Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 28 lipca 2021
Liczba stron: 408
Oprawa: twarda
Cena det.: 49,90 zł
Tytuł recenzji: Wobec samego siebie
Trochę mnie dziwi cisza wokół nowej powieści Andrzeja Barta – rewelacyjnej i nowatorskiej formy rozliczenia się z własną twórczością, choć zapisanej w klasycznym, trochę nienowoczesnym stylu przypominającym książki Pawła Huellego czy Wiesława Myśliwskiego. Autor „Fabryki muchołapek”, która rezonuje tutaj w kilku wymiarach opowieści, proponuje nam autobiografizm z klasą i oryginalnym sznytem. Nie ma w tej książce charakterystycznego dla współczesnych narracji autotematycznych ekshibicjonizmu, nie ma żadnej dezynwoltury w przekazie, nie ma – jeśli użyć bardziej dosadnego określenia – wywlekania pisarskich wnętrzności przed czytelnikiem. „Dybuk mniemany” jest powieścią bardzo zagadkową. Wodą na młyn uważnych interpretatorów czy recenzentów. Jest w tej narracji sporo erudycyjnych wędrówek, w których mimo wszystko za każdym razem najważniejszy jest człowiek w swoim egzystencjalnym dramacie wyboru narzędzia do opowiedzenia siebie. Sfera kultury i sztuki sygnalizowana przez Andrzeja Barta na wielu poziomach i z mniejszym lub większym erudycyjnym zaangażowaniem, staje się tłem książki ujawniającej i gloryfikującej siłę samej opowieści. Opowieść jako taka zaczyna tu istnieć nie tylko w formie narracji z pewną funkcją i konkretnymi właściwościami. Opowieść zaczyna mieć tutaj skomplikowaną tożsamość. „Dybuk mniemany” to książka, w której dochodzi do zasadniczej konfrontacji między tym, który przedstawia historie, a tym, który na nie reaguje. Figura świadka czy słuchacza komplikuje się bardziej, kiedy uświadamiamy sobie, że charyzmatyczny bohater wkraczający do domu i życia pisarza jest kilkoma osobami naraz, może być też ideą, a może jest to zwyczajnie część świadomości i wrażliwości samego autora tej książki.
Daniel Czarewicz pojawia się znikąd, ale zostaje na długo i pozostawia po sobie wyraźny ślad. Burza siwych włosów, nonszalancja i przenikliwość jednocześnie. Za Danielem do domu pisarza wkraczają opowieści. Ich mnogość łączy ze sobą lojalność wobec historii, ale i uważność w jej interpretowaniu. Kim jest człowiek, który tak szybko staje się przyjacielem domu, otrzymuje klucze do mieszkania, zjednuje wszystkich w otoczeniu swojego gospodarza, ale przede wszystkim konfrontuje go z samym sobą na zaskakujących zasadach? „Dybuk mniemany” to opowieść o gorzkich rozczarowaniach, ale jednocześnie o niezwykłym witalizmie. Kształtuje się w naszej wyobraźni wizerunek świadka, który stał się jednocześnie ocalonym. Holokaust jest integralną częścią opowieści o egzystencjalnym wyobcowaniu, lecz również staje się fragmentem wyznania tego świadka, który w zakończeniu wyraźnie zaznacza, że jego świata już nie ma. Podążając śladami rodzinnych dramatów Daniela, jesteśmy świadkami spotkań z ludźmi wielkimi i podłymi. Ludźmi, których ambitne lub tchórzliwe decyzje ukształtowały obraz świata w trakcie Zagłady i po niej. W tym znaczeniu głos Barta jest kolejną opowieścią o dualizmie ludzkiej natury w obliczu doświadczenia granicznego, ale jest to także rzecz budująca specyficzny pomost między piekłem wojny a piekłem powracania do niej we wspomnieniach.
W tej powieści spotkają się ze sobą Schulz, Witkiewicz, Magdalena Tulli, Marian Turski i Artur Grottger. Tu znajdzie się miejsce dla fraz Jana Błońskiego, wspomnienie Wiery Gran czy bezkompromisowość oblicza hitlerowskiej idei porządkowania świata. Daniel wydaje się opowiadaczem o nieograniczonej wyobraźni, a jednocześnie jest czuły wobec detali i rozpoznaje jakby więcej, bardziej intensywnie. Stworzona tutaj gra między pisarzem dość cynicznie przyglądającym się temu, czym jest dzisiaj dzieło sztuki, a gościem proponującym stałe odniesienia do tematów poruszanych w twórczości gospodarza, staje się jednocześnie wędrówką przez czas okrucieństwa, ludzkiej małości, ale także szlachetności. W tym wszystkim zaś wciąż akcentowane pytanie o to, kim jest dzisiaj świadek wspomnienia historycznego, a kim jego uczestnik.
Stale obecne różnej intensywności historie o tym, że trzeba było żyć w cieniu Holokaustu i należało podejmować decyzje o własnym istnieniu wbrew temu, że inne istnienia pozbawiane były godności, szacunku i alternatyw, splecione są z autorskimi rozważaniami o tym, jak opowiedzieć właśnie ludzką godność w czasie, w którym zrelatywizowały się pojęcie dobra i szlachetności i gdzie trudno określić zasadność tego, że sztuka, przede wszystkim literatura, ma opowiedzieć ludzkie cierpienia i tęsknoty. Andrzej Bart proponuje konfrontację dwóch mężczyzn, którzy wzajemnie uzupełniają swoją wiedzę o człowieku i szeroko pojętej sztuce. Interesujące są tu również tropy filmowe. Ojciec Daniela inwestujący w filmy był tym, któremu udało się uciec rozpaczy i piekłu. Miał szczęście umrzeć w getcie w swojej jedwabnej piżamie. Ale przekazał ciekawość twórczą, a dzięki niej Daniel Czarewicz zaznacza, jak istotne i wyjątkowe jest opowiadanie świata obrazami.
Pośród wielu wymiarów tej książki, z których zapewne część odczytałem błędnie, a części nie udało mi się odczytać wcale, najciekawiej wybrzmiewa tutaj autotematyczna gra z czytelnikiem. Daniel sugeruje swojemu gospodarzowi: „Dygnij przed światem”. I Andrzej Bart robi to w swój charakterystyczny sposób i na swoich zasadach. Można „Dybuka mniemanego” odczytywać jako świadectwo kondycji współczesnego pisarza polskiego, który nie poddał się modom i charakterystycznym dla nowych czasów trendom. Pisarza wskazującego, że w dobie relatywizacji pojęcia „dzieło sztuki” za mało uwagi i empatii poświęca się samemu tworzącemu. Nie wiem, czy ta powieść – choćby ze względu na enigmatyczną konstrukcję postaci Daniela – ma być zagadką, czy manifestem. Jest w niej jednak wszystko to, co czasem uznaje się za archaiczne pojmowanie związku między twórcą a jego pisarstwem. Sam Daniel przecież jest w swych opowieściach drobiazgowy, nostalgiczny i zdystansowany do siebie. Dodatkowo prowokacyjny, gdy wspomina o tym, że mógłby uśmiercić Hitlera, albo kiedy odpiera oburzenie na bohaterów wspominanych tu „Płuczków” Pawła Piotra Reszki. Jest w opowieści Barta świetna harmonia między tym, co ma być rzeczywiście prowokacyjne, a tym, co staje się humanistyczną zadumą, w jaki sposób i po co tworzy się powieści – co chcą opowiedzieć, ale jednocześnie jakich sposobów szukają na to, by opowiadać same siebie.
Fakty i konfabulacje.
Interpretacje i fantazje. Upiory wyobraźni twórczej i sugerowane kwestie, które
dla pisarza są wciąż kontrowersyjne oraz trudne. Odnaleźć tu można specyficzną metodę
narracyjnych poszukiwań twórczych, ale jest tu także sporo dosadnych i
bezkompromisowych wyzwań. Andrzej Bart odnajduje się w nowej
historii, jednak szuka przede wszystkim porozumienia z samym sobą. Po to, by
efektywnie komunikować się z czytelnikiem. Jego najnowsza powieść będzie
swoistym listem w butelce rzuconym do morza zrelatywizowanych pojęć, w którym
coraz rzadziej odczytuje się to, co tworzy fundament wymagającej literatury. To
również świetna opowieść zarówno o melancholii, jak i bezkompromisowości samego
tworzenia. Powieść także o tym, czym jest żydowska tożsamość, i o jej
niepewności po doświadczeniu Zagłady.
1 komentarz:
Trudno oderwać się od opowieści i szybko ulega się jej rytmowi. Po skończeniu ostatniej strony pozostaje w codzienności i żyje się z nią dalej. To dobry znak cechujący wielkie opowieści. Zachęca do myślenia i dalszego drążenia i poznawania opisanych faktów i osób. Czapka z głowy i wielki szacun.
Prześlij komentarz