Wydawca: Książkowe
Klimaty
Data wydania: 20 maja 2016
Liczba stron: 400
Tłumacz: Anna Mizrahi
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det. 39,90 zł
Tytuł recenzji: Wielogłos i cisza
Ważna i piękna jest książka
Ece Temelkuran. Turecka pisarka opowiada w niej o prawdziwym sercu Bliskiego
Wschodu. Budując panoramiczną narrację, odchodzi od introwertyzmu
charakteryzującego pisarzy tamtego rejonu, by opowiedzieć o losach mieszkańców
pewnego bloku przy wzgórzu Jetawi w libańskim Bejrucie. „Odgłosy rosnących
bananów” to intymna proza wyznania – pokazuje fatalizm Bliskiego Wschodu, jego
wewnętrzne sprzeczności i wszystko to, co skazuje go na przekleństwo.
Temelkuran chce wyjść naprzeciw tym wszystkim krzywdzącym opiniom, w których
region ten jest niewłaściwie rozpoznawany, zanim naprawdę da się poznać. To książka o ludziach i o mieście. O
różnych obliczach wojny, która wciąż płynie w żyłach bejrutczyków. O tym, że
najważniejsza jest ludzka historia, jej niepowtarzalność. Także o tym, że można
się w niej zagubić, kiedy gubi się świat oddany na pastwę wojennego lub
powojennego chaosu. Narracja Temelkuran opowiada też o Bejrucie. Może
przede wszystkim o tym mieście. Pięknie obrazuje, w jaki sposób budujemy w
sobie dom i jak w tym domu żyje nasza ojczyzna naznaczona niepokojami i
różnorodnością wpływów.
We wspomnianym bloku ludzie
żyją w symbiozie ze śmiercią. Jest ona obecna w ich pamięci tak jak wojna,
która w finale narracji puka znów do drzwi. Ludzie Temelkuran noszą w sobie pamięć takiej formy świata, w której
musieli dopasować się do niepokoju, przemocy i szaleństwa. Usiłują żyć
normalnie i starają się nazwać przestrzeń własnego domu. Stworzyć własne
opowieści. Przeżyć coś do wewnątrz, gdzie zagląda narrator. Być tym
wszystkim, co zostało utracone, bo mimo wszystko wiele można odzyskać. Pan Hâdi
traci kontakt z rzeczywistością. Jego wielowymiarowa samotność mogłaby udzielić
się wszystkim wokół. Opiekę nad nim sprawuje Zeynab. Zgorzkniała kobieta, która
żyje wyobcowana w domu pełnym nakazów, brzydząc się dobroczynnością i
nieustannie kontrolując, bo żyła w chaosie i porządek jest wszystkim, co może
zorganizować jej życie. Dozorcą jest Marwan, wielbiony przez insekty zakładające
republikę w jego domostwie. Syryjczyk bez tożsamości w Libanie, który zbliża
się do Filipiny, także niebędącej zakorzenioną w Bejrucie. Filipina poniosła
chyba największą wojenną ofiarę. Jej matka najpierw ukatrupiła boga
kałasznikowem, by potem zostać ukatrupioną przez izraelską bombę. Oboje usiłują
zajrzeć w siebie i zbliżyć się na tyle, by odnaleźć bezpieczną przestrzeń.
Taką, w której znajdzie się cisza, gdy usłyszeć można dźwięki wydawane przez
banany. Bo bohaterowie Temelkuran przycupnęli gdzieś na chwilę i chcieliby
otrzymać choć namiastkę spokojnego świata. Takiego, w którym można usłyszeć
subtelne dźwięki – różne od bomb, ludzkich nawoływań, od wojennej kakofonii.
Niemym
bohaterem jest Bejrut. Miasto różnorodności, ludzi o złamanych sercach. Miasto
gniewu i przemocy oraz wielkiej czułości jednocześnie. Miejsce, gdzie prawdziwe
bohaterstwo bardzo często kryje się w cieniach smutku.
Bejrut opowiada się sam. To nie tylko błyskotliwa personifikacja, której
autorka użyje w jednym z rozdziałów. To miasto, w którym jak nigdzie indziej
można naprawdę poznać skomplikowanego ducha Bliskiego Wschodu. Bo Bejrut nosi w
sobie znamię wojny i rodzi życie w wojennych ruinach. Podzielony, wciąż na nowo
odtwarza swą skomplikowaną tkankę miejską – by nieść nadzieję, jednoczyć ludzi,
wydobywać z nich pasje i skryte marzenia oraz by pogrążać ich w mroku, gdy
wściekłość i przemoc ponownie przypominają o sobie.
Temelkuran
napisała przejmującą narrację o Libanie, która razem z książką „Jalo” Iljasa
Churiego tworzy piękny i nostalgiczny dwugłos o miejscu, gdzie chęć życia
walczy z wojennym unicestwieniem w wielu różnych wymiarach.
Okrucieństwo wojny dotknęło w nastoletnim wieku Jana, który dziś chełpi się
podbojami seksualnymi, by z każdą kolejną kobietą zapomnieć o swym naznaczeniu
homoseksualizmem. Jan wziął z wojny to, co najgorsze. Zapamiętał ją i zachował
w sobie z tą brutalną bezkompromisowością – podobnie jak bohater powieści
Churiego. Ta młodość naznaczona wojną będzie stanowić o późniejszej dorosłości
pełnej cynizmu i dystansu do świata. Ece Temelkuran chce dać szansę swojemu
Janowi tak jak innym bohaterom. Chociażby Deniz, która studiuje i mieszka w
Oxfordzie, zdystansowana i samotna. Jej bliskowschodnia tożsamość to tureckie
utknięcie gdzieś pomiędzy. Deniz nie należy ani do Wschodu, ani do Zachodu.
Decyduje się na podróż do Bejrutu, gdy zrozumie, jak bardzo jest wyobcowana w
tym bezpiecznym i sytym świecie, gdzie o Bliskim Wschodzie rozmawia się czysto
teoretycznie przy grillu czy dobrym trunku.
Ciekawa jest gra zaimków w poszczególnych
częściach książki. Podkreśla dwuznaczność prezentowanych perspektyw. Wciąż
jesteśmy mimo wszystko obok zdarzeń i postaci. Wciąż możemy zrozumieć tylko
tyle, ile będziemy w stanie unieść. Bo bejrutczycy są niezwykle złożeni, choć
wszyscy pragną tego samego – własnego miejsca na ziemi oraz własnej
uporządkowanej historii. Ece Temelkuran opowie o tym rodzaju złożoności
ludzkiej natury, który wynika z przynależności do kraju i regionu naznaczonych
przez skrajności i przemoc. O niej samej, w wojennym kontekście, opowiada
doktor Hamza, ojciec Filipiny. Jego wstrząsające i czułe listy to opowieść o
tym, ile jest wojennych frontów i jak bardzo wojna może wejść pod skórę. „Odgłosy
rosnących bananów” będą zatem książką w pewnym sensie rozliczeniową. Zadającą
wiele niewygodnych pytań i portretującą żywe miasto poprzez biografie jego
mieszkańców. To książka, w której Wschód i Zachód naprawdę się spotkają. Staną
obok siebie w niezdecydowaniu i zaskoczeniu. Chodzi o to, by zrozumieć
wieloznaczne nieszczęście i cierpienie. Wiedzieć, że na nim także można, a
nawet trzeba budować nowe życie. Własny dom. Własną opowieść. Są rzeczy,
których wojna ludziom nie odbiera. Niekiedy je przeklinamy. To pamięć.
Temelkuran napisała, w jaki sposób jej bohaterowie mierzą się z zapamiętywaniem
i przypominaniem sobie. Proza niezwykła,
w której poetyckie metafory łączą się z błyskotliwą ironią i bolesnym
naturalizmem. Rzecz, w której spotyka się wiele światopoglądów i kilka
tradycji. Opowieść o przemocy, która nie jest stanem naturalnym, i o ludziach
usiłujących się z niej wyzwolić. O ludzkiej intymności, którą odbierają
przemoc i wojna. O tym, że stwarzamy sobie światy w wyobraźni, by żyć w nich
godnie. O niespełnionej obietnicy i tym rodzaju ciszy, za którym każdy z nas
tęskni.
PATRONAT MEDIALNY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz