2019-11-11

„Kroniki oporu i miłości” Inga Iwasiów


Wydawca: Świat Książki

Data wydania: 4 września 2019

Liczba stron: 384

Oprawa: miękka

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Historia i światopogląd

To, co charakterystyczne dla twórczości Ingi Iwasiów – niepowtarzalna fraza z nieoczywistymi doborami słów, motyw kobiety poszukującej własnej tożsamości, czuły portret Szczecina i bezkompromisowość w wyborach bohaterek – ujawnia się w „Kronikach oporu i miłości” w nieco inny sposób. Można pójść za fantazją, że to najbardziej dojrzała powieść tej autorki, ale łamie mnie w tym przekonaniu to, że Inga Iwasiów jak mało która pisarka współczesna od lat doskonale wie, jak i o czym opowiedzieć. Myślę, że jej najnowsza książka staje się trochę odpowiedzią na futurystyczną powieść „Na krótko”, ale także obrazuje inny, kontrastowy sposób poszukiwania doświadczeń cielesnych, bardzo skoncentrowany na tym, co trwałe i powtarzalne, bez eksperymentów i poszukiwań z „W powietrzu”. Najmocniej przykuwa do tej książki jej umiejętność interesującego łączenia tego, co prywatne, z tym, co społeczne, także polityczne. Iwasiów chce ukazać, że za każdym światopoglądowym wyborem stoi jakaś prywatna, nieskończona i trudna historia. Bohaterka posługuje się słowami jak orężem, ale znajduje się także, a może przede wszystkim pośród myśli, czegoś niezwerbalizowanego – czegoś, co odciska swój ślad na tym, jak słowami opisuje się rzeczywistość. Jako aktywistka ma się zająć spisywaniem oblicz wściekłości, żalu i bezradności, ale jednocześnie także musi oddać w słowach przedsiębiorczość, pomysłowość oraz siłę. Bardzo ciekawe jest śledzenie, jak to, co publiczne, rezonuje w niej prywatnie. W jaki sposób ścieżka doświadczeń osobistych prowadzi ku takim, a nie innym wyborom w życiu społecznym. Ale nade wszystko ciekawi śledzenie procesu samostanowienia. Zastanawianie się nad momentami życia bohaterki, które pozwoliły jej uznać, że jest gotowa, by publicznie pokazać, jaki kierunek świata i relacji międzyludzkich staje się jej świadomym wyborem.

Współistnienie tego, co intymne, z tym, co wystawione na widok publiczny, stwarza podobnie opisane dramaty. Jest historią dwóch opowieści o lęku przed tym, jak zostanie się odebranym. Z jednej strony Małgorzata musi pożegnać swoją kochankę i partnerkę. Osobę, z którą dokonywała świadomych wyborów, egzemplifikowanych we wspomnieniach przez pewne rytuały oraz czułostki, które odchodzą w niebyt, są już czasem przeszłym. Bohaterka piekielnie boi się tego rozstania, ale zdaje sobie sprawę, że emocjonalnie sprawa jest już przegrana. Inaczej widzi się jako samotna kobieta, inaczej postrzegała się przez pryzmat swojego związku. Iwasiów proponuje nam fascynujący opis anatomii rozstania, ale zwraca uwagę przede wszystkim na to, co pozostaje po słowach, ocenach oraz komentarzach kogoś najbardziej intymnego. Z drugiej strony otrzymujemy obraz frustracji, lęku i pozorowanej pewności siebie wobec anonimowych aktów nienawiści, które pojawiają się po tym, jak bohaterka działa w przestrzeni publicznej. Folder z mailami pełnymi hejtu uwiera równie mocno co wypowiedziane słowa Anny, za którymi nie stoi już poczucie bezpieczeństwa. Świetna jest ta narracyjna zbieżność w przedstawianiu tego, jak nas opowiadają i nazywają w dwóch zupełnie różnych przestrzeniach.

Ale najbardziej frapujące i chyba najlepsze fragmenty tej powieści to historie rodzinne. Małgorzata szczególnie mocno ambiwalentny stosunek ma do swojej matki. Nie chce jak ona pójść na własny tapczan i odizolować się ze swoimi neurozami od świata, krzywdząc tym nie tylko siebie. W przeciwieństwie do matki unikającej bezpośredniości w nazywaniu siebie jej córka gotowa jest na klarowny i czytelny wyraz własnych oczekiwań, pragnień, potrzeb i poglądów, również politycznych. Matka – opisywana chyba najlepszą frazą i w doskonałych partiach retrospekcji – wydobywa się ze wspomnień oraz życia jako punkt wyjścia do świadomej drogi tego życia. Bez bierności, która krzywdziła wszystkich wokół. Bez jednoczesnej nonszalancji w tym, jak postrzega się otoczenie. Małgorzata chce być uważna, zaradna, empatyczna, ale przede wszystkim – w przeciwieństwie do matki – jakaś. Bardziej jak babka – charyzmatyczna i stanowcza. Tymczasem w jej życiu pojawiają się coraz trudniejsze starcia z mężczyznami. Tak jakby męskość była dla niej wyzwaniem, a matczyna bylejakość kobieca stawała się fundamentem buntu, budowania własnej kobiecości w opozycji, silnej i świadomej. Mężczyźni Małgorzaty sportretowani są w taki sposób, że w relacjach z nimi Iwasiów ukazuje to, co nieodsłonięte do końca, niewyjaśnione i ambiwalentne. W tym enigmatycznym tyglu zależności znajdzie się wycofany ojciec, wczesne macierzyństwo i opieka nad synem, specyficzny związek emocjonalny z bratem czy gorycz rozstania z mężem.

To wszystko bardzo silnie wpływa na to, jaka Małgorzata staje się w życiu publicznym. Widzimy, że żyje wciąż na adrenalinie, jest wszędzie obecna, angażuje się w wiele projektów. Jednocześnie w swej publicznej tożsamości wydaje się osamotniona i sfrustrowana. Obrazuje to rozbita na fragmenty i obecna przez cały czas w powieści scena rozmowy z Panem Afirmatorem, znawcą sposobu życia i myślenia społeczeństwa, który przyznaje sobie prawo omnipotencji w sprawie Polaków, zdobywając wierne grono wielbicieli i deprecjonując obecność Małgorzaty jako prowadzącej spotkanie z nim w dusznej sali, której duchota ma tu oczywiście znaczenie symboliczne. Powracająca co chwilę wymiana zdań jest tu walką na cięte riposty, ale jednocześnie obrazem niemożliwej komunikacji. To bolesne próby obnażenia szowinizmu czy myślowych uproszczeń dotyczących ról społecznych w dzisiejszej Polsce. Małgorzata cierpi, lecz trzyma gardę. Daje radę Afirmatorowi, daje radę frustrującym wspomnieniom, jest gotowa na nowy rodzaj walki, ale przede wszystkim nabierając pewności siebie, wie, w jakiej sprawie chce się wyrażać i co uczyni jej życie wreszcie słusznym oraz zasadnym. Dlatego ta powieść jest tak fascynująca do samego końca i można odnieść wrażenie, że dopiero ostatnie zdania rozwijają ją w kierunku, jaki nie został jeszcze przeanalizowany przez czytelnika.

„Kroniki oporu i miłości” to mądra książka o tym, kim stajemy się dla świata, oswajając swój mikroświat. Podobają mi się czytelnie zarysowane fronty walki bohaterki, ale także strumień retrospekcji wskazujący bardzo trudną drogę do tego, by być tak odważną, bezkompromisową i zdeterminowaną w publicznych działaniach. Inga Iwasiów odsłania tutaj także bolesną stronę rzeczywistości, w której wierzy się wszystkiemu, co nie wymaga większego głębszego zaglądania w siebie. To również powieść o przesycie – emocji, słów, postaw życiowych i niejasnych możliwości, pośród których można zgubić siebie. Jak zawsze z pięknie portretowanym Szczecinem, który jedna z bohaterek nazywa „miastem niemożliwym” w znaczeniu połączenia z resztą Polski. Iwasiów pisze o niemożliwościach oraz alternatywach mówienia o sobie i działaniach w zgodzie ze sobą, ale portretuje też czule stan, w jakim bolesna jest ta „pojedynczość”. Dlatego to książka intymna, a jednak też powieść o charakterze manifestu. Czyta się ją znakomicie.

1 komentarz:

Calaf pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.