Wydawca: Znak Literanova
Data wydania: 26 listopada 2025
Liczba stron: 448
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 54,99 zł
Tytuł recenzji: Pośród zła
Ponieważ rzadko sięgam po polską literaturę, postanowiłem wybrać utwór autorki już bardzo doświadczonej literacko. Wierzyłem – i nie pomyliłem się – że w przeciwieństwie do współczesnych polskich twórców nie będzie to udawanie mniejszego lub większego znawstwa mniej lub bardziej udziwnionych form, lecz książka, która będzie opowiadać konkretną historię. Nie wiem też, czy słowo „konkretna” jest tu adekwatne, bo „Mrok jest po naszej stronie” jest opowieścią tak wielowątkową i tak wielopłaszczyznową (płynnie przechodzącą od tego, co intymne, do tego, co egzystencjalnie uniwersalne), że ma się tu do czynienia z naprawdę solidną literaturą środka, choć nie wiem, czy tym określeniem nie deprecjonuję tej powieści. Dlaczego? Otóż jeden z głównych bohaterów, noszący dwa imiona znaczące i naznaczające jego biografię, wypowiada się o prozie w następujący sposób: „Ona zawsze się za czymś opowiada”. Za czym opowie się nowa książka Zyskowskiej? Myślę, że za życiową lojalnością mimo podłości. Ale jest to historia wielu tematów: bardzo niebanalnej miłości, uwikłania w ideologiczne spory, które najpierw budują, potem niszczą relacje, w końcu o namiętnościach, które mają różne definicje, a na ich charakter wpływa na przykład narratorka prologu.
Ponieważ twórczyni jest doświadczona, wiedziałem, że jeśli użyje kompozycji klamrowej, to z pełnym jej przemyśleniem; płynnie budować będzie dialogi (brak tej umiejętności często irytuje u debiutantów); zwróci uwagę na detale, które staną się motywami przewodnimi; przede wszystkim zaś, rozpinając czasowo powieść od końca lat 30. do połowy 50. minionego stulecia, niemal ominie okres drugiej wojny światowej – będzie na tyle subtelna i niewtórna, że ujmie ją tylko kilkoma obrazami: zasłanym gruzami Placem na Rozdrożu czy eksodusem z jednej z płonących dzielnic Warszawy. Co poza tym? Znakomita znajomość ideologicznych sporów czasów sanacji i tych powojennych, a także umiejętność niuansowania, kto w Polsce stawał się wrogiem i dlaczego tak się działo. Mimo że nie ma w zasadzie jakiejś pogłębionej analizy socjologicznej tamtego społeczeństwa (choć scena w ośrodku dla zdesperowanych kobiet, dla których kolejna ciąża to przekleństwo, z pewnością robi wrażenie).
Skłamałbym, gdybym napisał, że nie ma innej analizy. Z pasją i zainteresowaniem czyta się o koneksjach rodzinnych, wzajemnych zależnościach, konfliktach ideologicznych oraz wpływie, jaki się ma lub którego się nie ma na otoczenie, jednakże najciekawsza jest tu historia dwóch braci. Ten pierwszy, którego biografia kończy się tragicznie, jest swoistym rewersem tego drugiego, który również kończy źle. A to właśnie o złu tkwiącym w człowieku jest w dużej mierze opowieść Zyskowskiej. Nie tylko o samym złu; o tym, jak się rodzi, dlaczego przynosi korzyści i dlaczego pozwala, by brnąć w nie dalej. Mamy tutaj kilku bohaterów, których określilibyśmy złymi do szpiku kości, jednak autorka nie lubi uproszczeń. I wcale ich tu nie będzie, choć naturalnie granica między tym, co złe, a tym, co dobre, zostanie wyraźnie postawiona.
Dwie kwestie wydają się tu trochę kuleć. Antycypacje, co prawda na szczęście dyskretnie zarysowane, jak również sceny zbliżeń miłosnych. Pierwsze nie niosą w sobie siły, drugie są – niestety – dość banalne i w moim odczuciu nie poruszają, jak powinny, gdy są świadectwami prawdziwych namiętności. Jest tu też seks dziki, jakby zwierzęcy. Klient gwałcący na ulicy nastoletnią prostytutkę w ciąży to taka scena, która zupełnie wybija z czytania. Dlatego Katarzyna Zyskowska wydaje się świetna w detalach, ale już trochę mniej przekonująca w ogólnym zarysie historii, bo nie bardzo można się zorientować, co jest jej centrum.
Tu zapewne powinien pojawić się akapit o tym, kto z kim romansuje i jakie to ma konsekwencje, co tworzy ogólną narrację tej książki, ale tego akapitu nie będzie. Owszem, wspomnieć należy główną bohaterkę Hannę, którą poznajemy jako podlotka, studentkę filologii polskiej tworzącą wprawki literackie, a potem przyglądamy się rozwojowi jej kariery literackiej, która zostanie brutalnie przerwana. Zamiast pisać kolejne artykuły do gazet, Hanna zmaga się z okrucieństwem śledczych w więzieniu. Zamiast pisać powieść, planuje i realizuje ucieczkę z powojennej Polski. Czytając tę powieść, trudno określić, która Polska – przedwojenna czy powojenna – jest bardziej potworna i trudniejsza do życia.
Hanna zwana Chaną, co ma tu ogromne znaczenie, ma to szczęście, że trafia na swojej drodze głównie na ludzi życzliwych. Do dramatycznego czasu walki o przetrwanie dorasta, słuchając ludzi, z których poglądami musi się jakoś skonfrontować. Spokojna, pozbawiona pewności siebie dziewczyna zostanie jednak walczącą o przetrwanie lwicą. Bo na jej drodze stanie Lew, choć na początku wydaje się, że to jednak taki rodzaj splotu okoliczności, który doprowadzi do pięknego romansu i finalnie – udanego związku.
Są tu związki, są bliskie relacje, są też relacje o charakterze ekstremalnym w tym znaczeniu, że oparte na tak toksycznych uzależnieniach, iż czasami nie da się tego unieść. Są ludzie, którzy krzywdząc siebie nawzajem, nie zdają sobie sprawy z tego, ile zła wpuścili do swojej duszy. Albo ile tego zła wchłonęli niechcący. „Mrok jest po naszej stronie” to przede wszystkim opowieść o tym, że potrafimy pozbyć się elementarnych cech człowieczeństwa; jeśli je mamy, zwłaszcza w nadmiarze, potrafią zrujnować nam życie. Dlatego jest to historia mimo wszystko dla czytelników o mocnych nerwach, bo niektóre nakreślone wyraźną kreską postacie mogą wzbudzić lęk i odebrać sen.
To też książka o tym, jakie metody stosowano, by przed wojną uczynić Polskę lepszą, i co robiono, by podnieść ją z wojennych zgliszcz. Znaczące są tu odwołania do buntu, który nasila w człowieku chęć, by działać na różne sposoby. A bunt jest wszędzie: wokół struktur budujących państwo, niepisanych zasad tworzących rodzinę i wobec miejsca, w którym trzeba żyć, ale nie daje się w nim oddychać. Przemieszano tu wszystko: atawistyczne wręcz potrzeby bycia kochanym i akceptowanym oraz poczucie, że kochanym i akceptowanym trzeba być przede wszystkim przez państwo, w którym się żyje.
A to państwo to wielopoziomowa przemoc egzemplifikowana przez postać głównego bohatera. Właściwie nie przemoc tak bardzo przeraża, lecz zachowawczość i absolutne przekonanie do swojej racji wówczas, gdy krzywdzi się drugiego człowieka. Tu krzywdzą się także kochankowie, choć ja odebrałem miłosne relacje momentami jak niekontrolowane szaleństwa, z powodu których może wydarzyć się (i wydarza!) coś niezwykle niebezpiecznego. Katarzyna Zyskowska jest też świetna w splataniu losów swoich bohaterów, nawet tych epizodycznych. Jest to historia dopracowana w detalach i opowieść o tym, że najbardziej okrutni możemy być dla siebie wtedy, kiedy wydaje nam się, że jesteśmy sobie najbliżsi.
---
Jeśli podobała Ci się ta recenzja, możesz mi postawić kawkę TUTAJ

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz