Wydawca: MUZA
Data wydania: 19 czerwca 2019
Liczba stron: 352
Przekład: Jan Kabat
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Uciekając
Chciałem przeczytać jakąś
dynamiczną powieść z australijskim adresem, licząc na ciekawe usytuowanie
historii, bo w gruncie rzeczy z australijską literaturą mam do czynienia
rzadko. Otrzymałem powieść, której mogę chyba bez wahania przyznać miano
najgorszej książki tego roku. W „Zatoce milczenia” wszystko jest złe –
tytuł, pomysł, konstrukcja świata przedstawionego, ale przede wszystkim to, że
jest to dynamiczna powieść ucieczek i pościgów, z której w zasadzie nic nie
zrozumiałem. Kto i w jakim celu decyduje się na krwawe masakry ludzi, ich
korumpowanie oraz zbudowanie misternej sieci kryminalnych zależności? Nigdy
jeszcze po zakończonej lekturze nie zadawałem sobie pytania, o czym ona jest. A
Emma Viskic zafundowała mi czytelniczy ból głowy, jednak największe
zastrzeżenie dotyczy tego, że koncertowo zmarnowała potencjał kryjący się w
niesłyszącym głównym bohaterze.
W Melbourne dochodzi do
egzekucji policjanta. Wbici w dynamiczny początek widzimy jego zwłoki na rękach
Caleba Zelica, który nie może pogodzić się ze śmiercią przyjaciela. Caleb
współpracuje z Frankie, byłą policjantką i alkoholiczką po przejściach.
Uciekając przed ścigającymi go mordercami, uwikła w intrygę także swoją
aborygeńską byłą żonę. Cała ta trójka będzie przez cały czas walczyć z trudnym
do zdefiniowania zagrożeniem, kierować się instynktownymi motywacjami i zawężać
krąg podejrzanych aż do absurdalnego finału. Po drodze jednak Caleb wykaże się
nadludzką zdolnością do regeneracji, dlatego „Zatoka milczenia” przypomina
trochę scenariusz taniego kina sensacyjnego.
Prostota i chaos – to dominuje
od samego początku i nie rozstaniemy się z tym do końca. Z zupełnie
niezrozumiałych dla mnie względów autorka podejmuje się wyjątkowo drobiazgowych
opisów przestrzeni, kompletnie nie dbając o jakąkolwiek wiarygodność
psychologiczną bohaterów. Ich życiorysy skreślone są pospiesznie,
nie mają oni w zasadzie żadnych cech charakterystycznych – poza wspomnianą
głuchotą Caleba – i w toku zdarzeń po prostu wywijają się kolejnym oprawcom,
tworząc scenariusze tego, co może ich jeszcze czekać. Można nawet z papierowymi
bohaterami stworzyć ciekawą intrygę kryminalną, jednak powieść Viskic to rzecz
oparta na szeroko pojętym „dzianiu się”. Kalejdoskopowa konwencja książki idzie
w parze z czytelniczym zagubieniem, bo zwrotów akcji jest mnóstwo, natomiast
jakichś logicznych uzasadnień dla nich już niewiele.
Wracając do australijskiego
adresu książki: odnajdziemy w niej jedynie wątłe sugestie dotyczące
antagonizmów między białymi Australijczykami a Aborygenami. Pisarka sprowadza
problem do stwierdzenia, że być Aborygenem w dzisiejszej Australii jest
stresująco. To wszystko. Cała reszta mogłaby nie mieć żadnego
konkretnego adresu, z zupełnie niezrozumiałych względów toczy się nad zatoką
wedle tytułu pełną milczenia – można odnieść odwrotne wrażenie: że postacie
mówią, a w zasadzie krzyczą bez żadnych ograniczeń. W tym wszystkim nie ma
jakiejś zasadniczej wiarygodności, choć bohaterowie mogliby oddziaływać na
wyobraźnię. Są zagubieni, sfrustrowani, niektórzy w szponach nałogów, stać
mogłyby za nimi jakieś tajemnice, dwuznaczności. Jest za to komiksowa konwencja
zdarzeń tak skonstruowana, że gdy bohaterowie podążają z jednego do drugiego
punktu, u kresu ich ucieczki nie pamiętamy za bardzo, przed kim i dlaczego w
tym momencie uciekają.
„Zatoka milczenia” to taka
klasyczna lektura do pociągu, na plażę lub w każde miejsce, gdzie chciałoby się
niezobowiązująco zapełnić czymś czas. Usiłowałem znaleźć nieliczne momenty, w
których autorka wykazuje się poczuciem humoru, bo zakładałem, że ono może
uratować powieść przed katastrofą. Niestety, poczucie humoru bohaterów oraz ich
żarty słowne również rozczarowują. Jest ciekawy element
zaskoczenia pod koniec i on w jakiś sposób czyni fabułę interesującą, jednak to
tylko oryginalny twist w zakończeniu. Poza tym czyta się o czymś, wobec czego
jest się absolutnie obojętnym, choć przecież opisane są okrutne zbrodnie, które
domagają się ukarania, ale przede wszystkim wyjaśnienia ich celu, co akurat nie
następuje w stopniu satysfakcjonującym czytelnika o przeciętnym wyczuciu
logiki.
Sensacyjny sznyt podkreślają
dialogi, które oczywiście dynamizują książkę, jednak nie są w żaden sposób
elementem charakteryzującym mówiących. Caleb musi czytać z ruchu warg, jeśli
jego aparat słuchowy jest wyłączony. Od początku zakłada się zaistnienie takich
sytuacji, w których głuchota bohatera spowoduje, że jego los zostanie
wystawiony na próbę. Jest wystawiany wielokrotnie, ale nie z powodu tej cechy
charakterystycznej. Zupełnie nie wiem, dlaczego Viskic zdecydowała się akurat
na niesłyszynie, bo równie dobrze bohater mógłby nie widzieć albo być niepełnosprawny
ruchowo – wniosłoby to do fabuły tyle samo tajemnicy i dwuznaczności co
głuchota, z którą Caleb radzi sobie wyjątkowo dobrze.
I jeśli miałbym napisać coś
dobrego o tej powieści, to na pewno jest ona pewnym zarysowanym zaledwie
studium przywiązania i przyjaźni. Opowiada o ludziach wykazujących się w
sytuacjach ekstremalnych zaskakującą empatią i umiejętnością ratowania tych, którzy
są im bliscy – z różnych powodów. To też ciekawy rys trudnych relacji
braterskich, które mylą tropy intrygi. Interesująco nakreślona przeszłość
Caleba nie doczekuje się jednak rozwinięcia. Najbardziej przyciągająca uwagę
jest współpraca z jego wspólniczką, która w wielu sytuacjach jest głosem
rozsądku dla Zelica, ale widzimy, że sama stanowi zlepek niejednoznaczności
oraz słabości. Naprawdę można byłoby z całej tej historii i usytuowania w
niej bohaterów wydobyć coś więcej niż dynamiczną historię o tym, że ktoś
ucieka, a ktoś ściga. Dodatkowo nadanie pseudonimów ścigającym przez ściganych
wywołało myśl o tym, czy to naprawdę literatura dla dorosłego czytelnika.
„Zatoka milczenia” to bardzo
dobry przykład literatury, która ma służyć rozrywce, ale także dowód na to, jak
wiele potencjału autor może zmarnować, kiedy skupia się na konwencji być może
dla niego najbardziej atrakcyjnej. Nici z czytelniczej wyprawy do Australii i
nici z chęci przeczytania dobrego thrillera. Emma Viskic rozczarowuje
całkowicie, łącząc prezentowaną wprost brutalność z nieumiejętnym
portretowaniem ludzkiej wrażliwości oraz czułości – nawet w obliczu śmiertelnego
zagrożenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz