2016-05-16

"Kuba. Syndrom wyspy" Krzysztof Jacek Hinz

Wydawca: Dowody na Istnienie

Data wydania: 25 kwietnia 2016

Liczba stron: 320

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 41,90 zł

Tytuł recenzji: Czuła i trudna bliskość

Książka Krzysztofa Jacka Hinza to niebanalny reportaż opowiadający o dwóch drogach ewolucji. Po pierwsze: o tej autorskiej. Hinz związany był z Kubą od 1977 roku, kiedy poznawał atrakcje i absurdy kraju, mieszkając w akademiku. Jego kubańska droga prowadzi od naiwnych marzeń i fascynacji do kariery dyplomatycznej. Autor mógł więc przyjrzeć się krajowi Fidela Castro z wielu różnych perspektyw. Czasem było śmiesznie, czasem strasznie. Hinz obserwował uważnie i angażował się w życie Kuby na tyle silnie, by wyrażać na kartach tej książki wyjątkowe przywiązanie do tego kraju. Kraju, gdzie na dekady czas właściwie się zatrzymał i gdzie pękające kajdany reżimowe uwalniały pokłady nowych oczekiwań, różnorodnych emocji, strachu i wielu nadziei. „Kuba. Syndrom wyspy” to zatem książka o silnej zależności – o miłości do miejsca, które trudno było przez dłuższy czas kochać, i o marzeniach Kubańczyków, którzy latami nie znali Bożego Narodzenia, żyjąc w swoistym więzieniu, naznaczeni przez propagandę i inwigilację. Hinz zdecydował się na późną publikację, bo chciał uważnie przemyśleć swój emocjonalny i ideologiczny związek z Kubą. U progu niewiadomego, gdy kraj otwiera się na świat i nie ma jeszcze pojęcia o tym, jaką drogą będzie podążał w XXI wieku, otrzymujemy zbiór analiz i ważnych pytań – wiele z nich nadal nie ma odpowiedzi.

W opowieściach Hinza groteska łączy się z mrokiem. Z jednej strony świetnie się bawimy, czytając o krowie – przodowniczce udoju, o niefrasobliwości kierowców autobusów czy o świni hodowanej w wannie, z drugiej jednak – dostrzegamy, że bycie zagranicznym dziennikarzem na Kubie bywa bardzo niebezpieczne, a niektóre opowieści przypominają scenariusze filmów gangsterskich. Ten dualizm to także perspektywa patrzenia na rzeczywistość. Otrzymujemy opisy tego, jak trudno było być korespondentem w kraju, który zawłaszczał sobie prawdę i oferował tylko swój własny wizerunek tego, co właściwe i słuszne. Depeszowanie o kubańskich absurdach wiązało się z ryzykiem utraty pracy. Każdy ruch, każde słowo mogły być wyrokiem. A przecież Hinz pokochał Kubę bezgranicznie, stał się jej częścią, odnalazł w tym świecie wypaczonych wartości i szaleństw dnia codziennego, w którym dzielni Kubańczycy zmuszani byli do tego, by walczyć o przetrwanie każdego kolejnego dnia.

Punktem wielu odniesień siłą rzeczy jest postać Fidela Castro. Człowieka zawłaszczającego sobie skrawek archipelagu antylskiego, gdzie twardą ręką rządził tak długo, że wręcz niewyobrażalne jest określanie kubańskiej rzeczywistości bez jego udziału. On tę rzeczywistość doskonale ukształtował. Potężny manipulator każdą swą porażkę był w stanie przekuć w sukces. Potrafił wmówić Kubańczykom, że ich kraj to jedyna ostoja porządku i normalności, a reszta świata – poza aktualnymi sojusznikami – chce jedynie rozsadzić od wewnątrz ład sankcjonowany przez jedynego słusznego wodza kraju. Hinz portretuje okresy, w których polityka Castro doprowadzała kraj do zapaści, i sygnalizuje, że nikt nigdy nie rozliczył ogromu niesprawiedliwości i krzywd, które spadały na Kubańczyków. Ci zamknięci na przestrzeni wyspy byli mentalnie więzieni. Bo dla wielu Kuba stawała się więzieniem. Miejscem, w którym należało stworzyć silną wspólnotę, by nie czuć samotności oraz wyobcowania. Castro doskonale przez lata grał na nastrojach społecznych. Tworzył je. Pielęgnował. Nie tylko narzucał poglądy, on je po prostu wymyślał i sankcjonował.

Tymczasem Kuba Hinza to kraj niezwykle przyjaznych mu ludzi, których prywatne historie współistnieją z narracjami o potędze i powolnym upadku rewolucji. Autor z dużą dokładnością prezentuje losy kubańskiej opozycji – nie tylko politycznej. Jednocześnie nakreśla losy szarych ludzi. Takich zbędnych, którzy walczą o uwagę i o każdy kolejny dzień. Strzegąca swej autonomii Kuba jest krajem codziennych bolączek i absurdów. Różnego rodzaju reglamentacji. Przekłamań i dwuznaczności. Już od początku trudno ustalić, co na Kubie jest złudzeniem, a co rzeczywistością. Hinz portretuje prozę życia w kraju, który dba o naród, a w pogardzie ma pojedynczego obywatela.

„Kuba. Syndrom wyspy” niezwykle ciekawie opisuje lata skomplikowanych relacji amerykańsko-kubańskich. Przyglądamy się losom tych, którzy z różnych względów znaleźli się na pograniczu, choć nie przeprawiali się przez morze, by szukać ocalenia w pobliskim Miami – symbolu innego i lepszego świata. Autor rozmawia z tymi przedstawicielami opozycji, którzy traktują Amerykanów inaczej, niż kazano ich traktować. Jest także przejmująca opowieść o człowieku wracającym na Kubę po latach emigracji i po wielkiej dawce zła, jaką otrzymał w swej ojczyźnie. Opozycjoniści stale podkreślają, że ich działania są spójne i uporządkowane. Potrafią zbudować trwały front sprzeciwu. Dzisiaj nie jest im potrzebna aż tak wielka determinacja jak przed laty. Hinz opowiada więc o buncie, przywiązaniu i poczuciu, że kubańska rzeczywistość – tak trudna do przemodelowania – jest czasem przestrzenią, w której miłość i nienawiść splatają się wyjątkowo ściśle i równie wyjątkowo przywiązują do wyspy.

To także książka o podróżach, powrotach i o sentymencie. Opowieść o specyficznej mentalności często wyrażanej w języku ulicy albo nowomowie propagandy. Krzysztof Jacek Hinz pisze w taki sposób, że odczuwa się niedosyt tych opowieści. Jest barwnie i szczegółowo, ale chciałoby się więcej. Bo ten reportaż zaraża pasją i miłością. Bliskością z krajem, który zawsze był bardzo trudny do zrozumienia i zaskakująco często zaprzątał uwagę światowej opinii publicznej. Autor sygnalizuje, kiedy pojawiały się pęknięcia, za którymi stoi dziś wyraźny model przemiany, oraz potrzeba otwarcia na świat, nadrobienia straconych lat. Hinz jednocześnie portretuje lata minione jako okres niezwykłych doznań. Być może niemożliwych do przeżycia w żadnym innym kraju. Tytułowy syndrom, czyli specyficzna zdolność oglądu rzeczywistości, pozostaje w autorze na zawsze. Kuba jawi się nam jako kraj, w którym możemy się znaleźć, którego możemy zasmakować. Sugestywne i plastyczne opisy Hawany idą w parze z pełnym czułości opowiadaniem o kubańskich niedostatkach. Hinz zwraca uwagę na to, że w świecie wiecznego niedoboru oraz niezaspokojonych potrzeb można znaleźć spełnienie i uwierzyć sercu, które wciąż każe powracać i wciąż dba o to, by widzieć wyspę z wielu różnych perspektyw. Pouczająca książka, świetnie napisana, wieloznaczna i czytelna. Autor musiał wielokrotnie lawirować między prawdą a zmyśleniem, by pozostać na Kubie. Dziś jest tam mentalnie cały. Opowiada o tym szczerze i bez żadnego przekłamania.

1 komentarz:

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.