Wydawca: Wydawnictwo Filtry
Data wydania: 22 stycznia 2025
Przekład: Agata Ostrowska
Liczba stron: 232
Oprawa: miękka
Cena det.: 52 zł
Tytuł recenzji: Nazwać siebie
W powieści Alany S. Portero najbardziej podoba mi się to, że jest bardzo kameralna, ale jednocześnie proponuje panoramiczny wizerunek zarysowanych problemów. To książka o tym, jak bolesne jest uwięzienie w samym sobie. O tożsamości identyfikowanej nie przez przynależność do danej płci, lecz przez to, w jaki sposób społeczność tę przynależność narzuca. Główna bohaterka chciałaby nadać sobie chociaż imię, a i to wydaje się niemożliwe. Jest pochodzącym z robotniczej dzielnicy na peryferiach Madrytu chłopcem, który nie spełni oczekiwań rodziców, nie kupi matce domu z ogródkiem, nie będzie w żaden sposób przystawać do wzorca męskości. A już na pewno nie do tego maczystowskiego, z którym Portero rozprawia się tu bezkompromisowo. „Niedobry zwyczaj” to bowiem książka o męskiej dominacji wobec kobiet, o pogardzie wobec nich. A także o tym, że to specyfika stadna, bo mamy tutaj przecież kilku dobrych, wręcz fantastycznych mężczyzn, jak choćby brat bohaterki, który jest gotowy bronić swego brata w każdej sytuacji i do końca życia.
W świecie przedstawionym hiszpańskiej prozaiczki nikomu nie można ufać. Dlatego bohaterka – kobieta przez lata uwięziona w męskim ciele – uznaje, że zaufanie można mieć tylko do własnej opowieści. A ta zarysowana jest niezwykle ciekawie. Portero eksperymentuje z konwencjami. Na przykład opisuje kobiety w baśniowych czy mitologicznych dekoracjach, które tworzą dla nich bezpieczny świat; one są tam nie tylko szczęśliwe, bo nikt ich nie krzywdzi, ale stanowią o sobie. Tego nie może dziewczynka zdana na samotność od najwcześniejszych lat. W miejscu, w którym wychowuje się chłopców na twardych łajdaków albo nie wychowuje się wcale, a matką zastępczą staje się heroina. Świetne jest to, w jaki sposób wraz z odsłanianiem wnętrza narratorki pisarka ukazuje obraz Madrytu – najpierw z perspektywy obrzydliwej dzielnicy robotniczej, w której przemoc, zabijająca nuda rutyny i wszelkiego rodzaju patologie są na porządku dziennym, potem jakby pastelami malując barwne centrum miasta. Samo jego przemierzanie ma również znaczenie symboliczne. Kiedy bohaterka decyduje się na pierwsze próby bycia sobą, bycia kobietą choćby w ograniczonym stopniu, robi to tam, gdzie czuje namiastkę wolności. A potem idzie przez Madryt, by wrócić do swojej dzielnicy, w której inność nie ma prawa bytu.
Język opowieści jest interesujący, ponieważ nie przystaje do tego, co może tutaj zostać zwerbalizowane w świecie rzeczywistym. Bohaterka nie jest w stanie opowiadać o tym, co przeżywa, gdyż brakuje jej słów. Symptomatyczne jest to, że jej pierwszy kochanek również niewiele mówi, ale z innych powodów. Jest zatem spisana historia. Pamiętnik dorastania w samotności. „My, transdziewczynki, zawsze dorastamy same”. A przecież pozornie nie jest sama. W egzystencjalnym dramacie los zesłał jej jednak coś dobrego: kochającą rodzinę. Nie rodzinę, która rozumie i wesprze, lecz taką, która za każdym razem pomoże. Nie odrzuci. Opowiadająca o sobie zmuszona jest jednak odrzucić tę część własnej osobowości, która nie daje jej możliwości przetrwania. Trudno przetrwać w kraju, który transformuje się społecznie i zmienia po latach rządów udręki, bo trudno jest w tym świecie każdemu. Także zapracowanemu ojcu, który tak bardzo mnie wzrusza pod koniec tej opowieści, gdy zostaje zaprezentowany przez bohaterkę jako mężczyzna bezwarunkowo kochający swoje dziecko. Syna, nie kobietę uwięzioną w mężczyźnie.
I może miłości brakuje tym, którzy swoje kobiety traktują przedmiotowo, są dla nich katami, na nich wyładowują frustracje i ukryte przed światem bolączki. W robotniczym bloku wszyscy słyszą wszystkich. Każdy wie, że sąsiad codziennie znęca się nad swoją rodziną. Wydaje się, że solidarność pokrzywdzonych kobiet to jedynie solidarność milczącego współczucia. Ale rozwiązanie kwestii domowej przemocy, które proponuje nam Alana S. Portero, może zaskoczyć. Sama powieść staje się zaskakująca w tych momentach, w których autorka trochę dydaktycznie traktuje swojego czytelnika, zapominając o tym, że dosłowność nie jest tutaj wskazana. Mam na myśli ten fragment narracji, w którym bohaterka odnajduje bliskość madryckiej starszej prostytutki i ta część jest jakby słabą kalką opowieści Pedro Almodóvara, tym bardziej że właśnie tam otrzymujemy wykłady, których nie powinno być. Jest jednak barwna opowieść w całości tworząca retrospekcję traum i prób wychodzenia poza nie. Jest bardzo dynamicznie i nieprzewidywalnie. Ale wciąż o tym samym bólu. Bólu niebycia sobą.
Kiedy bohaterka dorasta, jej jedyną bezpieczną przestrzenią jest łazienka. Wtedy – jak to ładnie określa autorka – może „ubrać się w siebie”. W tym przedpokoju egzystencjalnym zawsze staje do walki, bo bycie sobą jest tu walką, a walka o siebie może być gwarantem znalezienia poczucia akceptacji, którego przecież nie ma się, dopóki nie zaakceptuje się siebie. Dopóki nie wyjdzie z klatki. Czy jest to możliwe? Z jednej strony „Niedobry zwyczaj” to historia o tym, że bycie trans jest zawsze opresją. Z drugiej jednak – pośród całego opisywanego tutaj bólu niemożności bycia sobą Portero otwiera raz po raz kolejne furtki, które są dla bohaterki początkami czegoś nowego, lepszego.
Pisarka potrafi być – jak wspomniałem – wyjątkowo bezkompromisowa, ale także bardzo czuła. Piękna jest scena, w której starszy homoseksualista pokazuje nastoletniemu chłopcu zdjęcia w sepii. Swoją rodzinę, której już nie ma. Mężczyzn, którzy go ukształtowali i nauczyli kochać – siebie, ich, życie. Przez lata ten nastoletni chłopiec, który nie jest chłopcem i ogląda te zdjęcia, będzie szukał takiej rodziny. Ta rzeczywista potrafi wesprzeć w atawistycznych odruchach. Trzeba znaleźć wspólnotę, w której można naprawdę poczuć się członkiem rodziny. Tylko jak być członkiem jakiejś zbiorowości, skoro nie można być sobą? Nie można siebie nie tylko pokazać, ale również naprawdę przeżywać?
Młodziutka narratorka obserwuje charyzmatyczne kobiety ze swojej dzielnicy. Widzi, że można być inną, żyć inaczej, stawiać granice, kształtować model osobowości wedle własnego wyobrażenia. Jest też na kartach tej powieści pierwsza poznana transkobieta, ale wolno jej być nią tylko wtedy, gdy jest niewidoczna, niezauważalna, jest cieniem, a nie osobą. A dorastająca bohaterka nie chce być cieniem, choć przecież wciąż kryje się w cieniu. Musi? Czy po prostu nie wie, jak tę strefę cienia opuścić? „Niedobry zwyczaj” opowie o tym, jak kobiecie jest trudno być sobą tak w ogóle. A komplikacja w postaci uwięzienia w innym ciele nabiera tu też trochę filozoficznego wymiaru. Jest tu bowiem mowa o kształtowaniu świata nie przez jego wyobrażenia, lecz przez pryzmat wyobrażeń o tym, jaki świat moglibyśmy ukształtować, gdybyśmy tego chcieli.
Portero wzrusza momentami tak bardzo, że chciałoby się do tej książki przytulić, a bohaterkę serdecznie uściskać. Ale to również narracja, która nie daje żadnych oczywistych odpowiedzi na pytanie, dlaczego mężczyźni tak często są podli, a kobiety stają się ich ofiarami. Tu symboliczna jest droga narratorki. Jest chłopcem, który nie spełni oczekiwań, tak jak nastolatek, który ginie z powodu uzależnienia od narkotyków. To pierwszy chłopiec, w którym narratorka się zakochuje. Dlaczego? Dlatego że z innych powodów, ale w podobnych okolicznościach ten właśnie chłopiec nigdy nie stanie się mężczyzną. On umiera, ona może się odrodzić. Bohaterka będąca chłopcem może stać się kobietą. Ile wyrzeczeń będzie ją to kosztować? Przejmująca powieść drogi i historia istnienia opartego na wiecznych konfrontacjach. Z bardzo ciekawym zakończeniem. Myślę, że dobrym zwyczajem będzie przeczytanie Portero. To książka przepełniona melancholią, ale jednocześnie bardzo pięknie pokazująca takie perspektywy spoglądania na życie – także seksualne – które na co dzień mogą być dalekie lub obce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz