2021-01-25

„Winni jesteśmy wszyscy” Bartosz Szczygielski

 

Wydawca: Czwarta Strona

Data wydania: 27 stycznia 2021

Liczba stron: 391

Oprawa: miękka

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Mroczna podróż

Doceniający twórczość Bartosza Szczygielskiego czytelnicy, do których od lat się zaliczam, nie będą zawiedzeni jego nową powieścią. Może odrobinę zaskoczeni, bo w tej książce zaznacza się bardzo wyraźnie sensacyjny sznyt, który nie do końca jest cechą rozpoznawczą dotychczasowego sposobu pisania tego autora. Dynamikę konstrukcji „Winni jesteśmy wszyscy” widać choćby w tym, że głównego bohatera definiuje przede wszystkim działanie. Pulsujący rytm powieści zaznaczają również wskazywane godziny. Jest gęsto i intensywnie. Co wcale nie znaczy, że Szczygielski rezygnuje z pogłębiania psychologii swoich postaci, ale tutaj robi to nieco inaczej niż we wcześniejszych książkach. Mamy do czynienia ze specyficzną prozą drogi. To przemierzanie konkretnych kilometrów i znajdowanie się w konkretnych miejscach, ale z całym tym rollercoasterem fabularnym ściśle związany jest symboliczny wymiar wędrówki. To nie tyle wędrowanie w głąb siebie, ile coś na kształt drogi krzyżowej, której kolejnymi stacjami są niebezpieczne przestrzenie. Tam Szczygielski obdarowuje swoich bohaterów cierpieniem – dosłownym i metaforycznym. A wszystko zmierza ku odkryciu tajemnicy, którą zabiera ze sobą desperat popełniający samobójstwo.

„Winni jesteśmy wszyscy” to powieść bardzo misternie skonstruowana. W trakcie czytania pojawiają się liczne znaki zapytania, chce się kwestionować logikę, wydaje się, że nie wszystko układa się w spójną całość. Jednak nawet tam, gdzie opisane są najmniej istotne postacie epizodyczne, nie ma miejsca na przypadek. Szczygielski opowiada historię człowieka, który musi ruszyć w drogę, by rozwiązać zagadkę zniknięcia jednej z bliskich mu osób, ale ta podróż ma być również przerażającym świadectwem tego, że dramatyczne zdarzenia, których był częścią, mają ukryte znaczenie. Tym razem również będzie bardzo mrocznie, jednak najciekawsze są nietuzinkowe relacje dwójki bohaterów – byłego wojskowego, który zamienił się w korposzczura i był świadkiem krwawej jatki, oraz policjantki działającej w ukryciu. Aspirantki, która wymęczyła już Konrada Łazara podczas przesłuchań, a teraz z zaskakującą intensywnością zbliża się do niego. Razem ruszają w podróż. Taką, której celem dla każdego z nich jest co innego. Ale reszta musi już pozostać milczeniem, bo dać się tym razem zaskoczyć Bartoszowi Szczygielskiemu to przeżyć historię lęku i wyrzutów sumienia skontrastowanych z adrenaliną wyzwoloną przez pewne życiowe błędy.

Nie muszę nikogo przekonywać, że Szczygielski to mistrz dynamicznego otwarcia. Tu nie będzie inaczej, choć tym razem autor zrezygnuje z klamry kompozycyjnej. Konrad Łazar przygląda się ciału swojej dziewczyny Agnieszki rozerwanemu przez kulę i usiłuje zatamować krew z własnej rany. A potem jest świadkiem tego, co otwiera tę przejmującą powieść. Najważniejsza zagadka związana jest z postacią, która ginie śmiercią samobójczą. To popularne rozwiązanie w powieściach tego gatunku, wzmagające czytelniczą uwagę. Nic nowego już się nie wydarzy, wszystko ukryte jest w odmętach przeszłości. Czy na pewno? Widać na każdej stronie, że Bartosz Szczygielski chce uciec od prostych rozwiązań. Proponuje nieoczywistego bohatera głównego z kompleksami, neurozami i pewnym typem aspołeczności. Konrad stara się obejmować rzeczywistość jako całość, ale nie jest wolny od chorobliwego zwracania uwagi na szczegóły. Dba o swój płaszcz, nieustannie irytują go ceny kupnej kawy, perfekcyjnie parkuje swój samochód. Nie jest mu obca ironia w ocenie najbardziej nawet nieironicznej sytuacji lub postaci. Tu należy zwrócić uwagę na charakterystyczny język tej powieści. Wspomniana ironia i czarny humor obecne są przez cały czas. Do momentu, gdy nie można już opisywać świata tej powieści z jakimkolwiek uśmiechem. I wówczas pełen uprzedzeń oraz złośliwości Konrad musi skoncentrować się wyłącznie na działaniu. A wraz z nim policjantka, która nie zachowuje się tak, jak to robią policjantki w powieściach kryminalnych. Oboje są względem siebie nieufni, ale decydują się współpracować. Dlaczego? Co będzie czytelne od początku w tej relacji, a co zaskoczy? Konrad stara się być czujny i gotowy do odparcia każdego ataku. Nie spodziewa się jednak ciosów, jakie otrzyma. Lecz mimo ciągłej niepewności wykaże się hartem ducha. Niezłomnością i bezkompromisowością pomimo bolesnego przeświadczenia, że jednak nie panuje nad tym, nad czym w swoim mniemaniu ma pełną kontrolę.

Kiedy pojmiemy przerażający rozmiar tajemnicy, którą autor ukrył w tej książce, zdamy sobie sprawę z tego, że to powieść o ludziach uciekających od problemów oraz o tych, którzy mają w sobie odwagę i siłę, aby się im przeciwstawić. Między tymi dwoma skrajnościami bardzo dużo smutku i zwątpienia. Fatalizm nasila się z każdą kolejną sceną, jednak nic nie jest do końca jasne. Również motywacje ludzi kryjących obsesje. „Winni jesteśmy wszyscy” zyskuje na tym o tyle, że staje się powieścią niesamowitego napięcia. Nie można być pewnym, kto ze stających na drodze opisanej przeze mnie dwójki odegra mniej, a kto bardziej istotną rolę. Ta intensywność jest utrzymana od początku do końca, co uważam za dużą sztukę, bo nawet sam autor może mieć problemy ze złapaniem tchu przy konstruowaniu takiej fabuły. Szczygielski wie, że opowiedzieć człowieka to pokazać, jak działa w określonych sytuacjach i jak reaguje w emocjonalnej relacji. Wszystko składa nam się tutaj na świat pozbawiony nadziei. Ale tym razem autor świetnych powieści noir próbuje pokazać coś innego. Siłę i bezradność zderzone ze sobą w nietuzinkowej historii. Pośród znakomitych scen, jak choćby ta cmentarna z identyfikacją linii papilarnych czy chwytające za gardło finałowe rozdanie.

W „Winni jesteśmy wszyscy” czytelnik od początku gubi się pośród niedopowiedzeń. Świat, do którego wchodzimy, jest w pewien sposób skończony. To świat po dramacie, którego pokłosiem jest każdy element rzeczywistości i do której Konrad jest niedopasowany. Albo której nie rozumie. Wydaje się, że to, co najbardziej dramatyczne, ma miejsce już na samym początku. A później odkrywamy, że przejmująca wędrówka to rozpaczliwa próba odnalezienia człowieczeństwa tam, gdzie zostało ono zdegradowane albo zakwestionowane. To również powieść dotykająca specyficznego rodzaju przemocy. Tej wobec najbardziej bezbronnych. A wszystko w dynamicznym stylu, w którym element sensacyjny przez chwilę bierze górę. Jednak to ten sam dobrze znany Bartosz Szczygielski opowiadający o tym, jak smutną i tragicznie samotną istotą jest człowiek. O tym, że walczyć to pokazywać swoją tożsamość. O walce, która może być bezkompromisowa, lecz mimo to prowadzić do wielkiej przegranej. Bez nadziei na happy end czyta się to jeszcze lepiej. Ale i tak Szczygielski zaskoczy – nie tylko w zakończeniu. To bardzo dobra powieść sensacyjno-kryminalna z przesłaniem, że nigdy nie zapominamy najgorszego. Myślę, że mocno wejdzie w podświadomość.

Brak komentarzy: