2019-07-26

„Zabij ich wszystkich” Robert Ostaszewski


Wydawca: Świat Książki

Data wydania: 24 kwietnia 2019

Liczba stron: 328

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Wokół zła

Segment współczesnej literatury kryminalnej jest w Polsce całkowicie zagospodarowany. Znane nazwiska, bestsellerowe tytuły – nawet wówczas, gdy nie zasługują na miano bestsellera. Trudno tutaj coś ugrać, trudno o czymś nowym napisać, a przede wszystkim niezwykle trudno zaskoczyć. Robertowi Ostaszewskiemu się udaje, choć nie robi niczego spektakularnego. Nie eksperymentuje z formą, nie stwarza na siłę oryginalnej fabuły. Po prostu opowiada wielowątkową historię, której początek tkwi w pewnej zbrodni wojennej, a koniec… cóż, trzeba przeczytać, by zastanowić się, czy ta opowieść ma koniec. Nie chodzi nawet o zgrabną kompozycję klamrową tej powieści, ale o sugerowanie, że krąg zła jest wciąż zamknięty, gdzieś i z jakiegoś powodu zło wciąż rezonuje. Nie ma od niego ucieczki i nie ma wytchnienia. Dlatego też „Zabij ich wszystkich” to nie tylko kryminał z lokalnym śląskim adresem, ale też uniwersalna rozprawa o charakterze ludzkiego zła i o tym, jak jeden potworny czyn jest w stanie generować kolejne. Aż do momentu, gdy zło ma już zbyt wiele mrocznych definicji.

Ostaszewski odchodzi nieco od mroku serwowanego nam w „Zginę bez ciebie”. Tam był bardziej kameralny, skupiony na mało spektakularnych dramatach, wchodził w głąb zagubionej psychiki, oddawał trudność samej egzystencji. W tej powieści jest inaczej. Nie ma pogrążonego w depresyjnych rozmyślaniach samotnego wilka, który mierzy się z zagadkami śmierci. Jest – można by powiedzieć – bardzo normalnie i nad wyraz racjonalnie. Zwłaszcza że toczyć się tu będzie walka z wyobrażeniami, groźnymi wizjami, strukturą budującą przerażającą sektę. Tym razem katowickie śledztwo poprowadzi aż trójka gliniarzy. To oryginalne o tyle, że pracują jakby rotacyjnie, bo dwóch z nich od śledztwa odrywa to, co potrafi oderwać najskuteczniej – problemy związane z prozą życia. Nikt tu jednak nie będzie się nad sobą użalał, nie będzie retrospekcji budujących wrażenie melancholijnego smutku (będą funkcjonować w innym znaczeniu). Nie będzie też… wulgaryzmów tak charakterystycznych dla tego rodzaju prozy i choć puryzm językowy jednego ze śledczych wygląda mimo wszystko nieprzekonująco, autor pozbawi tę powieść bezmyślnego przeklinania. Będzie za to działanie – metodyczne, oparte na standardowych metodach, błądzące i analizujące fałszywe tropy, ale bardzo skupione. Choć jednocześnie prowadzone w mało komfortowych warunkach, kiedy przełożeni są obcesowi i roszczeniowi.

Samo zabójstwo nie jest jakoś spektakularne, choć wiążą się z nim tajemnice. A także niezwykłość narzędzia zbrodni, które zaskakuje prawie tak samo jak odkurzacz z jednej z powieści Yrsy Sigurðardóttir. Ktoś morduje byłego muzealnego portiera, którego biografię trzeba prześwietlić, by odnaleźć trop zabójcy. A o to bardzo trudno, choć pracują nad tym wspomniane trzy głowy – aspirant Mateja, komisarz Tyszka i nadkomisarz Polański. Robert Ostaszewski wtłacza nas w świat codziennych zależności oraz dylematów wynikających z pracy grupowej w policji. Dba o indywidualizację swoich bohaterów nie tylko dlatego, że dopisuje im czytelne biografie. Pokazuje, że w pogoni za zabójcą konieczne jest połączenie sił. Z niego wynika dużo więcej niż mocniejsze skupienie na sprawie. Ta powieść to w gruncie rzeczy historia o szorstkiej, ale silnej męskiej przyjaźni. I o poszukiwaniu śladów zła, które doprowadzą do zaskakującego śledczych miejsca.

„Zabij ich wszystkich” to narracja, w której autor bardzo dba o wiarygodność szczegółów. Widać to na każdym poziomie, to naprawdę przemyślana w każdym szczególe rzecz. Nawet jeśli odnosi się do opisu wyglądu czegoś zupełnie nieznaczącego. Podoba mi się bardzo także niespieszny rytm opisów, które w żaden sposób nie irytują tutaj funkcją retardacyjną. Jest też charakterystyczny język bohaterów… mierzących się z przyzwyczajeniami językowymi innych. Przede wszystkim jednak interesujący jest obraz Śląska wraz z jego historią – nie dotyczy to tylko prezentowanej topografii, ale ujęcia miejsca w język i mentalność bohaterów. Jeden z nich nie zna Katowic w ogóle, odkrywa miasto dopiero w trakcie śledztw. To prowadzone w powieści stawia na jego drodze ludzi, dla których Śląsk to często gorzka przynależność. Ale także miejsce, w którym latami można było tuszować zło.

To wydobywa się stopniowo. Ostaszewski dba o to, byśmy – jak jego policjanci – gubili tropy i chwilami czuli się bezradni. Prawda o zabójstwie Stefana Wilka to jednocześnie prawda o okrucieństwach, które zainicjowały szantaż. A później kolejny akt zbrodni. Wszystko to bardzo przejmujące, a ponieważ zdecydowanie realistyczne, wchodzi gdzieś głęboko pod skórę. Odnosi się wrażenie, że czytamy o zwykłych ludzkich słabościach i żądzach, o jakich napisano już wszystko, a jednak ta pozornie czytelna historia każe wciąż na nowo zastanawiać się nad tym, od czego to wszystko się zaczęło. Stąd też poczucie, że „Zabij ich wszystkich” to książka, w której zwraca się pamięć sprawom, o których najlepiej byłoby milczeć. Ale nie jest to opowieść o przemilczeniach. Śląsk wybrzmiewa w niej bardzo wyraźnie. To nie tylko język – choć autor zrezygnował z wprowadzenia gwary, by czytało się lepiej – ale także sposób, w jaki Ostaszewski portretuje przesłuchiwanych albo ludzi znajdujących się w pobliżu śledczych, gdy ci ciężko pracują.

Są w tej książce prologi i epilogi, a liczba mnoga to kolejny dowód na to, że autor stara się być niejednoznaczny i nietuzinkowy. Przejmuje także to, w jaki sposób osadza zbrodnię w rzeczywistości, która jakby zawiesiła się na krawędzi – wszyscy i wszystko tkwią w czasie przeszłym, dzisiejsi policjanci wydają się w penetrowanym przez nich środowisku anachroniczni. Widać tu spory rozdźwięk między tym, jak funkcjonuje Śląsk dzisiaj, a tym, jak funkcjonował kiedyś i jaki rodzaj ludzkich patologii wówczas generował. Ogólnie jednak jest to też przygoda z miejscem i sentymentem do niego – widać, że Robert Ostaszewski twórczo wykorzystuje miejsca kiedyś i dzisiaj działające na jego wyobraźnię. W tym znaczeniu to książka bardzo osobista, ale też czytelne opowiedzenie się za tym, że z każdym rodzajem ludzkiego zła trzeba walczyć, także przez pamięć o nim.

Ciekawa jest ewolucja pisarska autora. Od wspomnianej we wstępie kameralnej narracji bardzo w stylu Mateusza Marcina Lemberga po rzecz, w której świat przedstawiony zdaje się racjonalny do bólu, a każdy jego element poddany metodycznej analizie przed skonstruowaniem kolejnej wolty, zbudowaniem napięcia, oswojeniem czytelnika z nowym bohaterem czy zdarzeniem. Myślę, że „Zabij ich wszystkich” to pozornie dość statyczna powieść kryminalna, kryjąca w sobie jednak mocno emocjonalny potencjał. Zwłaszcza gdy po przewróceniu ostatniej strony zastanowimy się nieco dłużej nad znaczeniem tytułu.

Brak komentarzy: