2018-11-29

„Nie ma” Mariusz Szczygieł


Wydawca: Dowody na Istnienie

Data wydania: 2 listopada 2018

Liczba stron: 334

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 46 zł

Tytuł recenzji: Wobec utrat

Pomysł pojawił się w efekcie ewolucji. „Po czterdziestce odkryłem, że nie jestem nieśmiertelny. I coś musiałem z tym zrobić”. Tę samoświadomość przekuwa się na różne działania. Radykalna zmiana trybu życia, nowa dieta, skakanie na spadochronie, podróże – i inne kompulsywne próby ruchu, gdy pojawia się ta świadomość, że koniec jednak nadejdzie. Ale to wszystko dla siebie i swojego lepszego samopoczucia. Mariusz Szczygieł postanowił dać coś innym. I zbierał przez dziewięć lat materiały do tej poruszającej książki o różnego rodzaju utratach i o pamięci, jej autonomiczności, ale i pewnej zwodniczości. Nie ma” łączy rozważania o końcu z tym, w jaki sposób usiłujemy mu zapobiec w swojej świadomości. O tym, że wszystko – jak twierdzi jedna z rozmówczyń – jest w zasadzie przeszłością, bo przemijanie i odbieranie nam rzeczy, ludzi, przeżyć i sytuacji następuje stale, bez przerwy, bez liczenia się z naszą zgodą lub niezgodą na to. Ale to, co najbardziej przykuwa uwagę, to różnorodność form w obrębie jednej książki. Czułość do początków historii o tym, czego nie ma, z czym nie możemy dać sobie rady. Kiedy na przykład tytułowy zwrot nie równa się smutkowi czy żałobie. Teksty są bardzo różne: jeden w formie tabeli w Excelu, inny z wykropkowanymi miejscami, którymi musi zająć się nasza wyobraźnia. Niektóre jednozdaniowe, inne rozbudowane niczym powieść wspomnieniowa, a zaczynające się od drobiazgu, który niewiele znaczy – np. od tego, że ktoś wypożycza książkę skazaną na usunięcie z biblioteki.

O prywatnym wymiarze utraty rozprawiali pięknie i godnie Marcin Wicha w „Rzeczach, których nie wyrzuciłem” czy Inga Iwasiów w „Umarł mi”. Ale opowieści Mariusza Szczygła nie będą aż tak osobiste, choć przecież rejestr narracyjny wszystkich tekstów utrzymuje się w tym tonie intymnego zwierzenia, wobec którego nie można przejść obojętnie, bo może przypominać o tym, co sami przeżywaliśmy, albo sygnalizować, co będziemy przeżywać. W „Nie ma” nie chodzi tylko o nieobecność drugiego człowieka, choć ten zbiór powraca do niemożliwości uniesienia zagadki samobójstwa czy odejścia kogoś bliskiego, po kim świat jest już zupełnie inny. W tej książce chodzi o zaskakująco różne nieobecności. Także rzeczy, sytuacji, stanów emocjonalnych. Szczygieł portretuje bohaterów, dla których życie po stracie stało się inne w takim znaczeniu, że sama utrata każe im w samotności przeżywać swoją traumę. Opowiadają, ale jednak są to słowa gdzieś w oddaleniu od tego, co myślą i czują. Podczas takich rozmów trzeba być niesamowicie delikatnym i empatycznym. Szczygieł taki jest, taki czuły cień przy rozmówcy – w jednym z tekstów nawet usuwa swoje pytania, a my mierzymy się z trudnymi odpowiedziami na nie. Podoba mi się to, że wszystkie reportaże łączy silne autorskie przywiązanie do opowiadanej historii. Są takie, które bardzo mocno wstrząsają, jak powracająca po latach opowieść o kobiecie, która skatowała dziecko i została nauczycielką. Są bardzo kameralne historie, jak ta o węgierskim sklepie z rzeczami osieroconymi przez zmarłych czy symboliczna opowieść o utracie kotki. Niektóre zaskakują – ta o rzeźbiarzu performerze, którego dzieła znikają, bo prowokują, albo ta o człowieku szykującym się na koniec świata w grudniu 2012 roku, z której to historii wynika dość czytelnie, że każdy koniec może być początkiem czegoś nowego.

Podoba mi się też dedykacja tej książki oraz ładna metafora wstępu, kiedy Szczygieł pisze o tym, że wszystkie zapomniane historie zamieszkują u niego. Ale także pomysły na teksty, podążanie za enigmatycznymi śladami i odkrywanie szerszego kontekstu, tworzenie wiarygodnych oraz sugestywnych opowieści. Co może wyniknąć z tego, że w praskim metrze przepisało się na kartkę czyjś wiersz? Co i kiedy uświadomi nam Nowy Jork, którego wszyscy są kronikarzami i fotografami? Jakie znaczenie będą mieć futurystyczne obrazy i spotkanie z człowiekiem opowiadającym o anatomii wojny? Mariusz Szczygieł jest nieoczywisty i podąża też nieoczywistymi tropami. Pokazuje, że choć pamięć zawodzi, zawsze pozostanie w nas ślad utraty i zmienia on bieg naszego życia, a na pewno modyfikuje myślenie.

„Nie ma” to też opowieść o dojrzewaniu i o tym, jakimi ludźmi stajemy się po utratach. O ich rekompensowaniu i czasami panicznym lęku przed tym, że nie da się już ułożyć świata w całość, skoro coś w tym świecie było punktem odniesienia – i odeszło. Dlatego tak pasjonujące jest czytanie tych różnorodnych historii, bo kryją w sobie zadumę oraz wzruszenie. A jednocześnie odsłaniają wrażliwość – czy to albańskiego artysty, czy też mężczyzny po tranzycji, czy na przykład kobiety, która miała zły start emocjonalny, jednak swoje życie, dobre i godne, uznała ostatecznie za największy sukces. Ale w „Nie ma” są też historie o miejscach, wokół których koncentrują się rozmaite historie utrat. Widać, że Szczygieł chce przedstawić temat wieloaspektowo i jego motywacje są czytelne. Tym bardziej że jest to też książka autotematyczna, w której autor rozważa, czym ma być dobry reportaż i jakie cele sobie postawić, gdy rozprawia o czymś tak niemożliwym jak wyobrażenie sobie świata po utracie, śmierci, odejściu, zagubieniu.

To rzecz, która pozwoli nam wszystkim oswoić bezwzględność przemijania, ale także będzie sugestią, by przyglądać się światu i ludziom wokół bardziej uważnie. Każdy z nas doświadcza utrat i każdego dnia rozumiemy, że będzie ich coraz więcej. Myślę, że „Nie ma” wprowadza w stan potrzebnej harmonii i emocjonalnej równowagi – opowiadając o sprawach trudnych do uniesienia, pokazuje jednocześnie zaskakujące możliwości, które wynikają z tego, że coś znikło, odeszło, pozbawiło nas radości albo sensu istnienia. Zniknięcia mogące wpłynąć na nas bardziej, niż moglibyśmy przeczuwać, ukryte są czasem tam, gdzie ich w ogóle nie oczekujemy. Mariusz Szczygieł opowie o tym, jak on sam latami mierzył się z bezwzględnością utrat. W spojrzeniu na innych, którzy coś stracili, dojrzał to, co zyskał. Nie jest zachłanny w zbieraniu melancholijnych opowieści. Bardziej uważny w portretowaniu deficytów. I opowiadaniu o tym, jak mimo ich obecności wciąż staramy się zaznaczyć światu, że to jeszcze nie koniec, nie nasz koniec, nie koniec naszych przeżyć i refleksji. „Nie ma” wzrusza, ale też może podbudować w trwodze. Zachęca do uważnego rozglądania się wokół. Wszędzie czegoś nie ma, ale nie chcemy dostrzegać, że ten brak może być wyjątkowy. I nas, obcych mu, może jednak czegoś nauczyć.

Brak komentarzy: