Wydawca: Wydawnictwo Wyszukane
Data wydania: 6 lipca 2022
Liczba stron: 360
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 44,90 zł
Tytuł recenzji: Czuły nihilizm
Nie wiem, co najbardziej przywiązało mnie do tej powieści. Może deklaracja, że powinniśmy sami sobie dawać mniejsze lub większe życiowe radości, ponieważ zasadniczo inni mają nas gdzieś i nigdy o to nie zadbają. Mam wrażenie, że zarówno autor, jak i bohater tej powieści – nie zamierzam rozmyślać nad tym, ile mają punktów stycznych i jak mocno autobiograficzna może to być książka – dają sobie to, co najlepsze. Są dla siebie wyjątkowi i wyjątkowo piszą o ludzkich potrzebach oraz pragnieniach. Ta opowieść rodzi się z różnego rodzaju deficytów i cała jest kameralnym lamentem nad tym, że nie obchodzimy nikogo. Ale jest jednocześnie historią tego, jak w rozumny sposób zwrócić się do własnego wnętrza, jak się emocjonalnie wzmocnić i jak uwierzyć w to, że wcale nie jest się szarą częścią wyjątkowo szarej codzienności. Wszystko ma tu barwy, ma swoje emocje, jest jakieś. Każdy z tych rozdziałów opowiada w zasadzie o tym samym, a jednocześnie otwiera się na coś nowego. „Kacheksja” nie jest więc ponurą opowieścią o tym, jak banalnie dać się pokonać przez życie. To brawurowa i napisana w groteskowo-ironicznym stylu opowieść o tym, jak fascynujący możemy być, przyglądając się pozorom rzeczywistości, a później oglądając ją naprawdę. Nowak stworzył postać sugestywnego i przekonującego obserwatora, który nie tylko neguje, ale również stara się w swej negacji być twórczy, konstruktywny.
Biblią naszego opowiadacza z pewnością mogłaby się stać książka Konstantego Geberta „Ostateczne rozwiązania”. Interesuje go nie to, że każde życie dobiega końca z mniejszym lub większym bagażem doświadczeń, lecz przede wszystkim przypadek, który jednym daje możliwość zdobycia wszystkich egzystencjalnych lekcji, a innych konfrontuje z bezkompromisową lekcją zagłady. Innymi słowy: jest to rzecz o wszystkim, czego mamy szczęście doświadczyć. Przez przypadek, bo nie staliśmy się częścią zgładzonej masy ludzkiej. Bohater Nowaka zderza się z jednej strony z tym, jak uporządkowane do bólu życie może przestać satysfakcjonować, z drugiej jednak – wciąż rozmyśla o chorej satysfakcji tych, którzy potrafili mordować miliony. I o tym, jak kształtują się narracje portretujące masowe zagłady.
W jego intymnym odczuciu jesteśmy wszyscy stworzeni do tego, żeby umrzeć. Odchodzimy codziennie, nie zostawiając ani sobie samym, ani swoim bliskim niczego, co pozwalałoby, żeby życie po nas było lepsze. „Kacheksja” mówi o tym, co zrobić z życiem, które dostaliśmy przypadkiem, a które rozmieniliśmy na drobne. Jak to wszystko z powrotem poskładać i czy w ogóle warto. Za tym kryją się ciekawe retrospekcje, nietuzinkowe asocjacje i sporo tez dyskusyjnych. Czy naprawdę nie chcemy być żywi? A co z atawizmami? Czy przekonywanie, by uwierzyć we własne możliwości, to ogromna krzywda wyrządzana nam przez świat? Dlaczego, skoro właśnie przez poczucie sprawczości w opowiadaniu tej historii narrator jest na pozycji wygranej? Będziemy go czytać i nie pozostaniemy obojętni wobec ironicznych, ale i całkiem serio egzemplifikowanych skarg na to, jak trudno dzisiaj jest być człowiekiem i jak człowieczeństwo może być naprawdę czymś na chwilę. Zanim rozpocznie się masowe jego odbieranie.
Bohater Krystiana Nowaka
kiedyś zbierał kapsle po piwie, a dziś jest zbieraczem coraz bardziej gorzkich
doświadczeń życiowych, które z jednej strony go blokują i ograniczają, z
drugiej jednak – pozwalają na ujrzenie siebie i świata, przyłożenie krzywego
zwierciadła i wyraźne określenie, co jest gorzkim faktem, a co zwodniczą
iluzją. Tu z jednej strony mamy pozornie zgnuśniałego komentatora życia, ale
widać wyraźnie, że to wyjątkowo wrażliwy obserwator, który jest w stanie
określić i wypunktować, ile z niego jest w innych ludziach i jak wiele zyskał w
każdej istotnej relacji. Począwszy od relacji z babcią, która
zdecydowała się na drugie macierzyństwo i wyprawiła go w świat. A potem czekały
go śmierci: babci, ojca, specyficznie zaznaczającego obecność w jego życiu
kuzyna. Bilans strat wpisany jest w egzystencję, lecz co z zyskami? To, że się
tu pojawiają, jest oczywiste, natomiast jak są opowiadane? „Kacheksja” nie
jest wyrazem udręki i rezygnacji, bo od bycia prozaicznym się nie ucieknie. To
pełna humoru i sztuki autodystansu opowieść o człowieku, który docenia swą
osobność, traktując ją jako atut, dobrą pozycję wyjściową do tego, by sięgać po
to, co pozornie nieosiągalne albo niewarte zdobywania. Świetna powieść o
odpowiedzialności za siebie i innych. Nawet wówczas, gdy poczucie tej
odpowiedzialności przychodzi do bohatera, dopiero gdy uśmierca drzewka bonsai.
Książka o tym, jacy jesteśmy przewidywalni, śmieszni, rozpaczliwi i pełni
goryczy, ale również o tym, że można nas opowiedzieć anegdotą oraz czarnym
humorem. A wtedy jesteśmy wyraźni i tym zaskoczeni. Jeśli mamy sobie samym
sprawiać przyjemności w świecie, który ma to za nic, na pewno warto sprawić
sobie frajdę lekturą „Kacheksji”. To wbrew pozorom jedna z bardziej
optymistycznych narracji o naszym życiu, jakie ostatnio udało mi się
przeczytać. Rozprawa o tym, że całe nasze życie może być – jak zostało już
zaznaczone – przypadkiem. Dlaczego przypadkiem nie zauroczyć się tą powieścią?
Będzie w niej wszystko, co już wiemy o sobie, i opis wszystkiego, co moglibyśmy
ze sobą zrobić, tylko nam się z różnych powodów nie chce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz