Wydawca: Wydawnictwo
Kobiece
Data wydania: 20 lutego 2019
Liczba stron: 320
Przekład: Ewa Borówka
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Mroźna miłość
Autorzy piszący o Północy
popadają w dwie nieco irytujące mnie skłonności. Obrazując jej surowość, albo
są zbyt poetyccy i budują nie książki, lecz dzieła sztuki z wydumanymi figurami
retorycznymi, albo też stawiają na naturalizm, pisząc o najprostszych ludzkich
potrzebach, których spełnienie w opisywanych warunkach jest bardzo trudne i ma
zajmować wyobraźnię czytelnika. Blair Braverman unika tych dwóch sposobów
obrazowania Północy. Jest po prostu bezpretensjonalna i w lekkim stylu opowiada
o swoich dwóch ważnych życiowych inicjacjach. Obserwujemy jej dokonania na
alaskańskim lodowcu oraz w północnej Norwegii. Niedostępność Północy ani nie ma lirycznej nuty, ani też nie wiąże się
z bezwzględną walką o przetrwanie. Północ Braverman to oczywiście specyficzna
niedostępność, ale przede wszystkim przestrzeń wyjątkowych relacji z ludźmi.
Radosnego i czułego doświadczania świata, w którym żyje się intensywnie, bo
jest to życie pełne poszukiwań. Myślę, że ta książka najlepiej obrazuje
kondycję człowieka Północy jako istoty ciągle wędrującej, szukającej, będącej w
ciągłym – dosłownym i metaforycznym – ruchu. Dlatego czyta się to z
przekonaniem, że autorka doskonale wie, o czym pisze, bo pisze o tym, co kocha.
„Witajcie na cholernej
Arktyce” ze swoim dobrze dobranym tytułem zadaje kilka zasadniczych pytań. „O
przemoc, chłód i miejsce na świecie”. Braverman opowiada o doświadczaniu bardzo
intensywnej męskości. O mężczyznach, którzy usiłują się do niej zbliżyć w
warunkach, w jakich widzimy ich atawistyczne potrzeby, do których zaspokojenia
dążą w bezkompromisowy sposób. To będzie
zatem opowieść także o przemocy seksualnej. Stygmatach uniemożliwiających
autorce stworzenie dobrej i konstruktywnej relacji z mężczyzną. Ale także o
mężczyznach odczarowujących tę grozę. Takich, dzięki którym trudy życia na
Północy były łatwiejsze do zniesienia. Szczerych i otwartych. Dających
szansę na to, by można było jednak zaufać męskości. Pytając o chłód, Braverman
opowiada przede wszystkim o jego pokrzepiającej mocy i o tym, że idealne
dziesięć stopni na minusie może stać się początkiem pięknego dnia i wielkiej
przygody. Zadając pytanie o miejsce na świecie, autorka sugeruje kilka
odpowiedzi i nie zaznacza, która z nich miałaby być najwłaściwsza. Czy miłość
do Północy i te nieustanne do niej powroty to próba znalezienia sobie
prywatnego raju na ziemi, czy też może chodzi o konteksty, w jakich pojawią się
pytania o przynależność tak w ogóle? Ta książka zada jeszcze jedno ważne
pytanie: czy entuzjazm w opowiadaniu o północnym życiu i funkcjonowaniu w
trudnych warunkach to świadectwo tego, że od życia się ucieka, czy też może
tego, że wreszcie bierze się za nie pełną odpowiedzialność?
Braverman rozmyśla także nad
poczuciem bezpieczeństwa, takim głęboko egzystencjalnym i potrzebnym do
odnalezienia dalszych życiowych priorytetów. Robi sobie zasadnicze założenie: „Jeśli
pozostanę bezpieczna na tej ziemi, może poczuję się bezpiecznie we własnej
skórze”. Bo doświadczenia autorki sięgają bardzo młodego wieku, gdyż rozpoczyna
ona swoją przygodę z Północą jeszcze jako nastolatka. Śledzimy jej dzieje,
podziwiając pewną bezkompromisowość wyborów i pewność tego, gdzie chce być
naprawdę sobą. Te związki między szerokością i długością geograficzną a
sposobem patrzenia na świat są tutaj skomplikowane, ale jednak czytelne. Bo zbliżenia z północnym stylem bycia i
tamtejszym funkcjonowaniem to przecież jedno z najważniejszych życiowych
doświadczeń, po którym Braverman będzie w stanie zidentyfikować siebie i swoje
potrzeby oraz zrozumie, na czym polega przynależność. Przede wszystkim do
północnej Norwegii, do której powroty były zawsze ważne i z różnych powodów
konieczne.
Północ Norwegii to nie
minimalistyczne meble i zachowawcza uprzejmość. Tam ludzkie instynkty i
namiętności wyrażane są wprost i kompulsywnie zaspokajane albo też wywołują
specyficzny rodzaj frustracji. Braverman opowiada o ludziach, z którymi
połączyły ją bardzo silne więzi emocjonalne, ale także o tych, których sfera
emocji często podporządkowana jest trudnym warunkom atmosferycznym. Norweska
prowincja, gdzie rytm i sens życia narzuca natura, to taki mikrokosmos relacji
społecznych, dla których jest wiele definicji spoza tego świata. Nikt jednak
nie umie oddać i nazwać, czym jest codzienność człowieka Północy. Blair
Braverman nie tylko w tę codzienność wchodzi. Ona się w niej wygodnie mości –
jak w śnieżnej jaskini, w której przetrwała noc, ale miała potem problem z
wydostaniem się. Miejsce, gdzie znalazła swój rytm, własną temperaturę emocji i
słów oraz tempo działania, stało się miejscem, które nigdy nie będzie dane raz
na zawsze, ale stanie się punktem na mapie ważnym z wielu powodów.
„Witajcie
na cholernej Arktyce” to przede wszystkim pasjonujący obraz tego, co przydatne,
a co konieczne, by
znieść trudy życia w miejscu, które pozornie nie jest przyjazne, za każdym
razem odczuwa się konieczność walki z nim. Jednak autorka nie
walczy o przetrwanie. Próbuje zrozumieć specyfikę działania i postępowania
ludzi Północy, ale umie także nazwać ludzką tymczasowość tam, gdzie trzeba iść
na wiele kompromisów, by powiedzieć „jestem u siebie”. Ci, którzy mogą tak
stwierdzić, przeżywają na co dzień wiele trudności. Bo życie na Północy zawsze
jest trudnością oraz wyzwaniem. Trzeba wiedzieć, kiedy i na jakie kompromisy
iść. I zawsze trzeba być odważnym. Nieprzypadkowo książkę otwiera scena
intymnego wyznania przy ognisku – zapowiada opowieść o różnego rodzaju
wyzwaniach i odwadze także. Braverman zaczyna rozumieć, że w północnych
dekoracjach odważne decyzje to codzienność. Inaczej funkcjonować się nie da.
Ta pasjonująca opowieść
pięknie obrazuje, jak natura formuje człowieka, każąc mu odczuwać w specyficzny
sposób życie, ale także odnieść się do śmierci. Dowiemy się, czym jest północna
żałoba, ale także północny witalizm – skryty w nurcie opowieści i działań.
Przyjrzymy się temu, jak na Północy opowiada się historie i co je tworzy.
Posmakujemy moroszki i znajdziemy się blisko psów tworzących zaprzęgi. Bo
Braverman opowiada także o swojej miłości do tych zwierząt. Od nich można uczyć
się technik przetrwania i przy nich przestać się bać. Na przykład wtedy, gdy
przeżywa się pierwszy taki strach w lodowatej szwedzkiej tundrze.
To książka dla
zainteresowanych Północą, którzy nie chcą o niej wykładów ani poetyckich etiud.
Prostolinijna, szczera i uczciwa
względem czytelnika opowieść o sensie życia i przekraczaniu kolejnych granic –
by się nie bać, być pewnym siebie i rozkoszować krajobrazem, który mimo
surowości jest najpiękniejszą rzeczą, jakiej można doświadczyć w życiu.
Przekonujące? Mam nadzieję. Minus dziesięć stopni mrozu będzie po lekturze tej
książki odbierane zupełnie inaczej.
1 komentarz:
Tytuł na pewno brzmi ciekawie!
Prześlij komentarz