Wydawca: Biblioteka Słów
Data wydania: 2 listopada 2022
Liczba stron: 240
Przekład: Miłosz Waligórski
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 42 zł
Tytuł recenzji: Tworzenie, utrata, poszukiwanie
Żyjąc z wiecznym deficytem obecności ojca, zawsze bardzo chętnie sięgam po narracje, które opowiadają o relacji, jakiej nie miałem, ale w tym opowiadaniu najistotniejsze jest dla mnie to, jak ojcowie modelują swoich synów, ich światopogląd czy postawy życiowe. Na ten temat pojawiła się jakiś czas temu świetna książka „Dziennik upadku” Michela Lauba, w której autor poruszał interesujący mnie aspekt w kontekście Holokaustu. Peter Balko również wykorzysta ten motyw – przyznaję, że dość odważnie, i mam do tego ambiwalentny stosunek – prezentując historię silnej i jednocześnie toksycznej więzi, w której ujawnią się dwie zasadnicze opozycje: stosunku do siebie jako twórcy oraz tego, co i w jaki sposób się tworzy. „Wyspa Ø” to historia dwóch pisarzy. Ojca odgrywającego tutaj rolę artystycznego demiurga oraz syna będącego jego cieniem, borykającego się z niemocą twórczą po wydaniu debiutanckiej książki. Balko symbolicznie prezentuje tych dwóch mężczyzn jako tezę i antytezę tworzenia. W tym znaczeniu „Wyspa Ø” jest powieścią autotematyczną i pełnym literackich oraz filozoficznych odniesień metatekstem, którego żywiołem jest ironia – często zgryźliwa, czasami ocierająca się o bolesny sarkazm. Tylko że ta książka nie jest jedynie tym, o czym wspominam na wstępie. Słowacki pisarz zaproponuje nam zaskakującą zmianę tonacji oraz struktury swej powieści i choć nadal będzie ona o tej istotnej relacji, zmieni się zarówno sposób jej interpretacji przez czytelnika, jak i status jego obecności wewnątrz tej fabuły.
Rozprawa z tym, czym jest twórczość, w jaki sposób twórca staje się autonomiczną częścią swego dzieła, łączy nam się z dość senną, ale sugestywną historią o tym, na ilu frontach toczy się walka między dojrzałym pisarzem, sportretowanym tu hiperbolicznie w swych charyzmie i ekscentryzmie (lecz również – co należy podkreślić – szowinizmie), a synem domagającym się uznania swojej tożsamości twórczej. Retrospekcje budują obraz niepełny, a Balko wspina się na wyżyny pomysłowości, aby tę relację będącą walką opowiedzieć w naprawdę zaskakujący sposób. Potem jednak „Wyspa Ø” zmierza w kierunku fantazji dotyczących relacji twórcy z jego bohaterami, a także odpowiedzialności za wykreowane światy. Na naszych oczach tworzy się nowa historia: pełen dynamiki thriller szpiegowski z elementami coraz bardziej wysublimowanego surrealizmu. Peter Balko kreuje z jednej strony przezabawną fabułę o granicach literatury, ale także granicy twórczego zmyślenia. Z drugiej jednak – uśmiech po pewnym czasie znika z twarzy czytających. Zaczyna być groźnie, nieprzewidywalnie, a wszystko umieszczone zostanie w zupełnie nowym wymiarze świata przedstawionego. Wtedy ujrzymy nieprzeciętną konsekwencję syna w próbach zrozumienia motywacji jego ojca. Za tym będzie szła mroczna historia o krzywdzie fikcji literackiej. O przemocy wobec niej, a jednocześnie o tym, jak fikcję literacką odbieramy, jaką część komercyjnego rynku zawłaszcza i czym jest kreacja twórcza, kiedy stanie się przestrzenią buntu, zniewolenia oraz ucieczki.
Druga powieść tego autora, wydana w sporym odstępie czasu po pierwszej, do której z różnych powodów nie byłem w stanie się przekonać, jest z pewnością w dużej mierze autobiograficzną fantazją o tym, czym jest dzisiejsza kondycja pisarza, jak mit i filozofia tworzenia zachowują w ludzkiej świadomości archetypiczny wizerunek twórcy, a także historią o tym, czym jest akt kreacji, w który ingerują pewne siły z zewnątrz. „Wyspa Ø” z pewnością wzbudzi duże zainteresowanie samych piszących, dla mnie zaś – osoby komentującej literaturę oraz tworzącej własną – była szczególnie frapująca, bo postawiła kilka pytań o to, czy tworzymy dla społecznej akceptacji, wewnętrznej satysfakcji, zaspokojenia egocentrycznych ambicji, czy z powodu wiecznych poszukiwań twórczych. Mamy tu same pytania otwarte i sugestie nieoczywistych odpowiedzi na nie. Jednocześnie Peter Balko przesuwa środki ciężkości w fantazjach na ten temat, kierując naszą – oraz bohaterów – uwagę na coś, co wydaje się zdefiniowane i przede wszystkim w swych definicjach przewidywalne. Dość powiedzieć, że napisana sarna i napisany las z wiersza Wisławy Szymborskiej mogą wywołać grozę i niepokój, bo Balko opowie o tym, że radość pisania nie jest tylko satysfakcją tworzenia. Jest również braniem pełnej odpowiedzialności za to, co się stworzyło.
Ta książka już na wstępie zaznacza rozszerzone pole poszukiwań: do inspiracji oraz tworzenia. Młody bohater doświadcza świata bez jednego zmysłu. Jego pierwsza konfrontacja z kobiecością to dotyk piersi, których nie może widzieć. Odnoszę trochę wrażenie, że słowacki prozaik w ogóle sprowadził kobiecość do pewnych oczywistych i krzywdzących wizerunków. Bo jakkolwiek frapująca jest opowieść o twórczości, w której trudno jest zapanować nad nią samą i przekonaniem o słuszności tego, co się robi, kobietę Balko pokaże między innymi jako dwulicową agentkę albo grafomankę, która potrafi skapitalizować męski potencjał twórczy. Jakby historia rozpoczynała się od mężczyzny i na nim zawsze zamykała. Tymczasem całość prezentuje się naprawdę dobrze, bo ta książka we fragmentach, ale również jako całość jest mocno prześmiewcza. Balko korzysta z wiedzy o literaturze, lecz również kontestuje to, co na temat tworzenia literatury ustalono jako drogowskazy. Proponuje nam historię o tym, co się wydarzy, kiedy literat straci panowanie nad swoim tworzywem. I to wszystko opowiedziane jest w bardzo nietypowy sposób, jak również za pomocą nieoczywistej narracji drugoosobowej, która nie jest w tej powieści typowym ekscentryzmem współczesnych twórców, ale ma bardzo ważną i uzasadnioną tu funkcję.
Peter Balko portretuje nam twórcę, którego określa mianem „człowieka nieopowiedzianego”. Konfrontujący się z ojcem twórcą syn wypracowuje przestrzeń porozumienia, obaj idą w swoich fantazjach literackich na pewien kompromis, bo Jakub jest przeciwny tworzeniu wedle praw własnej wyobraźni, a jego syn o wiele mówiącym imieniu Cichomir wie, że literatura to przede wszystkim ucieczka w wyobraźnię. Tego dotyczy również wikłająca się intryga w drugiej części „Wyspy Ø” – zderzenia i konfrontacji zarówno warsztatu pisarskiego, jak i tego, co w jego wyniku powołuje się do życia. Balko zaprowadzi nas do świata, w którym wytwór wyobraźni zapanuje nad tworzącym. Ale również tam, dokąd porywani zostają bohaterowie literaccy. Do piekła dla nich samych i ludzi, którzy ich stworzyli, dając wolność i autonomiczność.
W tej książce przynajmniej trzy razy natkniemy się na
czasowniki, które zatrzymają naszą uwagę na dłużej. Tłumacz bardzo intensywnie
pracuje tu z tekstem oryginału. Szuka sposobu opowiadania jak zapewne sam
autor. Widać ten związek również w posłowiu Miłosza Waligórskiego, które
intelektualizuje przesłania tej powieści, a wszystko świadczy o tym, że mamy
przed sobą książkę naprawdę niezwykłą. Ekscentryczną, trochę prowokacyjną,
przemyślanie proponującą interakcje tekstowe, bawiącą się kilkoma konwencjami i
w gruncie rzeczy dość gorzką, bo w tym wszystkim Peter Balko opowiada o
twórcy jako samotniku gotowym uwierzyć w to, że jego wyobcowanie to zawsze
gloryfikujący go element, a nie coś, co może frustrować oraz niszczyć. Warto
zwrócić uwagę, kto i w jaki sposób ponosi tutaj spektakularne ofiary. Ta
powieść pokaże, że w żadnym stopniu pisarz nie jest sam w tym, co robi. To
również narracja o niebezpieczeństwach ulegania trendom lub koncepcjom, które
dla literatury mogą być zabójcze nawet wtedy, gdy starają się w literackim
świecie zaprowadzić porządek. Naprawdę absorbująca książka o tym, jak zderzają
się historia, teoria oraz filozofia literatury w opowieści, która chce zwrócić
uwagę na coś istotnego: najciekawsza relacja opowiadana przez antynomie jest
jednocześnie najbliższa. I w tym znaczeniu to, w jaki sposób Balko zaczyna tę
powieść, wydaje mi się dużo bardziej istotne niż to, jak ją kończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz