2021-01-22

„Ucieczka z Auschwitz. Historia protokołu z Auschwitz” Alfréd Wetzler


Wydawca: Marginesy

Data wydania: 27 stycznia 2021

Liczba stron: 392

Przekład: K. Dudzic-Grabińska, T. Grabiński

Oprawa: miękka

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Dwa spojrzenia

Fabularyzowana opowieść o ucieczce Rudolfa Vrby i Alfréda Wetzlera z Auschwitz to podwójna historia konfrontacji z niemożliwym. Najpierw z miejscem zagłady, w którym nikt nie śmie stawiać sobie pytania o jakąś inną rzeczywistość, a w szczególności o świat mogący nastąpić później. Potem – z bezkompromisową wędrówką po uzyskaniu wolności, czyli zdobyciu tego, czego nie doczekali sugestywnie sportretowani inni towarzysze niedoli. Obie te konfrontacje są dramatyczne, ale autor potrafi wskazać dla nich wspólny mianownik. To nie tylko determinacja, aby przetrwać. Atawizm pozwalający dokonać czegoś niewyobrażalnego. To głównie moralny imperatyw bycia świadkiem. Za ucieczką Vrby i Wetzlera stoi przecież jedno z najważniejszych świadectw XX wieku. Przytoczone w zakończeniu w postaci sprawozdań robiących równie przejmujące wrażenie co cała ta książka.

„Ucieczka z Auschwitz” przełamuje się na pół, ale za każdym razem jest opowieścią o pierwszym doświadczaniu obozu zagłady. Pierwszym spojrzeniu, zestawieniu ze słowem i z obrazem. Pierwszą przejmującą konfrontacją z czymś niemożliwym. Jak widzimy tu Auschwitz? Najpierw oczyma Karola, ostatniego syna odbieranego matce. Człowieka, który wielokrotnie zadaje sobie pytanie o to, do jakiego świata trafił, a kiedy zrozumie, że nie znajdzie na nie odpowiedzi, zdobywa się na wyjątkową formę determinacji. Ona zamienia się w bezwzględną chęć przetrwania, ale także czujność, by zapamiętywać wszystko ze szczegółami. Ta pamięć stanie się świadectwem, czyli drugą narracją o tym, jak człowiek po raz pierwszy spotyka się z Auschwitz. Uciekinier zdaje relację, a rozmówcy zamierają w milczeniu. Poznają szczegóły funkcjonowania w świecie mordu i śmierci, których nie są w stanie uporządkować w wyobraźni, nie są w stanie nadać temu żadnych sensownych ram. Dlatego Wetzler tak bardzo przejmuje, choć dwukrotnie opowiada to samo. Wszystko, co uniósł i umieścił w wyobraźni człowiek XXI wieku, a czego nie dało się wyrazić i zasadniczo nadal nie da. Bo ta książka dotyka bardzo mocno, choć opowiada o tym, o czym po raz pierwszy dowiadywałem się na lekcjach w szkole średniej, analizując twórczość Tadeusza Borowskiego. Tu w pierwszej odsłonie widzimy bezradność więźniów, którzy nie wierzą w przerażający absurd tego, gdzie się znaleźli, a potem słuchaczy niemogących znaleźć w swoim systemie wartości oraz doświadczeń odpowiedniego miejsca na to, by przyswoić relację uciekinierów. A potem uznać, że tak właśnie było.

Druga część książki, która opisuje już samą ucieczkę, wybrzmiewa bardziej kameralnie, kiedy opowiada o cierpieniu dwóch mężczyzn bezwzględnie podążających naprzód. Zdających sobie sprawę z tego, że na swoich ramionach niosą oczekiwania i nadzieje towarzyszy, których pozostawili w Auschwitz. Ich portrety ukazane są bardzo sugestywnie. We wzajemnych relacjach albo fragmentach tych relacji, bo tylko na to można było zdobyć się w obozie, widzimy wyraźniej architekturę terroru. Wetzler szczegółowo nakreśla siedlisko zagłady, w którym narodziły się determinacja i desperacja, by mimo wszystko dać świadectwo życiu. Dlatego opowieść o uciekaniu nie jest bynajmniej formalnym środkiem, by obniżyć napięcie emocjonalne tej książki. Od pierwszej do ostatniej strony towarzyszy nam ono bardzo wyraźnie, gdyż autor potrafi w niezwykle plastyczny sposób oddać to, jak świat staje się przestrzenią apokalipsy, a potem miejscem, w którym można odrodzić się na nowo. I dać świadectwo prawdzie. Niewyobrażalnemu. Opisać słowami to, czego nie da się w ten sposób opisywać.

A jednak „Ucieczka z Auschwitz” stawia na sugestywne opisy. Czasami są to po prostu przejmujące sceny. Jak ta obrazująca obłęd więźniarek, które pulsują w szalonym rytmie walki o życie. Jak scena, w której wizytujący obóz Himmler ogląda z zafascynowaniem proces gazowania więźniów. Jak opis okrutnego ceremoniału więziennego, w którym po obu stronach spotykają się ludzie, ale w tym, co się dzieje, nie ma nic ludzkiego. Ale Wetzler chce też odwoływać się do wyobraźni, dlatego dosadność opisów łączy z pewnymi poetyckimi wręcz elementami. Jakby chciał w swojej opowieści dać znać, że nie można tego wszystkiego opowiadać w konwencji dokumentu, bo świat zbrodni domaga się empatii, pokazując bezradność tkwiącego w nim człowieka. Wymownie i sugestywnie opowiedziane są zatem wszystkie trudne emocje. Również te związane z instynktownymi nadziejami. Bo instynkt nakazywał wciąż myśleć o życiu, nie wierząc w to, że może przejąć proces zabijania.

Karol i Valér, bohaterowie powieści, przez dłuższy czas niczym szczególnym pośród więźniów się nie wyróżniają. Czytelnik nie oczekuje, że to oni będą tymi najbardziej zdeterminowanymi buntownikami, że to oni opuszczą obóz. Pewnie dlatego, że portretowana jest zbiorowość. Ludzie pochodzący z różnych miejsc w Europie, ale zjednoczeni pod jednym adresem strachu i terroru. Jest jeszcze jedna kwestia. Wetzler cały czas daje do zrozumienia, że w obozie trudno było indywidualizować. „Na którąkolwiek twarz spojrzysz, widzisz siebie” – jak mówi jeden z bohaterów. Tam cierpienie nie miało personaliów ani cech osobowości. A jednak coś zdecydowało o tym, że właśnie ci mężczyźni podejmują się próby ucieczki. Zabierają ze sobą wszystko to, co chcieliby przekazać światu ci pozostający za drutem kolczastym. Bardzo ciekawy jest pomysł na samo wydostanie się z Auschwitz i tu czytelnik doskonale znający jego realia może być zaskoczony. Pomysł na zmylenie uwagi zbrodniarzy to początek drogi do tego, by jednak za wszelką cenę pokazać podmiotowość obozu koncentracyjnego. Opowiedzieć historię każdego, kto trafił tam najpierw w niemym zdziwieniu, a potem zdał sobie sprawę, że umrze samotnie i bez pamięci. Historia ucieczki opisana w tej książce to przede wszystkim świadectwo tego, że ludzką krzywdę można zabrać ze sobą. Bardzo trudno jest ją jednak opowiedzieć.

To książka o dwóch światach – odebranej i podarowanej wolności. Oba wyglądają wyjątkowo bezkompromisowo. Oba polegają na zderzeniu pragnień i oczekiwań z tym, jak niewyobrażalne może być to, czego się doświadcza. W opowieści o obozie zagłady wybrzmiewa najsilniej wątek męskiej solidarności. W niej rodzi się potrzeba zapamiętywania, a potem konieczność, by pamięć opowiadała zbrodnie. I braterstwo tych, którzy odważyli się przeciwstawić przeznaczeniu. Opowiedzieć o cierpieniu, dla którego nigdy nie było usprawiedliwienia. Mocna i bardzo potrzebna książka porządkująca znane fakty o Auschwitz, ale także pokazująca, że ta koszmarna przestrzeń funkcjonowała w świecie, który z różnych powodów zupełnie nic o niej nie wiedział. Przejmująca historia mająca miejsce naprawdę. Relacja ze świata, który nie mógł być prawdziwy, a jednak taki był. I wciąż domaga się nowych świadectw pamięci. Nawet teraz, w XXI wieku.

Brak komentarzy: