Wydawca: LOKATOR
Data wydania: 25 marca 2014
Liczba stron: 264
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 32 zł
Tytuł recenzji: Etylicznie, lingwistycznie, karkołomnie
Mieliśmy "Tworki"
Marka Bieńczyka i pracownika szpitala psychiatrycznego, którego szpitalna
przestrzeń chroni przed wojną. Mamy dzisiaj "Kobierki" Grzegorza
Franczaka - rzecz rozgrywającą się w dużej mierze pod Krakowem, w podobnym
szpitalu. Tym razem nie pracownik, a pacjent jest w centrum zainteresowania.
Przed czym kryje się bohater Franczaka? Przed niezdefiniowanym złem tego
świata, które wpędziło go w nałóg. Przed okrucieństwem losu i własnej jaźni,
jakie odrywają tak boleśnie od życia. "Kobierki"
to lingwistyczny traktat o upadku, próbie ratowania siebie, ale przede
wszystkim o pastwieniu się nad samym sobą, nad uległym nałogowi i ułomnym
ciałem, nad głodem picia i głodem życia w piciu warunkowanym na czas określony.
Mam problem z tą książką.
Duży problem. Jako literaturoznawca autor w języku daje z siebie wszystko.
Przekracza nawet granice, które przekroczyć można tylko w stanie delirium,
niekoniecznie alkoholowego. Językowo to
książka rozbuchana, sarmacko rubaszna, drapieżna, prowokacyjna, irytująca i
wychodząca językowi naprzeciw w takim znaczeniu, iż to w dyskursie akademickim,
którego rozpaczliwe resztki chce zachować pijany bohater błądzący po
rzeczywistości słów prostych i dosadnych, rozgrywa się dramat tej etylicznej
epopei. Ona chce skryć w języku to, co najintymniejsze i jednocześnie
podaje nam na tacy świadomość obnażoną, boleśnie małą, niepewną siebie i
niebędącą w stanie pojąć grozy, jaką ma w sobie klatka alkoholowego uzależnienia.
O ile zatem wierzę językowi i wiem, od kogo powieść wychodzi, o tyle opisana
historia bolesnego samosądu, jaki wymierza sobie podczas terapii na oddziale
otwartym bobohater z alkoholu i kości, nie jest dla mnie przekonująca. Mam
wrażenie, że w tej dramatycznej spowiedzi walczącego z nałogiem alkoholika
kryją się szepty pijaczków z krakowskiego Kazimierza, słowa poznanych w
Kobierzynie terapeutów, wyimki z prac walczących o siebie pacjentów i
ogólnoludzkie rozumienie głodu w nałogu, jakiego przyczyny i konsekwencje
Franczak opisuje w sposób encyklopedyczny, zbyt oczywisty oraz zbyt
schematyczny po prostu. Nie ma natomiast osobistego przeżycia. A może jest, ale
mocno skryte i dla mnie nie do odczytania.
Nie uwierzyłem więc tej
książce, ale starałem się ją czytać z uwagą. Nie tą czytelnika, który
nieznajomy prawideł terapii grupowych na oddziałach otwartych, będzie sobie
notował, czym jest WOTUW, ZT czy PTPT. Interesowała mnie bardziej budowana w
języku egzystencjalna kondycja dojrzałego rzekomo mężczyzny, który musi poznać
i zrozumieć nowe kategorie poznawcze, by dotrzeć do wnętrza siebie, swoich
problemów i braków, jakie rekompensował latami alkoholem. W Kobierkach, wraz z
wieloma podobnie uzależnionymi, musi zmierzyć się ze swoimi lękami w grupie. Konfrontować
doznania i przeżycia z tymi, którzy przecież są mu bliscy jedynie dlatego, iż
znajdują się w jednym miejscu, w jednym czasie i z jednym problemem.
Robert był pewien, że ułożył
sobie życie. Pewien, że zamiótł pod podłogę braki, niedosyty i traumy
doświadczeń z młodości. Skłonność do
nadmiernego spożywania alkoholu to bolesny ślad po tacie - wymierzającym
sprawiedliwość za ciemnej komuny w sobie doskonale zorganizowany sposób. Śladów
po biciu i poniżaniu nie da się dostrzec. Da się zauważyć głód picia. Życia w
znieczuleniu. Z przerwami na tak zwane uporządkowane życie wykładowcy
akademickiego, który nawiązuje płomienny romans ze studentką i rozwiązuje swą
bliską więź z krakowską pętlą Wieczysta, niepotrzebną i zużytą, z Kazimierzem
ciemnym jeszcze, mrocznym, często pijanym, a jeśli nie, to na pewno mocno
zawianym. Bo może głód picia ukrył się gdzieś w miejscach porzuconych, gdzie
niechęć i brak były tłem jedynie, a dzisiaj, po latach, stają się treścią,
która boli, niszczy i nie pozwala na normalne życie.
Normalnie zaczyna być w
Kobierzynie. Tam, gdzie teoretycznie normalność żegna się w drzwiach
wejściowych. Bohater Franczaka wraca do
rodzinnego miasta, wraca do przeszłości, konfrontuje się z zapomnianym i
zapitym ego, ale przede wszystkim
funkcjonuje ze swą trzeźwiejącą boleścią pośród innych, równie tragicznie
trzeźwych. Janko Policjant, Siemko Sokolnik czy Mieszko Dendrolog - oni i
kilku innych będą starali się uświadomić Robertowi, iż nie jest tak
dramatycznie osobny w nadmiarze i natłoku. W grupie jest silnym filarem. Poza
nią - ucieka wciąż na nowo przed tym, co nie do zniesienia. Wyznania
terapeutyczne muszą się mieścić w klarownym języku, w pełnych zdaniach, od
wielkiej litery po diabelską kropkę, która nigdy nie oznacza końca. Poza tym
bohater Franczaka ucieka w język, w stylizowane zaciemnianie -
rzeczywistości i swoich własnych odczuć.
To mimo wszystko bolesna zabawa, choć język wydaje się dla niego jedynym
azylem. "Tu mogę sobie tkać do woli
swój paczwork z odrzutów, odpadków i gałganków. Splatać dowolnie wątki, urywać
nici, bawić. Przeplatać dla niepoznaki feerię fikcji z grozą zaszyfrowanego,
pseudonimowanego realu". Franczak
opowiada o dramacie uzależnienia, ale również o rozpaczliwych próbach
sankcjonowania patologii w sobie jako czegoś normalnego. Jego historia
porusza i jest żywa, ale staje się w finale standardowym opisem przypadku,
którego losy można w pewnym momencie przewidzieć.
Jest w
"Kobierkach" Krzysztoń, Pessoa i Barthes. Jest barokowa składnia.
Jest piwo, burdel, są zwierzenia obolałego kuracjusza. Jest Pilch i Pismo
święte. Mecze euro i boleść rozstania z kobietą. Jest poetycka fraza i wulgarne
Polaków niekoniecznie nocne rozmowy. Jest językowa bezradność i lingwistyczne
szyderstwo z tej bezradności. Jest "histeryk" literatury i histeria
językowej stylizacji tworząca melanż dla mnie nie do zniesienia. Pożyczę zdanie
od samego bohatera i nim zakończę niniejsze omówienie. "Za dużo tego naraz. Nie ogarniam". Nie wiem, czy ta opowieść ma być śmiertelnie poważna czy groteskowo
śmieszna. Nie wiem, jaką prawdę o istocie uzależnienia i trudach walki z nim
mam tu uznać za rzecz, która mi otworzy oczy szerzej na problem. Problemem
jest dla mnie odbiór "Kobierek". To z pewnością książka, z którą
trzeba się zmierzyć. Powodzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz