2019-02-14

„Witajcie na cholernej Arktyce. Moja walka o niezależność na surowej Północy” Blair Braverman


Wydawca: Wydawnictwo Kobiece

Data wydania: 20 lutego 2019

Liczba stron: 320

Przekład: Ewa Borówka

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Mroźna miłość

Autorzy piszący o Północy popadają w dwie nieco irytujące mnie skłonności. Obrazując jej surowość, albo są zbyt poetyccy i budują nie książki, lecz dzieła sztuki z wydumanymi figurami retorycznymi, albo też stawiają na naturalizm, pisząc o najprostszych ludzkich potrzebach, których spełnienie w opisywanych warunkach jest bardzo trudne i ma zajmować wyobraźnię czytelnika. Blair Braverman unika tych dwóch sposobów obrazowania Północy. Jest po prostu bezpretensjonalna i w lekkim stylu opowiada o swoich dwóch ważnych życiowych inicjacjach. Obserwujemy jej dokonania na alaskańskim lodowcu oraz w północnej Norwegii. Niedostępność Północy ani nie ma lirycznej nuty, ani też nie wiąże się z bezwzględną walką o przetrwanie. Północ Braverman to oczywiście specyficzna niedostępność, ale przede wszystkim przestrzeń wyjątkowych relacji z ludźmi. Radosnego i czułego doświadczania świata, w którym żyje się intensywnie, bo jest to życie pełne poszukiwań. Myślę, że ta książka najlepiej obrazuje kondycję człowieka Północy jako istoty ciągle wędrującej, szukającej, będącej w ciągłym – dosłownym i metaforycznym – ruchu. Dlatego czyta się to z przekonaniem, że autorka doskonale wie, o czym pisze, bo pisze o tym, co kocha.

„Witajcie na cholernej Arktyce” ze swoim dobrze dobranym tytułem zadaje kilka zasadniczych pytań. „O przemoc, chłód i miejsce na świecie”. Braverman opowiada o doświadczaniu bardzo intensywnej męskości. O mężczyznach, którzy usiłują się do niej zbliżyć w warunkach, w jakich widzimy ich atawistyczne potrzeby, do których zaspokojenia dążą w bezkompromisowy sposób. To będzie zatem opowieść także o przemocy seksualnej. Stygmatach uniemożliwiających autorce stworzenie dobrej i konstruktywnej relacji z mężczyzną. Ale także o mężczyznach odczarowujących tę grozę. Takich, dzięki którym trudy życia na Północy były łatwiejsze do zniesienia. Szczerych i otwartych. Dających szansę na to, by można było jednak zaufać męskości. Pytając o chłód, Braverman opowiada przede wszystkim o jego pokrzepiającej mocy i o tym, że idealne dziesięć stopni na minusie może stać się początkiem pięknego dnia i wielkiej przygody. Zadając pytanie o miejsce na świecie, autorka sugeruje kilka odpowiedzi i nie zaznacza, która z nich miałaby być najwłaściwsza. Czy miłość do Północy i te nieustanne do niej powroty to próba znalezienia sobie prywatnego raju na ziemi, czy też może chodzi o konteksty, w jakich pojawią się pytania o przynależność tak w ogóle? Ta książka zada jeszcze jedno ważne pytanie: czy entuzjazm w opowiadaniu o północnym życiu i funkcjonowaniu w trudnych warunkach to świadectwo tego, że od życia się ucieka, czy też może tego, że wreszcie bierze się za nie pełną odpowiedzialność?

Braverman rozmyśla także nad poczuciem bezpieczeństwa, takim głęboko egzystencjalnym i potrzebnym do odnalezienia dalszych życiowych priorytetów. Robi sobie zasadnicze założenie: „Jeśli pozostanę bezpieczna na tej ziemi, może poczuję się bezpiecznie we własnej skórze”. Bo doświadczenia autorki sięgają bardzo młodego wieku, gdyż rozpoczyna ona swoją przygodę z Północą jeszcze jako nastolatka. Śledzimy jej dzieje, podziwiając pewną bezkompromisowość wyborów i pewność tego, gdzie chce być naprawdę sobą. Te związki między szerokością i długością geograficzną a sposobem patrzenia na świat są tutaj skomplikowane, ale jednak czytelne. Bo zbliżenia z północnym stylem bycia i tamtejszym funkcjonowaniem to przecież jedno z najważniejszych życiowych doświadczeń, po którym Braverman będzie w stanie zidentyfikować siebie i swoje potrzeby oraz zrozumie, na czym polega przynależność. Przede wszystkim do północnej Norwegii, do której powroty były zawsze ważne i z różnych powodów konieczne.

Północ Norwegii to nie minimalistyczne meble i zachowawcza uprzejmość. Tam ludzkie instynkty i namiętności wyrażane są wprost i kompulsywnie zaspokajane albo też wywołują specyficzny rodzaj frustracji. Braverman opowiada o ludziach, z którymi połączyły ją bardzo silne więzi emocjonalne, ale także o tych, których sfera emocji często podporządkowana jest trudnym warunkom atmosferycznym. Norweska prowincja, gdzie rytm i sens życia narzuca natura, to taki mikrokosmos relacji społecznych, dla których jest wiele definicji spoza tego świata. Nikt jednak nie umie oddać i nazwać, czym jest codzienność człowieka Północy. Blair Braverman nie tylko w tę codzienność wchodzi. Ona się w niej wygodnie mości – jak w śnieżnej jaskini, w której przetrwała noc, ale miała potem problem z wydostaniem się. Miejsce, gdzie znalazła swój rytm, własną temperaturę emocji i słów oraz tempo działania, stało się miejscem, które nigdy nie będzie dane raz na zawsze, ale stanie się punktem na mapie ważnym z wielu powodów.

„Witajcie na cholernej Arktyce” to przede wszystkim pasjonujący obraz tego, co przydatne, a co konieczne, by znieść trudy życia w miejscu, które pozornie nie jest przyjazne, za każdym razem odczuwa się konieczność walki z nim. Jednak autorka nie walczy o przetrwanie. Próbuje zrozumieć specyfikę działania i postępowania ludzi Północy, ale umie także nazwać ludzką tymczasowość tam, gdzie trzeba iść na wiele kompromisów, by powiedzieć „jestem u siebie”. Ci, którzy mogą tak stwierdzić, przeżywają na co dzień wiele trudności. Bo życie na Północy zawsze jest trudnością oraz wyzwaniem. Trzeba wiedzieć, kiedy i na jakie kompromisy iść. I zawsze trzeba być odważnym. Nieprzypadkowo książkę otwiera scena intymnego wyznania przy ognisku – zapowiada opowieść o różnego rodzaju wyzwaniach i odwadze także. Braverman zaczyna rozumieć, że w północnych dekoracjach odważne decyzje to codzienność. Inaczej funkcjonować się nie da.

Ta pasjonująca opowieść pięknie obrazuje, jak natura formuje człowieka, każąc mu odczuwać w specyficzny sposób życie, ale także odnieść się do śmierci. Dowiemy się, czym jest północna żałoba, ale także północny witalizm – skryty w nurcie opowieści i działań. Przyjrzymy się temu, jak na Północy opowiada się historie i co je tworzy. Posmakujemy moroszki i znajdziemy się blisko psów tworzących zaprzęgi. Bo Braverman opowiada także o swojej miłości do tych zwierząt. Od nich można uczyć się technik przetrwania i przy nich przestać się bać. Na przykład wtedy, gdy przeżywa się pierwszy taki strach w lodowatej szwedzkiej tundrze.

To książka dla zainteresowanych Północą, którzy nie chcą o niej wykładów ani poetyckich etiud. Prostolinijna, szczera i uczciwa względem czytelnika opowieść o sensie życia i przekraczaniu kolejnych granic – by się nie bać, być pewnym siebie i rozkoszować krajobrazem, który mimo surowości jest najpiękniejszą rzeczą, jakiej można doświadczyć w życiu. Przekonujące? Mam nadzieję. Minus dziesięć stopni mrozu będzie po lekturze tej książki odbierane zupełnie inaczej.

1 komentarz:

ClaudiaMorningstar pisze...

Tytuł na pewno brzmi ciekawie!