Wydawca: MOVA
Data wydania: 23 listopada 2022
Liczba stron: 392
Przekład: Urszula Gardner
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 44,90 zł
Tytuł recenzji: O godności… życia
Ta książka dla polskiego czytelnika będzie z pewnością opowieścią jakby ze świata równoległego. Czytałem ją z przejęciem jako zwolennik eutanazji, a powinni ją przeczytać zarówno jej przeciwnicy, jak i ludzie z ambiwalentnym stosunkiem do odbierania sobie życia w sytuacji skrajnego kryzysu, kiedy można to zrobić godnie, świadomie i – jak sugeruje tytuł tej książki – na własnych zasadach. Ta narracja powinna się pojawić na biurkach nie tylko wszystkich lekarzy opieki paliatywnej w Polsce, ale również tam, gdzie trudno o chętnych do jej przeczytania. A szkoda, bo Stefanie Green opowiada nie tylko o doświadczeniach zawodowych i wielkim przełomie w swoim życiu, lecz snuje również opowieść o tym, jak kilka dzielnych kobiet postanowiło rzucić wyzwanie kanadyjskiemu prawu. Potem zaś o tym, w jaki sposób kanadyjskie sądy oraz społeczeństwo dojrzały do decyzji, by MAiD – skrót określenia medycznie wspomaganej śmierci funkcjonujący tylko na terytorium Kanady – stało się procesem legalnym, skodyfikowanym prawnie, umożliwiającym świadomy wybór odejścia i zgodnym z zasadami demokracji oraz zapewnianą przez ten ustrój wolnością światopoglądu. Sporo można się z tej książki dowiedzieć o kanadyjskiej mentalności oraz przyjrzeć się temu, w jaki sposób proces wspomagania śmierci na życzenie rezonował społecznie, jak toczyły się losy jego legalizacji. Z pewnością jest to jednak pełna szczerości historia podwójnej drogi. Świadomego wchodzenia w ten rejon medycznej specjalizacji, który da spełnienie kobiecie decydującej się po dekadach pracy położniczej na specjalizację dotyczącą końca życia, podczas gdy do tej pory uczestniczyła w jego początkach. Opowieść o drugiej drodze rozpisana jest tu na wiele poruszających historii: ludzi, którzy świadomie zdecydowali, że – udręczeni chorobą – chcą zakończyć swoje życie. Green w zakończeniu tłumaczy, jak zachowała pełen profesjonalizm i tajemnicę lekarską, opowiadając o spotkaniach z ludźmi, którym pozwalała odejść z tego świata. Całość robi wielkie wrażenie z kilku powodów. Spróbuję wypunktować, co najmocniej przyciąga uwagę do tej książki.
Przede wszystkim sama jej konstrukcja. Części i rozdziały podporządkowane są porom roku, przemijaniu zgodnemu z rytmem natury, który autorce jest tak bliski. Opowiadając o doświadczeniach związanych z odbieraniem życia, doktor Stefanie Green ukazuje je właśnie jako harmonijny element naturalnego biegu rzeczy. Wszystko, co dzięki niej rozgrywa się za pomocą strzykawek zawierających zestaw leków dla pacjenta pragnącego pożegnać się z życiem, staje się jakimś zwyczajnym ewolucyjnym procesem. Wtedy zaczynamy rozumieć, czym są możliwości, które Green daje swoim pacjentom. Jeden z nich mówi coś, o czym nie sposób zapomnieć: „Uratowała mi pani życie”. Niebywałe jest, jak wiele godności odzyskują ludzie, dla których uciążliwa choroba to oczywisty wyrok, ale to jednak oni mogą zdecydować, jak tej chorobie się przeciwstawić. Bo pojawia się tu zasadnicze pytanie i fundamentalny problem, które w którymś akapicie są zwerbalizowane, ale skrywają się tu praktycznie w każdym rozdziale. Do kogo tak naprawdę należy nasze ciało? Czy komukolwiek poza nami wolno nim rozporządzać? Czy jakkolwiek profesjonalna i czuła opieka paliatywna może spełnić oczekiwania kogoś, kto z pełną świadomością pragnie, by jego organizm przestał działać, a on sam pożegnał się z cierpieniem?
Pożegnania są tu też zupełnie różne, wszystkie portretowane z wyjątkową czułością i taktem obserwatorki, w czym Green sprawdza się równie dobrze jak w pomaganiu w spokojnym odejściu. Wspominane tutaj zabiegi zawsze wiążą się z ogromnymi emocjami tych, którzy muszą pożegnać osobę decydującą się na odejście. Green musi być nie tylko profesjonalna i metodyczna w tym, co jest jej zasadniczym zadaniem, ona ma obowiązek wykazać się tymi kompetencjami miękkimi, które umożliwią jej wprowadzenie jak najwięcej harmonii i spokoju w ostatnie pożegnanie. „Umrzeć na własnych zasadach” opowiada o tym, z jakim żalem zmagają się najbliżsi, kiedy zazwyczaj w pełni akceptują decyzję o odejściu, jednakże naprawdę konfrontują się ze śmiercią i jest to bolesne. Green wspomina szereg wzruszających sytuacji, także krańcowo różnych od siebie, w których buzują ogromne emocje, choć pacjent jest już gotowy na to, by pożegnać się i z emocjami, i ze swoim ciałem. Ściskający się nago staruszkowie na łożu śmierci jednego z nich albo wściekła na Green rodzina, która rzuca umierającej wiele gorzkich słów, zanim ta odejdzie – od subtelnej melancholii pożegnania po potężny gniew, który nie może znaleźć ujścia. W tym spektrum silnych emocji Stefanie Green musi zachować stoicki spokój. To książka o tym, w jaki sposób dojrzewała do niego i jak sobie go wypracowała.
Oczywiście największe wrażenie robi pierwsze sprawozdanie, w którym bardzo dokładnie jesteśmy instruowani, jak przebiega odbieranie życia na życzenie. Zanim Green zdecyduje się na pierwszą asystę przy takiej śmierci, przejdzie skomplikowany i bardzo dynamiczny proces dojrzewania do nowych wyzwań oraz priorytetów. Bo tak jak relacja z pierwszego zabiegu opisywana jest krok po kroku, w taki sam sposób przyglądamy się temu, co działo się z samą autorką tej książki od momentu, w którym po raz pierwszy pomyślała o zmianie, do chwili swoistego sprawdzianu, gdy po raz pierwszy za pomocą wenflonu wprowadza do organizmu substancje powodujące zgon.
Ta książka jest panoramicznym obrazem działalności lekarki i społeczniczki. Kobiety stawiającej sobie trudne wyzwania, ale i medyczki, która zaczyna rozumieć, że pomaganie w odejściu pacjentom, którzy sobie tego życzą, nie jest szkodzeniem im. Konfrontacje z ludźmi, którzy wyrażali tak wielką wdzięczność wobec działań Green, paradoksalnie pokazują jej, ilu jeszcze stron życia nie doświadczyła intensywnie. Bo to historia godnego odchodzenia z tego świata, ale również opowieść o tym, jak podmiotowo i godnie traktuje się osobę zdesperowaną oraz cierpiącą. Już na wstępie autorka sygnalizuje, że będzie to opowieść o odważnych pionierach, ale także w różnym stopniu zrozpaczonych desperatach. „Umrzeć na własnych zasadach” jest jednak książką bardzo precyzyjnie obrazującą status procesu eutanazji – którego to terminu autorka celowo nie używa i wyraźnie to tłumaczy – funkcjonujący w świetle prawa. Wyjaśnia skomplikowane procedury umożliwiające lub uniemożliwiające odebranie sobie życia przy pomocy lekarza. Jest również bardzo zasadnicza w tym, co robi. Opowiada o sytuacji, w której nie podjęła się swego zadania, bo pacjent mający potwierdzić swój zamiar tuż przed zabiegiem, nie był wystarczająco świadomy, by wypowiedziane przezeń potwierdzenie miało odpowiednią moc prawną.
Podziwiam zdolność delikatnego
i jednocześnie stanowczego opowiadania o najtrudniejszych egzystencjalnych
dylematach, ale również o odwadze tych, którzy zdecydowali się na odejście w
asyście doktor Green. Żaden akapit tej książki nie jest ani kontrowersyjny,
ani w żaden sposób prowokacyjny, natomiast wszystkie refleksje stanowią dowód
na to, z jak wielkim zaangażowaniem autorka opowiedziała o swojej pracy, jak
również o potrzebie zawodowego zwrotu w stronę, która stale i przy każdym
kolejnym zabiegu jest dla niej wyzwaniem. Ta opowieść wskazuje, na jak
wiele pytań trzeba znaleźć pewną i bezdyskusyjną odpowiedź, aby nabrać pewności
wykonywania zawodu, który jest bardzo wymagający. To również książka o
ludziach, którzy umarli szczęśliwi, choć pewnie umieraliby w mękach. Również o
tym, ilu nie udało się odejść na własnych zasadach. Stefanie Green jest tu
autorką zarówno bardzo intymnego pamiętnika, jak i książki o tym, co znaczy
godne posłannictwo w służbie idei trudnej do uniesienia przez społeczeństwo.
Nowy rodzaj aktywności zawodowej daje Green poczucie sprawczości oraz sensu
życia. Takiego przekonania nabierają również ludzie, którzy nie muszą popełniać
samobójstwa, aby rozstać się ze swoim cielesnym cierpieniem. Książka o empatii
i szacunku – paradoksalnie najbardziej o szacunku do życia i każdego jego
przejawu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz