2012-11-27

"Dobre dziecko" Roma Ligocka

PATRONAT MEDIALNY
Dotychczasowa twórczość Romy Ligockiej przyzwyczaiła nas do tego, że o ogromnych pokładach często bardzo traumatycznych przeżyć można pisać nie tyle w sposób zdystansowany, co finezyjny. Najnowsza powieść autorki także wyrasta z przeżyć i nasycona jest emocjami, ale Ligocka cały czas je tonuje, serwując nam prozę może i odrobinę wyniosłą, ale pełną szlachetności i literackiego piękna. „Dobre dziecko” zaczyna się wspomnieniem upalnego Buenos Aires i pobrzmiewają w tym echa opowiadań ze zbioru „Kobieta w podróży”. Tymczasem to nie w stolicy Argentyny rozegrają się zdarzenia.

Czy pisarka chce tam przed czymś uciec? A może na innym kontynencie, w oddaleniu, dociera do niej prawda o tym, że uciec od siebie się nie da i zawsze na trudnej drodze pojmowania swego życia stoi czas. Czas, który musiał upłynąć, by powstało „Dobre dziecko”. Ligocka rozmyśla:  „Może czas jest osobą? Trochę despotyczną, trochę złośliwą? Może tylko kpi sobie z nas, a my traktujemy go poważnie?”. Nie sposób nie traktować poważnie wspomnień autorki z nowej powieści. Kontynuuje losy dziewczynki w czerwonym płaszczyku, której perypetie z wypiekami na twarzy śledzili ci, co niezbyt dobrze pojmowali, czym jest piekło wojenne. Tymczasem „Dobre dziecko” mówi o innym piekle. Piekle dorastania, dojrzewania do kobiecości i bycia człowiekiem świadomym swego losu. To opowieść osadzona w scenerii Krakowa lat pięćdziesiątych minionego stulecia, kiedy to poznamy Romę nastoletnią, taką smutną dziewczynkę, „starą malutką”, zagubioną w lękach i wiecznie samotną. Czy jednak do końca nieszczęśliwą?

„Umiem tylko kochać. Nie umiem być kochana”. Ligocka opowiada o czasie, w którym nie trzeba już się bać nagłej śmierci, nasłuchiwać kroków ciężkich niemieckich buciorów, nie trzeba też przed Niemcami ukrywać się pod stołem. Tyle tylko, że dorastająca dziewczyna, wkrótce już kobieta, nigdy spod tego stołu nie wyszła, bo wciąż się boi. Między innymi tego, że nikt jej nie kocha, choć w jej sercu pokłady miłości są ogromne. Tego, że zwyczajnie nie da rady z życiem. Okazuje się, że Holokaust i trauma przeżyć w żydowskim getcie to nie jest największy ogrom cierpienia. Jak wspomina w wywiadzie sama Ligocka,  dla wielu po prostu codzienność jest traumą nie do zniesienia. I tak też wygląda życie tej, która ma poczucie, iż winna jest coś innym za to, że pomagali jej w czasie wojny, ale niewiele może zaoferować, bo potrafi uciekać w rysunek, lekturę lub świat własnych marzeń.

„Dobre dziecko” to w gruncie rzeczy nie opowieść o dojrzewaniu Romy Ligockiej, lecz o piekle życia jej matki. To ona, Tosia, w mniemaniu babci Anny zawsze była dobrym dzieckiem. Przynosiła radość i pociechę. Niepotrzebnie wyszła za Lieblinga i potem samej Romie uświadamia, iż widmo dziadków ze strony ojca to zło, którego nie należy wspominać. Matka Romy wydaje się być małym dzieckiem, za które córka czuje odpowiedzialność. Mamusia opiekowała się nią w czasie wojny. Teraz trzeba oddać dług. Tym bardziej, że rodzicielka wikła się w trudny romans z żonatym mężczyzną, co naraża na krakowski ostracyzm zarówno ją, jak i dorastającą Romę. Jej życie powojenne, trudności w kontaktach z córką i poczucie pustki wywołują myśli samobójcze. Roma mierząc się ze swoimi lękami dorastania musi być jednocześnie bardzo czujna, a jej obsesją staje się ocalenie matki od samozagłady…

Narratorka powieści chce być taka jak zmarła niedawno Ruth Buczyńska – spokojna i wyniosła, a jednocześnie zadowolona z życia. Okazuje się to jednak niemożliwe. Kontestując swoje istnienie, odbiera sobie także możliwość bycia szczęśliwą. Ocalała z wojny, a nie jest w stanie ocalić siebie w nowych czasach. Jakże przecież trudnych dla każdego. Dojrzewająca Roma jest wyobcowana zarówno w świecie rówieśników, jak i osób dorosłych. Obserwuje, nie komentuje. Uznaje się ją za niezdatną do tego, by stworzyć jakąkolwiek zdrową relację. A tymczasem „Dobre dziecko” opisuje bezwarunkową i piękną miłość, której w sercu Romy nie zaburza ani jej introwertyzm, ani okrutny świat wokół, ani też nawet kostyczna nauczycielka – dewotka, która chce jej pomóc miło spędzić wakacje, a czyni z tego okresu koszmar; taki dodatkowy, jakby mało było smutnych przeżyć w życiu bohaterki książki. Roma kocha matkę bez względu na wszystko. Zaczyna rozumieć jej dramaty. Tosia też czuje się wyobcowana, źle lokuje uczucia, nie może być sobą i zaczyna być opętana śmiercią. Matka i córka żyją w zaskakującej symbiozie mimo faktu, że dzieli je tak wiele i nie potrafią na co dzień być względem siebie blisko.

Formą radosnej ucieczki od świata jest dla Romy lektura pamiętnika jej babki, Anny. Zapiski kobiety przeplatają narrację o dorastaniu i trudzie życia w świecie, w jakim dzieje się tak wiele zła. Anna przed wojną tego zła nie odczuwała. Cieszyła się życiem i jej zapiski pełne są prostego witalizmu. Tego brakuje i Tosi, i Romie. Każda na swój sposób próbuje powalczyć o odrobinę szczęścia. Obie mogą je osiągnąć, bo po prostu im na tym zależy. „Dobre dziecko” to nie tylko bolesna biografia, do której napisania Ligocka musiała dojrzeć. To przede wszystkim symboliczna opowieść o trudach wyobcowania, o niemożności buntu wobec wszystkiego, co nas przerasta i o tym, że mimo wszystko każdy z nas w końcu znajdzie swoje miejsce na ziemi. Także o żydowskiej tożsamości, z którą wciąż na nowo trzeba się mierzyć tak, jak z lękami i poczuciem oddalenia od innych.

To książka intymna, ale jednocześnie pokazująca, iż można się mądrze zdystansować od destrukcyjnych myśli i nastrojów. Nie można powiedzieć, że Roma Ligocka to kobieta nieszczęśliwa. Ona wciąż poszukuje samej siebie. A wtedy, w latach pięćdziesiątych, było jej wyjątkowo trudno. Darowane po wojnie życie to za mało, żeby się cieszyć. Trzeba jeszcze odnaleźć sens dalszego życia. Umieć dorosnąć z godnością. „Dobre dziecko” to żaden poradnik dorastania. Po prostu szczery i przejmujący zapis tego, iż młodość wcale nie musi być „durna”, częściej jest „chmurna”, a na pewno jest czasem, w którym jak chyba nigdy potem możemy naprawdę przeżywać emocje. By je nazwać, potrzeba czasu i doświadczenia. Nowa książka Romy Ligockiej to świadectwo buntu wobec upływającego czasu i dowód na to, iż można opowiedzieć o sobie nawet z tego okresu, kiedy naprawdę niewiele się na własny temat wiedziało.

Wydawnictwo Literackie, 2012

2 komentarze:

dofi pisze...

Trudne dzieciństwo, trudne czasy, trudne relacje. Nic dziwnego, że nie jest łatwo dorastać, będąc jednocześnie wrażliwą osobą.

...jest niesamowite... pisze...

długo oczekiwana książka Ligockiej, muszę sprawdzić, czy tak dobra, jak poprzednie..