2017-03-30

„Lepiej, byś tam umarł” Mamed Khalidov, Szczepan Twardoch

Wydawca: W.A.B.

Data wydania: 29 marca 2017

Liczba stron: 320

Oprawa: twarda

Cena det.: 36,99 zł

Tytuł recenzji: Islam, przynależność, męskość

Ukazała się właśnie książka, w której jeden z najbardziej znanych polskich pisarzy podejmuje się roli moderatora wywiadu rzeki. Jego rozmówcą jest Mamed Khalidov, pochodzący z Czeczenii polski zawodnik mieszanych sztuk walki. Ten materiał to być może pokłosie zainteresowania samego Twardocha walką wręcz. Przypomnijmy, że jednym z głównych bohaterów jego ostatniej książki był bokser, Jakub Szapiro. Autor „Króla” już na wstępie zaznacza, że interesuje go Khalidov jako pewna gotowa biografia literacka, materiał na pełnego bohatera przekonującej prozy. Czy ów rozmówca jest przekonujący? Przede wszystkim rzuca się w oczy pewna szorstkość i konkretność w opowiadaniu Khalidova, ale widzimy, że to jednak bardzo osobiste wyznania, sporo w nich ukrytej nostalgii, sporo niewyrażalnych emocji. Rozmówca bywa dosadny, jednak nie unika odpowiedzi na trudne pytania. Widzimy go w wielu rolach, gdy mówi o ojczyźnie, silnym związku z Polską, o więzach rodzinnych czy obecności Boga w swoim życiu. Lepiej, byś tam umarł” to rzecz o przynależności, potrzebie porządkowania swojego życia, ale także o różnych aspektach ojcostwa. To przede wszystkim książka, w której rozmówcy starają się zdefiniować męskość. Można nie zgadzać się z tym, do czego dochodzą wspólnie, ale niewątpliwie warto prześledzić te opowieści, które prowadzą do pewnych dość uniwersalnych definicji, uogólnień.

Twardocha i Khalidova sporo łączy. Choćby świadomość tego, że pamięć o przodkach jest czymś istotnym i w pewnym stopniu determinującym życiowe wybory. Także rzeczy służące przyjemności, jak samochody czy strzelanie. Dodatkowo ojcowskie formy wsparcia w różnych, czasem trudnych wyborach życiowych. Rozmówcy sami są ojcami, ale dla nich pewna ważna droga w tym kierunku zaczęła się wówczas, gdy kształtowała się specyficzna forma bliskości z mężczyznami, którzy wyznaczali życiowy azymut. Czasem w sposób bezkompromisowy – jak to robił ojciec Khalidova, którego słowa stały się tytułem książki, a ich kontekstu nie zamierzam tu zdradzać. Ojcostwo oraz męstwo idą w parze z określaniem tego, co determinuje życiowe wybory bohaterów. Nie jest to bowiem tylko spowiedź samego Khalidova. Twardoch dołącza się do jego opowieści, zestawiając własne doświadczenia i szukając płaszczyzn porozumienia. Jest ich naprawdę sporo.

Myślę, że tego typu książka jest bardzo potrzebna w czasach, w których demonizuje się islam, odcinając od chęci zrozumienia nie tyle religii, ile stylu życia nią warunkowanego. Khalidov jest muzułmaninem, który doskonale czuje się w otoczeniu katolickich polskich przyjaciół. Z rozgoryczeniem opowiada o sytuacjach, w jakich starano się zniszczyć jego wizerunek publiczny, odwołując się do podsycanych wciąż na nowo lęków i uprzedzeń. Te rozmowy dają wyraz temu, czym jest islam jako wiara i jak wpływa na codzienne życie. Życie człowieka zgodnego z innymi, pełnego szacunku i empatii do ludzi z otoczenia. Islam nie jest konserwatywną klatką, z której wydobywają się uprzedzenia i podejrzenia. Dzięki swej religii Khalidov pełniej integruje się ze światem, który zawsze jest różnorodny, wymaga pozbycia się uprzedzeń i nabrania ciekawości w obserwacji oraz rozumieniu tego, co inne. Rozprawiając o kwestiach religijnych, Twardoch i Khalidov dochodzą do definiowania tego, co jest życiowym spełnieniem i jak w życiu rozumieć poczucie wewnętrznej harmonii. Rozmówca autora „Morfiny” bardzo wyraźnie zaznacza, że islam nie ma nic wspólnego z przemocą. O samej przemocy też dowiadujemy się sporo zaskakujących rzeczy z ust osoby o fachu takim jak ten Khalidova. Religia umożliwiła mu okrzepnięcie i wyzbycie się wszelkich form agresji z młodości. Z niej wydobywa się także filozofia wykonywanego zawodu. Nie jest mądrością przyłożyć komuś i go pokonać. Mądrością jest wycofać się z ciosu i uniknąć konfrontacji przemocowej.

Druga ważna kwestia pojawiająca się w książce to sugestywna opowieść o Czeczenii oraz o tym, co znaczy być czeczeńskim mężczyzną. Khalidov wymieni cechy kształtujące kogoś takiego. W tej prostej wyliczance i odwołaniach do Czeczenii, w opowieściach sięgających daleko wstecz dostrzec można dużo bardziej wiarygodny i spójny obraz mężczyzny z kraju, w którym zbyt wcześnie i zbyt nagle trzeba było sięgać po broń oraz walczyć o własny dom, niż portret rysujący się na przykład w książce Germana Sadułajewa „Jestem Czeczenem”, będącej przede wszystkim zapiskami pełnymi egocentryzmu i neurotyzmu. Khalidov w swych prostych słowach określa to, co determinuje życie czeczeńskiego mężczyzny. Ujawnia silny związek ze swą ojczyzną, który pokrywa się z bliskością rodziny. Bo Czeczen może zapłakać w życiu tylko raz – gdy umiera mu matka. W innych sytuacjach ma być gotowy do walki o swoje i o własną godność. Tu rozmówca Twardocha brzmi dość bezkompromisowo, ale należy pamiętać, że opowiada o tym wszystkim człowiek, który o mało nie zginął w brutalnym porwaniu i który tak naprawdę wszystko, co stanowi o poczuciu bezpieczeństwa, budował w dialogu z innym, nieznanym mu przecież krajem. Teraz jest lokalnym patriotą i swój Olsztyn portretuje z czułością i detalami. Nie sposób jednak ujrzeć całego poziomu zagmatwania losów Khalidova, który instynktownie wiedział, z czym, co dotyczy Czeczenii, na zawsze się pożegnać, a co zachować w sobie i pielęgnować.

„Lepiej, byś tam umarł” będzie gratką dla wielbicieli Mameda Khalidova, bo sporo w tym wywiadzie o jego codziennej pracy, o walce ze słabościami i szacunku – także tym dla przeciwnika. To jednak przede wszystkim opowieść o spełnionym życiu, definiująca nie tylko sukces; pyta również o to, jak człowiek z tym sukcesem czuje się na co dzień. To historia impulsywnego chłopca, który był gotów bić się z każdym, a zmienił się w czułego, rozważnego mężczyznę, niewstydzącego się okazywania czułości synom. Ma świadomość własnej wartości, ale przede wszystkim pozbył się wszystkich negatywnych konotacji z przemocą. To taka rozmowa dwóch spełnionych ludzi, którzy poszukują wspólnej płaszczyzny porozumienia. Ta książka nie jest naturalnie literaturą. Jest dobrze zorganizowaną strukturą, w której role pytającego i pytanego zmieniają się, a tekst dynamizują bardzo żywe opowieści wydobywane z pamięci i z serca. Ten wywiad nie jest jakąś hermetyczną zbitką słów i zdań. Może się w nim zaskakująco dobrze odnaleźć każdy, kto w pierwszym kontakcie z okładką myśli, że niewiele ma wspólnego z bohaterami tej publikacji. Mnie ujęła jej bezpretensjonalność i swoboda. Mimo że traktuje o sprawach trudnych, zagmatwanych, także wielokrotnie niezwykle trudnych do zwerbalizowania.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Mam nadzieję, że po przeczytaniu książki będę miał podobne odczucia jak Pan.