Wydawca: Czarna
Owca
Data wydania: 24 kwietnia 2019
Liczba stron: 192
Przekład: Magdalena Słysz
Oprawa: miękka
Cena det.: 29,99 zł
Tytuł recenzji: Listy i konfrontacje
Człowiek z Tollund doczekał
się kolejnej obecności w literaturze. Tym razem nie jest to poezja Seamusa
Heaneya, lecz zgrabny debiut prozatorski Anne
Youngson. To historia o tym, że przypadek zbliża dwa światy, dwie
wrażliwości i dwie narracje. Książka stworzona z listów. Natychmiast i
intensywnie wzbudzająca czytelniczą ciekawość tego, czy piszący do siebie
spotkają się wreszcie. Zmumifikowane
zwłoki człowieka epoki żelaza staną się punktem wyjścia do rozważań o
uniwersalizmie tego, co przeżywamy w relacjach – zawsze tak samo i zawsze z
podobnym natężeniem emocji, ale jednocześnie zawsze oryginalnie. Żyjący
ludzie są dla siebie równie wielką zagadką jak wydobyte z bagien ciało, które
tworzy tu początek intrygującej opowieści o tym, w jaki sposób możemy stać się
dla siebie wyjątkowi.
Tina żyje w otoczeniu
angielskiej farmy, Anders w duńskim świecie obowiązków kustosza muzeum. Ona
otoczona jest wieloma formami życia, celebruje teraźniejszość, docenia swój
czas (nie jest młoda) i potrafi przyglądać się witalizmowi świata z wyjątkową
uwagą oraz czułością. On zasadniczy i kostyczny, mieszkający wedle
funkcjonalnych skandynawskich wzorców w mieszkaniu bez duszy, skoncentrowany na
pracy, metodyczny, racjonalista bez umiejętności wejścia w kontakt ze swoimi
prawdziwymi emocjami. Tina zbliży się do Andersa w bardzo specyficzny sposób.
Żadne z nich nie będzie udowadniać drugiemu, że jego sposób na życie jest
lepszy czy ciekawszy. Youngson
skonfrontuje ze sobą dwie silne osobowości, które na co dzień żyją inaczej, ale
potrzebują i oczekują od drugiego człowieka tego samego. Może empatii, a może
umiejętności określenia, kim są z innej perspektywy. Bo listy wymieniane
przez Tinę i Andersa to także świadectwa takiej nonszalanckiej, ale bardzo
intensywnej ciekawości tego, w jaki sposób postępowanie i rozmyślania widzi ta
druga strona. Autorka rozepnie most porozumienia między Anglią a Danią, ale w
gruncie rzeczy opowie o tym, czym jest kontakt międzyludzki, czym taka
konfrontacja jest dla tożsamości. Opowie jednak przede wszystkim o tym, w jaki
sposób rodzą się bliskość i wzajemny szacunek. Z tych listów wiele można byłoby
się nauczyć. O takcie, rozsądku, umiejętności wczuwania się w problemy innych,
ale przede wszystkim o tym, w jaki sposób nienarzucająco określić własne
zdanie, spojrzeć na życie drugiego człowieka krytycznie, ale i z dużą dozą
szacunku.
Anne
Youngson interesuje ludzka potrzeba przynależności. Zarówno Tina, jak i Anders
doskonale wiedzą, skąd pochodzą, kim się stali, od czego są zależni i co ich
kształtuje. A jednak wymieniając listy, odkrywają, że nie ma aż tak wielu
pewników w życiu żadnego z nich, bo to drugie potrafi pokazać pewne
niedostrzegalne niuanse. Na nich zaś zasadza się czasem fasadowość
tego, czemu ufaliśmy przez całe życie. Zdecydowanie bardziej rozwojowym
bohaterem jest tutaj Anders. Tina jest od początku otwarta, empatyczna, skłonna
do dialogu, poznawania czegoś nowego. Anders wszelką uczuciowość chciałby
zastąpić racjonalizmem, jednak szybko zdaje sobie sprawę, że wymiana listów z
kobietą, która jako dziewczyna była zafascynowana badaniami archeologicznymi
ogniskującymi się wokół eksponatów jego muzeum, będzie zaskakującą przygodą.
Intelektualną, ale i emocjonalną. Oboje wrócą do tych zdarzeń z historii, które
nakazały im ostrożność, pewną zachowawczość uczuciową. Oboje ujrzą siebie w nowym
świetle. Wymiana listów stanie się dla obojga istotnym doświadczeniem
egzystencjalnym. To niesamowite, jak ze zwykłej znajomości Youngson tworzy nam
opowieść o wyjątkowej przyjaźni, w której nikt nikogo nie ocenia, lecz stawia
mądre i zasadne pytania o tożsamość i poczucie sensu w życiu.
„Spotkajmy się w muzeum” to
powieść, w której tak dramatyczne kwestie jak śmierć bliskich osób ukazane są w
taki sposób, że nie mamy poczucia, iż boleśnie ingerujemy w świat przeżyć
bohaterów, czytając nieprzeznaczone dla naszych oczu wyznania. Sama konwencja
książki wymusza wiele dodatkowych pytań o to, kim są i czy w jakikolwiek sposób
kreują się przed drugą osobą ludzie, których dialog to wymiana zapisanych
kartek papieru. Przechodzi potem w korespondencję elektroniczną, aby
zasygnalizować współczesny czas powieści, jednak jej bohaterowie pozostają w
taki magiczny sposób staroświeccy. W tym, jak zwracają się do siebie, jak
komentują ważne wydarzenia ze swojego życia, i w tym, kim ostatecznie się dla
siebie stają w tej relacji. Treść listów to jedno, ale z tyłu głowy wciąż
pozostaje pytanie, o którym wspomniałem na wstępie. Bardzo pomysłowa
narracja Youngson przykuwa uwagę, bo
każe zastanowić się nad tym, co w zasadzie przedstawia – rzetelną wiwisekcję
duszy dwojga zbliżających się do siebie ludzi czy pewną kreację stworzoną na
odległość i kontynuowaną z każdym kolejnym listem?
Ale i tak najbardziej ujmujące
są te momenty książki, kiedy bohaterowie będący przecież w jesieni życia
odkrywają doznania i wzruszenia, którym poddają się z dziecięcym wręcz żarem i
niefrasobliwością. Tina będzie musiała podjąć kilka ważnych decyzji, a może i
tę najważniejszą w życiu. Anders wydobędzie się ze swego surowego
skandynawskiego wnętrza – dosłownie i metaforycznie, bo dzielący go od Tiny
dystans zatrze umiejętnościami, które zdobędzie poddany także czemuś w rodzaju
życiowej próby. „Spotkajmy się w muzeum” to czuły zapis bliskości
międzyludzkiej, o którą tak trudno i która być może bez komunikacji pisemnej
nie mogłaby się pojawić, zaistnieć, zaznaczyć swojej obecność i doprowadzić do
zmian. Czyta się to z niesłabnącą
nadzieją na to, że nie zatraciliśmy umiejętności werbalizowania swoich emocji
oraz przeżyć i że bohaterowie książki potrafiliby do siebie mówić tak, jak
piszą. Dlatego Youngson wzbudza emocje, ale także pytania. Pomysłowa
konstrukcja książki obnaża to, w jaki sposób ludzie oddalają się od świata
własnych przeżyć, ale jednocześnie uzmysławia, że w sprzyjających
okolicznościach jesteśmy w stanie opowiedzieć sobie zwyczajne, a jednak
niezwykłe rzeczy. W tym wszystkim duch zmumifikowanych zwłok, w których kiedyś
też tliły się życie i jakieś emocje. Wychodząc od archeologicznej fascynacji,
autorka pokazuje, że żyjący ludzie mogą dla siebie stanowić nie mniejsze
wyzwanie niż fantazjowanie o człowieku z odległej przeszłości. Mogą spotkać się
tu i teraz, czyniąc swoje przewidywalne życie niezwykłą przygodą – oczekiwania,
odpowiedzi, bliskości mimo oddalenia. Ciekawie skonstruowana opowieść o tym,
czego wciąż na nowo w sobie szukamy. I o tym, że wbrew pozorom dość łatwo to
odnaleźć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz