2013-02-19

"Miód trzmieli" Torgny Lindgren

Współczesna literatura skandynawska serwuje nam wiele smakowitych opowieści o relacjach braterskich i trudach życia w skomplikowanych zależnościach więzów krwi. Temat traktowany jest różnorodnie. W "Submarino" Jonasa T. Bengtssona bracia torturowani są przez samo życie; przez wspomnienie znienawidzonej matki i przez dostrzeganie, iż obaj stanowią swoje przeciwieństwa, choć tak bardzo się przyciągają. Bliźniacy w powieści "Ty pierwszy, Max" Leeny Parkkinen zrośnięci są ze sobą tułowiami i biografiami. Obaj to outsiderzy i ludzie – dziwadła. Obaj muszą znosić trudy życia odmiennie, ale w ścisłej zależności, jaka utrudnia im codzienną egzystencję. Opowieść o braterskich więzach próbuje ratować dość marny kryminał, jakim jest "Dobry brat, zły brat" Mattiego Rönki. Tutaj bracia różnią się od siebie i w toku sensacyjnej intrygi poznają niejako na nowo, wchodząc w role tego drugiego.

Czy jest to zatem powieść psychologiczna, obyczajowa czy kryminalna, motyw braterstwa jest co najmniej chwytliwy w skandynawskim pisaniu, a jego wykorzystanie w symbolicznej opowieści Torgny Lindgrena zbliża nas najbardziej do wykorzystanego przez Bengtssona wzorca. Bracia w „Miodzie trzmieli” torturują się nawzajem swoim istnieniem. Tyle tylko, że ta tortura jest jednocześnie kluczem do zrozumienia czegoś zupełnie innego i nie są to bynajmniej skomplikowane relacje braterskie w dosłownym sensie. Lindgren napisał opowieść pozornie prostą, ale jednocześnie trudną do odczytania; jest tam kilka poziomów interpretacji. To może być mroczna baśń, przypowieść, narracja z dreszczykiem czy parabola. W końcu konkretnie osadzona w zimnym miejscu opowieść o lodowatych relacjach będących historią o odwiecznej walce dobra ze złem. W jednym człowieku. W jego wnętrzu. Zranionej duszy.

Rzecz dzieje się gdzieś na północy Szwecji. Do miasteczka przybywa pisarka z odczytem „o świętych szaleńcach i błaznach”. Po spotkaniu otrzymuje propozycję noclegu u pewnego mężczyzny, który wydziela woń trupiego rozkładu. Kobieta przystaje na to bez większego oporu i pozwala wywieźć się gdzieś daleko, na odludzie zasypane śniegiem i do domu, w którym pozna opowieść, jaka zmieni jej sposób postrzegania świata i perspektywę pisarską, którą przyjęła, by opisać losy św. Krzysztofa. Bezimienna pisarka to postać tajemnicza i nieprzewidywalna. Staje się łącznikiem między dwoma domami w sensie dosłownym i dwiema biografiami na płaszczyźnie metaforycznej. Początkowo bierna i jedynie słuchająca opowieści, potem zaczyna ingerować w ich tok. Ostatecznie nie podejmuje się wyjazdu, lecz wkracza między skłóconych i umierających braci, by odegrać rolę, jakiej nie przewidzieliśmy mimo uważnej lektury…

Gospodarz, czyli Hadar zmaga się z rakiem, pustką i poczuciem wyobcowania. Celebruje powolność, jakakolwiek życiowa szybkość jest mu obca. Teraz pozostały jedynie chwile, dni leniwie upływające, krótki czas przed pożegnaniem się  z życiem. Hadar chce się z nim rozliczyć, opowiadając swojemu gościowi o tym, co łączyło go z mieszkającym obok bratem Olofem. To opowieść o tym, że silne więzi pękły i że rozdzieliła ich dorosłość; opowieść o miłości i nienawiści, sile dobra i zła, wiecznym tych sił zmaganiu oraz o tajemnicach, które skrywają się w osobie żony Olofa oraz potomka, jaki przyszedł na świat, by jeszcze bardziej poróżnić braci. Lindgren snuje narrację statyczną i lakoniczną, niemniej jednak jego krótkie zdania oraz proste opisy powodują, iż opowieść o traumatycznej więzi Hadara z Olofem, wywołują gęsią skórkę, a z czasem świadomość, że może chodzić o jeden byt i jeden dramat, mistrzowsko rozpisany na dwie role i głosy.

Warto zwrócić uwagę na pewien paradoks sytuacji, w jakiej znajduje się pisarka. „(…) To, że Hadar jeszcze żyje, spowodowane jest tym, że walczy ze swoją chorobą, ale nie ma nic przeciwko chorobie brata, co więcej, jest przeciwko życiu brata, a równocześnie opowiada się za życiem własnym”. Obaj bracia wydają się czekać na to, aż odejdzie ten drugi. W przeszłości walczyli ze sobą i była to walka na śmierć i życie. Dzisiaj zgorzkniali i oczekujący końca, nie mogą zamknąć rozdziałów z życia minionego; nie mogą przede wszystkim stać się jednością, choć przecież nią są. Wydaje się, że przeżywają teraz coś na kształt wyostrzonej formy przeżywania własnej egzystencji. To z powodu powolnego umierania oraz samotności. Obaj mieszkają obok siebie, ale żyją w oddaleniu. Chcą się zwalczyć, a jednocześnie wysysają z siebie każdą możliwą cząstkę energii. W dużym uproszczeniu Hadar jest symbolem zła, Olof niewinności i dobra. Tyle tylko, że to wszystko nie jest takie proste do wyjaśnienia.

Dla Lindgrena braterstwo to ścieranie się, walka. „Braterstwo jest zjawiskiem naturalnym, podobnym do ciążenia ziemskiego, zaćmienia słońca czy zmarzliny, która wiąże glebę, więź między braćmi bywa silniejsza niż nienawiść i miłość”. Istotą ich więzi jest wzajemne atakowanie się i uzupełnianie. Mamy tutaj do czynienia z paraboliczną opowieścią o namiętnościach i okrucieństwie, które mogą zrujnować człowieka, jeżeli nad sobą nie zapanuje. Dodatkowym tropem jest tytułowy miód. Życiodajna słodycz? Zakazany owoc? Symbol więzi krwi i więzi, jaką łączy braci historia ich dziadka, który pożarł psa? W opowieściach Lindgrena dużo jest mroku i dwuznaczności. Dochodzą do tego naturalistyczne opisy czyniące z tej narracji książkę obrzydliwą. Moc autora tkwi w symbolice marazmu teraźniejszości i zagadce tego, co stało się przed laty, w 1959 roku i co na zawsze zmieniło życie Hadara i Olafa.

Ale… czy ci dwaj bohaterowie naprawdę żyją? Czy ich historia dzieje się naprawdę? Czy „Miód trzmieli” nie jest jakąś fantastyczną baśnią, której przesłania do końca nie poznamy? Mocna i niepokojąca proza. Do uważnej i powolnej lektury.

tłum. Dawid Jabłoński
Oficyna Literacka, 2012

Brak komentarzy: