2021-11-02

„Punkty zapalne” Anna Rozenberg

 

Wydawca: Czwarta Strona

Data wydania: 1 września 2021

Liczba stron: 392

Oprawa: miękka

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Zaginięcie i zbrodnia

Myślę, że najbardziej w Polsce poza fabułami kryminalnymi kuleją tytuły kryminałów. Może dzieje się tak dlatego, że powieść tego gatunku jest w naszym kraju zazwyczaj produktem do masowej sprzedaży, a nie literaturą, w związku z tym jak na dobry produkt przystało, taka książka powinna mieć chwytliwą nazwę. Czasem zupełnie nieprzystającą do treści. Dlatego omówienie nowej narracji Anny Rozenberg – autorki z ogromnym potencjałem po raz kolejny udowadniającej, że niewątpliwie szykuje się nam czytelnicza uczta w postaci dłuższego cyklu – chciałem zacząć od tego, że to rzecz z jak rzadko doskonale dobranym tytułem. „Punkty zapalne” definiują całą strukturę tej w gruncie rzeczy niełatwej książki. Główny bohater musi być wyjątkowo czujny wobec zbieranych tropów. Nie tylko dlatego, że symultanicznie rozwiązuje dwa trudne śledztwa. Pośród sugestii i przekonań, między szczerymi zeznaniami a konfabulacjami wciąż pojawia się przekonanie, że wszystko może być ważne. Rozenberg pisze w taki sposób, że czujność musi zachować także czytelnik. A w tej akurat powieści prawie na każdej stronie. Tworzy to atmosferę zagrożenia w bardzo specyficzny sposób, bo ta książka iskrzy niedopowiedzeniami przez cały czas, utrzymując charakterystyczne dla tego gatunku napięcie i nie pozwala, by wygasało ono nawet na chwilę, co zdarza się słabszym kryminałom. Krótko mówiąc, jest to rzecz dla koneserów kryminałów. I naprawdę bardzo dobra w każdym detalu.

Przyznam, że tym razem odkryłem talent Anny Rozenberg do tworzenia mrocznego nastroju. Sam początek tej książki jest inny od całej reszty. Otrzymujemy malowaną groźnymi epitetami tajemnicę, którą potęguje portretowane w prologu otoczenie. Jesteśmy jakby na planie filmowym świetnego dreszczowca. Ale jednocześnie czujemy każdą emocję bohaterów, których przecież nie znamy i nie mamy pojęcia, co się dzieje na tym przerażającym odludziu. Później siłą rzeczy pisarka musi wejść w tonację sprawozdawczą i tylko w niektórych fragmentach ponownie pokazuje się literacko z nieco innej strony. Myślę, że „Punkty zapalne” właśnie w tych miejscach dają nam odczuć, że mamy do czynienia z pisarką, która niejednokrotnie zaskoczy, bo sporo ma w zanadrzu. W drugiej powieści o Davidzie Redfernie poszerza horyzont tym, którzy chcieliby śledzić zagadki z życia bohatera, a nie te, które rozwiązuje on zawodowo. I w tym zakresie również wszystko jest we właściwych miejscach oraz właściwych proporcjach. Poznajemy kilka dodatkowych szczegółów najbardziej traumatycznego wydarzenia z życia Redferna – momentu zabicia przyjaciela, kolegi po fachu. Jego postać staje się tu mrocznym widmem, z którym mierzy się wyobraźnia, ale przede wszystkim pamięć Redferna. Okazuje się, że mężczyzna wciąż nie rozumie czegoś, co powinien zrozumieć już dawno. Przeszłość nie byłaby tak mroczna, gdyby znał odpowiedzi na kilka trudnych pytań. Tymczasem zagadki się mnożą. Dodatkowo bohater Rozenberg będzie się mierzył ze słabościami swojego ciała i niepewnością wywołaną przez nieobecność kogoś bliskiego. A także z tym, że ktoś pozbawia go mieszkania…

Bo najciekawsze w tej książce jest to, że David Redfern prowadzi w niekonwencjonalny sposób śledztwo, ale i sam jest śledzony. Atmosfera osaczenia narasta, ale bohater Rozenberg nie poddaje się wątpliwościom i strachowi. Dlaczego? Jego świat jest „umeblowany pragmatyzmem”, mężczyzna nie poddaje się emocjom, nie chce wierzyć intuicji, nie ulega żadnym manipulacjom otoczenia i stara się przede wszystkim koncentrować na zadaniach do wykonania. Podchodzi do nich w taki sposób, że można go uznać za ekscentryka, ale i sportretowane środowisko zawodowe Redferna nie ułatwia mu współpracy, bo wciąż na nowo pojawiają się jakieś napięcia i animozje, a relacje z przełożonym kipią od wzajemnych uprzedzeń oraz złośliwości. Tu po raz kolejny Anna Rozenberg podkreśla, że jej kolejna książka będzie pełna intensywnych od emocji momentów. Iskrzy między policjantami zaangażowanymi w sprawy trudne oraz zaskakujące. Widzimy również, jak skomplikowane będzie docieranie do ludzi, który mają w założeniu ułatwiać pracę i pozwalać dotrzeć do mrocznych zagadek pozornie spokojnego Woking.

Wyzwania zawodowe Redferna są dwa: zaginięcie pięciolatki i brutalne morderstwo muzułmańskiej pary. Wokół tego nagromadzono sporo wątków pobocznych, z których jeden powraca do tematyki poruszanej już w pierwszej książce Rozenberg, czyli „Maskach pośmiertnych”. Chodzi o sytuację polskich emigrantów w Wielkiej Brytanii. Dramat zaginięcia dziecka przeżyje Kinga. Bohaterka ma wciąż pod górkę, a życie w obcym kraju nie jest dla niej łatwe. To kolejna emigrantka, która usiłuje w Anglii zapomnieć o tym, co ją tam przywiodło. Rodzina, w której wychowywano zaginioną Izę, daleka była od ideału, a wszelkie pęknięcia powodujące utratę poczucia bezpieczeństwa wszystkich członków tej rodziny Anna Rozenberg rozpisuje jak w dobrze skrojonym reportażu z Wysp pióra Ewy Winnickiej czy Dionisiosa Sturisa. David Redfern skonfrontuje się z polską rodziną, która zabrała w podróż do Anglii wystarczająco dużo goryczy i rozczarowań, by nigdy nie zdecydować się na powrót. Obciążona emocjonalnie Kinga jest też ofiarą, ale przede wszystkim bezradną matką, która wskutek zwyczajnego zbiegu okoliczności traci swoje ukochane dziecko. Przyznam, że wątek rodziny, którą rozbiły gorycz i niespełnione oczekiwania względem samych siebie, frapuje dużo bardziej niż spektakularnie rozpisane morderstwo. A tu mamy dużo krwi, czego zawsze oczekują czytelnicy. Tymczasem Rozenberg skupi się bardziej na krwi płynącej szybciej w żyłach żyjących bohaterów. Bo wokół podwójnego zabójstwa narastać będą kolejne tajemnice.

Gdyby stworzyć siatkę pojęć, wokół których koncentrują się „Punkty zapalne”, w jej centrum znalazłyby się nienawiść, nietolerancja, wrogość i brak umiejętności spojrzenia na drugiego człowieka z jego perspektywy. David Redfern mierzy się ze swoimi demonami, lecz ma wokół siebie także ludzi, którzy zmuszają go do spojrzenia na to, kim tak naprawdę jest i co definiuje go pozazawodowo. W tym znaczeniu Rozenberg przedstawia bohatera rozwojowego, ale zakleszczonego pośród swoich nawyków i przyzwyczajeń. Czujnego jednak na przejawy nietolerancji i wrogości. To, jak bardzo możemy siebie nienawidzić tylko dlatego, że jesteśmy od siebie różni, jest tu rozpisane w taki sposób, że towarzyszy nam pewien mroczny obraz tła, w którym bohaterowie nie są w stanie dać sobie rady ze swoimi emocjami i przerzucają te negatywne na tych, którzy są inni, obcy. Ale biorąc pod uwagę nienawiść jako motyw zemsty, jedna z historii tej książki przerasta każdy kameralny obraz okrucieństwa ludzi względem siebie. Bo „Punkty zapalne” sięgną tak głęboko, że zbrodniczy proceder, jaki nam się tu ujawni, będzie już zejściem do głębin piekła na ziemi.

Dlatego też jest to książka przerażająca, lecz również bardzo silnie przyciągająca do siebie. Wspomniana już umiejętność utrzymania napięcia i takie tworzenie fabuły, by była misterną mozaiką elektryzujących wyobraźnię spraw, czynią z „Punktów zapalnych” bardzo dobry kryminał z tłem społecznym, a w gruncie rzeczy książkę o tym, co może dziać się obok nas, gdy tylko stracimy czujność i przestaniemy się obserwować. Albo zaczniemy na siebie patrzeć wilkiem, bo dostrzeżemy nieakceptowalną inność. Podoba mi się też to, że wzbogacając nas o nowe fakty z życia Redferna, autorka wprowadza reminiscencje jakby mimochodem, prawie zupełnie niezauważalnie w stosunku do głównego wątku oraz świetnie skonstruowanych wątków pobocznych. Książka pozostawia z pewnym niedosytem, ale i z przerażającym przesłaniem. Czyta się to ze świadomością, że człowiek może być jednocześnie szlachetny i okrutny. Kochać bezwarunkową miłością i nienawidzić całym sobą. A jednak jest to powieść, która niuansuje nastroje i emocje, nie szantażując niczym czytelnika. Kolejna świetna pozycja pióra autorki, której następnej powieści wyczekuję z dużą niecierpliwością.

Brak komentarzy: