2022-11-30

„Miasteczko Twin Falls” Loreth Anne White

 

Wydawca: Mando

Data wydania: 23 listopada 2022

Liczba stron: 400

Przekład: Ewa Ratajczyk

Oprawa: miękka

Cena det.: 46,90 zł

Tytuł recenzji: Wobec kłamstw

Niezwykle ucieszyła mnie wiadomość o kolejnej stworzonej przez Loreth Anne White powieści, którą przełożono dla polskiego czytelnika, bo doskonale pamiętam, pod jakim wrażeniem byłem, czytając „Nasze idealne małżeństwo”, a jeśli thriller zostaje w mojej pamięci na dłużej, to oczywisty sygnał, że napisał go ktoś wyjątkowy. Tak, White jest wyjątkowa, choć znakomita w tym gatunku jest również Alex Marwood. Myślę, że warto znać oraz czytać powieści właśnie tych autorek – unikają banalizowania i sztampy, oferują powieści przesycone emocjami oraz zawikłanymi zagadkami, a w przypadku „Miasteczka Twin Falls” kanadyjska pisarka udowadnia, że aby stworzyć naprawdę wielowątkowy thriller, wcale nie trzeba pisać opasłego tomu. Jest to zatem książka bardzo dynamiczna i słowo „intensywność” chyba najlepiej definiuje jej strukturę. White stawia przede wszystkim na to, by jej bohaterki – bo najważniejsze tu są dwie kobiety i ich pierwszoosobowe narracje – wciąż tkwiły w ogniu emocji, które opowiadane są również za pomocą tego, w jaki sposób reagują na nie ciała postaci. Aż trudno sobie wyobrazić przeżycia osób tak intensywnie reagujących na zdarzenia. A wszystko dzieje się dzięki temu, że w tej książce zwroty akcji mamy praktycznie w co drugim rozdziale. Nieco inaczej niż w „Naszym idealnym małżeństwie” rozkładają się tu środek ciężkości i dynamizowanie fabuły. W tej powieści nieco wcześniej wszystko stanie się dla czytelnika jasne. Być może nawet będzie się on domyślał, co naprawdę się wydarzyło. Jednakże White mocno niuansuje swoją historię. Nawet znając przerażającą prawdę o zdarzeniach sprzed lat, wciąż z zaskoczeniem obserwujemy, jakie ta prawda wywołuje reakcje w ludziach, którzy z różnych powodów ponad dwie dekady żyli pośród przemilczeń.

Należy chyba zacząć od natury, bo ona ma w powieściach Loreth Anne White niebagatelne znaczenie. To takie konsekwentnie rysowane wyraźną kreską tło, na które być może nie wszyscy zwrócą uwagę, poddając się dynamice opowiadanej historii. „Nasze idealne małżeństwo” pokazywało nam surowość i majestat australijskiej przyrody. Tutaj milczącym świadkiem mrocznych zdarzeń będzie malowniczy pejzaż kanadyjskiej prowincji. Zarysowany w taki sposób, jakby był niemym obserwatorem wszystkiego, co rozegrało się pewnej nocy, a także tego, jakie to miało potem konsekwencje. White z dużą starannością portretuje surowość okolicy, gdzie popełniono zbrodnię, by dodatkowo podkreślić jej nieoczywiste znaczenie. Biorąc pod uwagę to oraz fakt, że polski tytuł nieco różni się od oryginału, można odnieść wrażenie, że ta powieść jakoś niebezpiecznie zbliża się do kalki filmowego dokonania Davida Lyncha. Nic jednak bardziej mylnego. Loreth Anne White porazi nas przede wszystkim wiarygodnością i prawdopodobieństwem swojej historii. Coś takiego może wydarzyć się wszędzie. Coś podobnego zawsze pozostanie ponurym memento. Bo poszukując bestii, która elektryzuje wyobraźnię opinii publicznej, zazwyczaj zapominamy, że potwór może tkwić w każdym z nas.

Czternastoletnia Leena Rai zostaje zgwałcona, brutalnie pobita i utopiona. Nie sposób sobie wyobrazić koszmaru, którego doświadczało jej ciało w ostatnich godzinach życia. White stosuje tutaj bardzo zgrabną ekspozycję, prezentując nam bohaterkę w jej ostatnich chwilach i pokazując, czym wyróżniała się w lokalnej społeczności. A także czego w niej poszukiwała. Leena staje się tutaj wieloznacznym symbolem, będąc jednocześnie punktem odniesienia do tworzenia kolejnych, coraz bardziej mrocznych tez, którymi Loreth Anne White uderza w czytelnika nie tylko po to, by go nokautować, ale by również wzbudzić jego wyjątkową czujność. Bo że jesteśmy w rzeczywistości, w której wieloletnie kłamstwa stały się kolejną zbrodnią, tego można być pewnym. Nie można jednak przewidzieć, jak ogromne znaczenie dla dalszego życia wielu ludzi będzie miało to, co wydarzyło się w 1997 roku pod Mostem Diabła…

„Miasteczko Twin Falls” to jedna z wielu historii o tym, w jaki sposób mała społeczność gotowa jest zachować fasadowe status quo, jak wiele jest gotowa poświęcić dla spokoju i pozornej harmonii. Bo przecież w małych miasteczkach nic nigdy się nie dzieje, a jeśli wydarzy się coś, co zelektryzuje opinię publiczną, często jest jak najszybciej wygaszane. Co wydarzyło się na kanadyjskiej prowincji? Przez co przeszła nastolatka, zanim została zabita, i kto tak naprawdę zakończył jej życie? Morderca, który przyznał się do tego, po latach zaprzecza. Nie on zamordował. Tam wtedy wydarzyło się coś innego. Coś, o czym wszyscy mimo wszystko pamiętają. A każdy rodzaj pamięci staje się stygmatem, który pali do żywego.

„Miasteczko Twin Falls” to znakomicie rozpisana na kilka ról opowieść o tym, jak łatwo ludzkiemu stadu znaleźć ofiarę i ją szykanować. To powieść opisująca ten proces w co najmniej dwóch wymiarach. Bezkompromisowa i wyjątkowo przerażająca. Okoliczności popełnienia zbrodni są tutaj tak niejasne, jak oczywiste jest funkcjonowanie kanadyjskiej społeczności, która dla dobra ogółu jest gotowa pewne sprawy przemilczeć, o pewnych zapomnieć. Okazuje się, że każdy pamięta doskonale, co zdarzyło się przed laty. Lawinę zdarzeń uruchamia dziennikarka decydująca się na publikację podkastu. True crime – gatunek szczególnie lubiany przez słuchaczy. Zajmująca uwagę szerokiej publiczności historia, w której kameralnie skryły się najgorsze ludzkie instynkty, pociągnie za sobą wiele przejmujących konsekwencji. Między innymi, a może przede wszystkim dla tej, która ów podkast uruchamia. Ale Trinity tylko pozornie będzie tu na każdej ze stron rozgrywającą. Czy na pewno nie jest jedną z ofiar? A może White opowiada o tym, co znaczy złożyć ofiarę z samego siebie?

Czymkolwiek byłaby ta ponura literacka fantazja powstała na kanwie realnej zbrodni, jest dla nas jako czytelników wyjątkowo przerażająca, ponieważ nie jest tylko fikcją pisarską. Uświadamia, że możemy być świadkiem tego wszystkiego na co dzień. Nawet jeżeli nie jesteśmy członkami małej społeczności. Loreth Anne White opowiada o ludziach, którzy gotowi są na wszystko, aby chronić swoje dzieci. I o dramacie małżeństwa, które swej córki nie ochroniło. O tym, że dużo trudniejsze niż ukrywanie prawdy staje się konfrontowanie z nią. Zwłaszcza po latach, gdy teoretycznie emocje powinny wygasnąć. Ta powieść pokazuje, jak ich żar wznieca się na nowo. Bohaterka książki cytuje Anaïs Nin, wspominając, że „historie się nie kończą”. Historia Leeny nie zakończyła się wtedy, gdy ktoś brutalnie pozbawił ją życia. Właściwie rozpoczęła się wówczas równie przerażająca historia – uciekania w niepamięć i budowania życia na kłamstwie. A wyzwolić od jego toksyn może tylko prawda.

Konstrukcyjnie książka została pomyślana w taki sposób, żeby na przykład mocniej oddziaływać na czytelników licznymi celowymi powtórzeniami albo pokazywać panoramiczny obraz sytuacji: wraz z publikacjami kolejnych odcinków podkastu jesteśmy w wielu miejscach i obserwujemy reakcje ludzi na to, co słyszą. Gdyby ta technika opowiadania została tutaj poszerzona, byłaby to książka naprawdę doskonała. Usatysfakcjonuje zarówno wielbicieli pierwszej powieści White, jak i czytelników sięgających po prozę tej autorki po raz pierwszy. Ona doskonale wie, jak po lekturze pozostawić czytelnika z bolesnym niepokojem. „Miasteczko Twin Falls” opowie o krzywdzie, którą czynimy innym, ale również samym sobie. O jątrzących się ranach, których nie można wyleczyć. A jednocześnie o swoistej formie ekspiacji rodzącej się w konfrontacji z bólem. Mocna powieść.

Brak komentarzy: