najbardziej dramatyczne od czasu drugiej wojny światowej
ludobójstwo w samym sercu Europy zdystansowanej od tego w takim stopniu, jak
zdystansowany jest oddział powieściowego Dirka. Ta literacka fikcja to kolejne
mroczne memento czasów, które wciąż mrożą krew i przerażają w wyobraźni.
PATRONAT MEDIALNY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz