2020-12-25

„Gorzko, gorzko” Joanna Bator

 

Wydawca: Znak

Data wydania: 25 listopada 2020

Liczba stron: 656

Oprawa: twarda

Cena det.: 54,99 zł

Tytuł recenzji: Matki i córki

Z kobiecymi sagami zawsze było mi po drodze, choć różne były moje odczucia podczas ich lektury. Od czasu „Tylko Lola” Jarosława Kamińskiego nie przeczytałem nic lepszego o kobietach, choć nowa powieść Joanny Bator bardzo wysoko podnosi poprzeczkę wszystkim opowiadającym o nich autorkom i autorom (mam tu na myśli także siebie). Z ostatnich istotnych odkryć we wskazanej tematyce przypominam sobie książki, które odebrałem zupełnie odmiennie. Najpierw „Nieczułość” Martyny Bundy – tak doskonała, że ani przez chwilę nie miałem wrażenia, iż jest w niej miejsce na jakąkolwiek fantazję czytelniczą, której bardzo obszerny margines daje „Gorzko, gorzko”. Potem spotkanie z powieścią „Kolonia Marusia” Sylwii Zientek – jedna z bardziej osobistych i wstrząsających narracji o kobiecym losie. Brak mi było balansu, bo albo byłem z daleka od opowiadanego świata kobiet, albo zbliżałem się do niego za bardzo. Joanna Bator w swej najnowszej powieści oferuje nam komfort książek o kobietach Ingi Iwasiów. Są tu dystans i empatia. Czas na to, by bohaterkom współczuć, oraz na to, by ich nie rozumieć. Fragmenty, dzięki którym jesteśmy naprawdę blisko dramatycznych wydarzeń, i momenty odrobinę teatralne, by nie zapomnieć, że tkwimy w fikcji literackiej, a nie faktograficznej kronice. „Gorzko, gorzko” to kolejny dowód na to, że bohaterka literacka jest dużo bardziej ciekawa niż bohater. I książka pozwalająca się ze sobą zaprzyjaźnić, bo choćby z objętości wynika fakt, że zostaniemy z nią na dość długo.

Bertę wychował surowy ojciec, który nauczył ją sprawiać mięso. W życiu Berty poza czytelniczymi uniesieniami przy romansach pojawia się tylko jedna, fatalna w skutkach miłość. Berta marzy o Pradze i o tym, by być dla kogoś ważna. Okaże się naprawdę świetna w przyrządzaniu mięsnych przetworów. Konsekwencją będzie urodzenie dziecka w zakładzie karnym. Barbara od początku jest „nieudałkiem”, któremu albo się dokucza, albo się go ignoruje. Wie, że w życiu nigdy nie ma nic za darmo. Nie pojmuje, że ktoś może się nią zainteresować, zabrać z sierocińca, obdarzyć miłością. Nie może cieszyć się szczęściem zbyt długo. Smutna i samotna, zawsze na marginesie, będzie musiała po swojemu mierzyć się z miłością, tęsknotą, agresją i przywiązaniem. I pewnego dnia postanowi zrobić porządek, co spowoduje, że powieli los swojej matki. Córkę rodzi dużo wcześniej, nim zamieszka w więziennych murach, ale nie czuje tego, że do niej przynależy. Violetta wyrasta na nieszczęśliwą, wciąż goni za złudzeniami i wierzy, że gdzieś tam czeka na nią ten lepszy świat, w którym będzie szczęśliwa, a wszystko wokół to tylko szara poczekalnia. Córka Violetty pojawia się przypadkiem i staje się kolejnym utrapieniem. Dużo ważniejsze staje się pomalowanie paznokci niż wysłuchiwanie opowieści o jej lękach. Jest córką, która stwarza dyskomfort. Problemem, od którego Violetta chce uciec. A Kalina po latach pięknie rozstanie się z obojętnością matki, paląc wszelkie prezenty od niej. Te z czasu, kiedy przypominała sobie, że powinna się Kaliną zaopiekować. Teraz Kalina ma pod opieką dużo więcej niż jej prababka, babka czy matka, która nie kochała. Ma wspomnienia o nich oraz zdobyte historie na ich temat. Musi je opowiedzieć, by opowiedzieć o własnej tożsamości. Historie niematek, niecórek, nieobecnych ojców, zawłaszczających mężczyzn, niespełnień i zbrodni. Bator robi to doskonale, wydobywając ze smutku i melancholii epicką moc. Z tymi bohaterkami jest się naprawdę blisko, choć one same być może przez całe życie nie zaznały z nikim takiej bliskości, jaką chciałyby zatrzymać.

„Gorzko, gorzko” to wielowątkowa i frapująca powieść o powtarzalności losu, pamiętaniu i wpływie, jaki matka wywiera na swą córkę bez względu na to, jak ją traktuje. „Córka może przeżyć tylko, jeśli nie przypomina swojej matki” – prawdziwość lub przewrotność tego stwierdzenia będziemy śledzić w czterech historiach, których motywem przewodnim jest tęsknota. Różnego rodzaju i za czym innym. A może jednoczące kobiety poczucie, że życie oferuje innym coś lepszego albo ma do zaoferowania lepsze możliwości, po które czasami trudno jest sięgać. Konstrukcyjnie te cztery opowieści znakomicie się uzupełniają, choć pod koniec narracja o Bercie jakby się w pozostałych zgubiła i Joannie Bator trudno ją interesująco zamknąć. „Gorzko, gorzko” jest w jakimś stopniu powieścią, która chce właśnie wszystko jednoznacznie pozamykać. Dlatego historia niejednoznacznych relacji między Kaliną a Violettą, która pozostaje tutaj w sferze niedopowiedzeń i nie dostaje swojej kropki nad i, zdaje się najciekawsza. Poza tym autorka robi wszystko, by w tym skomplikowanym świecie kobiecych tęsknot i fantazji osadzić czytelnika wyjątkowo silnie. Wszystko dzięki świetnemu pomysłowi narracyjnemu, w którym bohaterkom głos nie jest oddawany bezpośrednio w dialogach, a zawiła składnia iskrzy czasem od nieprawdopodobnych wolt, kiedy Bator z jednego zdania potrafi zrobić mikroopowieść zapadającą w pamięć na zawsze.

To książka o tak zwanej „pamięci emocji”. Pojęcie to pojawia się tylko w jednym miejscu, ale trafnie obrazuje stan, w jakim znajdują się bohaterki ukształtowane przez wydarzenia, które najmocniej osiadły właśnie w sferze tego, co się czuje. Bator umiejętnie buduje harmonię między faktami a przemyśleniami. Między tym, co dzieje się rzeczywiście, a tym, jak na to spoglądają jej bohaterki. Każda z nich musi mierzyć się z utratami. Raz za razem zabierane jest coś, co trudno odzyskać, a w to miejsce pojawia się człowiek, działanie lub emocja o zastępczym charakterze. Dlatego ta powieść jest tak dynamiczna, bo zmiany dokonują się tu głównie w samych kobietach, a nie wokół nich.

Najsmutniej wybrzmiewają tutaj wszystkie kobiece rozczarowania i bolesne straty. Bator akcentuje momenty, w których życie kobiet mogłoby się zmienić, ale bezkompromisowo kreśli także charakter losu, który niewiele daje, a tak wiele odbiera. Najciekawsze są jednak relacje między matkami a córkami, stające się albo antidotum na mroczną rzeczywistość, albo jej toksycznym powieleniem. W powieści Joanny Bator trudno jest być matką, trudno być córką, a najbliższa i najsilniejsza więź może zawiązać się między kobietami, które pozornie nie powinny być tak blisko siebie. Lecz „Gorzko, gorzko” to też opowieść o tym, jak silnie na świadomość i poczucie wartości kobiet wpływają nieobecni lub surowi mężczyźni. Tu zmetaforyzowani jako mięso, co jest aktem turpistycznej feministycznej zemsty autorki. A może inteligentnym motywem pokazującym, że każda kobieta, nawet ta najbardziej straumatyzowana przez los i mężczyznę, będzie w stanie obronić się i walczyć o siebie.

Bo Joanna Bator pisze o kobiecym losie jako walce, jednocześnie zaznaczając, że geny przekazują bezradność albo siłę. Każda z portretowanych bohaterek musi stanąć w sytuacji granicznej. Dotrzeć w swoim życiu do takiego momentu, w którym będzie zmuszona zdefiniować, czego jej brakuje albo za czym tęskni. Zachowawcza i introwertyczna Barbara staje się jednocześnie najciekawsza, gdyż wizerunki postaci są tu naprawdę zaskakujące. Podoba mi się także cała sfera dygresyjności – nadbudowy do wątków, plotki, czasem zwyczajny literacki gadaniec. Jakkolwiek Joanna Bator wyprowadza nas poza najważniejsze zdarzenia, zawsze robi to w taki sposób, że ta historia żyje intensywniej przede wszystkim dzięki szczegółom.

Cieszę się, że autorka ponownie pokazała, że jest jedną z ciekawszych współczesnych polskich pisarek, w co można było zwątpić, czytając jej kilka ostatnich książek. Ale to wszyscy wiedzą i nie ma czego wspominać. „Gorzko, gorzko” to świetna książka – jako saga, ale głównie opowieść o kobiecych niedoskonałościach, z których stworzono tutaj naprawdę doskonały świat przedstawiony. Z wieloma naprawdę znakomitymi scenami, jak choćby ta obrazująca babkę, matkę i córkę przy pizzy hawajskiej. Joanna Bator proponuje niebanalną i wzruszającą historię o tych więzach, z których powinniśmy być dumni, a czasem tak bolą, że się ich wstydzimy.

1 komentarz:

Kasia pisze...

Jedna z tych powieści, przy których wszystko co wiem o analizie tekstu odkładam na bok i coś każe mi wciąż otwierać i czytać...i nie daje spokoju.