Wydawca: Czarne
Data wydania: 31 lipca 2019
Liczba stron: 360
Przekład: Maciej Kositorny
Oprawa: twarda
Cena det.: 44,90 zł
Tytuł recenzji: Odnaleźć człowieka
Trudno nazwać tę książkę
reportażem, choć to znakomita literatura faktu. Nikki Meredith opowiada nie
tylko o dziewczynach Mansona, które w sierpniu 1969 roku z zimną krwią zabiły
siedem osób, tworząc mroczną legendę do dziś wywołującą przerażenie i
intensywne reakcje opinii publicznej. „Ludzkie potwory” to przede wszystkim
opowieść o samej autorce – chwilami nawet ciekawsza niż zasadniczy temat
książki – która opowiada o ważnych momentach swojego życia zbliżających ją do
tematu publikacji. Okazuje się, że życie Meredith miało więcej wspólnego ze
sprawą skazanych kobiet Mansona, niż można byłoby przypuszczać. Choć jest tych
opowieści nieco za dużo i przez to książka niepotrzebnie pęcznieje, czyta się z
uwagą i empatią, o której braku fantazjować będzie Meredith od początku do
końca. Autorka kreśli dramat swego skazanego brata, obrazuje antysemityzm
rodziców mężczyzny, z którym chciała się związać, ale zwraca też uwagę na epizody
ze swojego życia mogące bardziej niż cokolwiek innego zbliżyć ją do pisania
„Ludzkich potworów” – rzeczy zajmującej jej uwagę przez wiele dekad życia. To
opowiadanie reportera o sobie, które tak mnie uwierało w „Shitshow!” LeDuffa,
nie ma tutaj żadnego znamienia egocentryzmu, dlatego tak świetnie czyta się
całość – opowieść o dylematach Meredith i o jej drodze do Leslie Van Houten
oraz Patricii Krenwinkel. Po to, by odczarować odium potworów. Udowodnić, że
zbrodnia to zbieg okoliczności oraz złożona sytuacja osobista zbrodniarza.
W tym znaczeniu ta książka może być kontrowersyjna, kiedy autorka znajduje się
niebezpiecznie blisko przestępczyń, ale czy w przeciwieństwie do łatki
zbrodniarza lub ludzkiego potwora świadomość i mentalność na zawsze pozostają w
sferze wpływu momentu zbrodni?
„Ludzkie potwory” to świetne
uzupełnienie dwóch książek, które są tu wspominane. Meredith nie interesuje
Charles Manson, jego medialne manipulacje, psychopatia i tworzenie wciąż na
nowo tego samego spektaklu, który reżyserował do śmierci. W tym kontekście autorka
potwierdza tezę Jeffa Guinna, który w książce „Manson. Ku zbrodni” zwrócił
uwagę, że bez względu na wszelkie doświadczenia życiowe Mansona nie był on
nikim wyjątkowym ani szczególnie godnym uwagi. Meredith w tej sporych rozmiarów
publikacji poświęca mu tylko jeden krótki rozdział. Bardziej interesują ją
niejednoznaczności w zachowaniu i myśleniu kobiet, które po latach uświadamiają
sobie okrucieństwo dokonanych czynów, ewoluują emocjonalnie, wydostają się spod
mrocznego wpływu Mansona, ale przede wszystkim z własnej obojętności wobec
tego, co uczyniły.
„Ludzkie potwory” to zatem
książka analizująca drogę stawania się na nowo człowiekiem. Po wydarzeniach,
które w swym nieludzkim kształcie zakwestionowały ludzką wrażliwość Van Houten
i Krenwinkel. Meredith skupia się przede wszystkim na ich zdolności empatii. Na
jej zaniku w chwili morderstw oraz przez kolejne lata. Snuje
rozważania na temat wyłączenia się empatii w ludzkim mózgu i świadomości,
nawiązując nieco do rozważań Simona
Barona-Cohena. Były one jednak naukowe i w „Teorii zła” dotyczyły między
innymi psychopatów. Autorka nie jest naukowcem. Jest dziennikarką oraz kobietą
doświadczoną różnymi formami ludzkiej agresji i nietolerancji. Przygląda się
swoim rozmówczyniom, wchodzi z nimi w bliższe relacje, w ich reakcjach oraz
refleksjach doszukuje się odrobiny samej siebie. Jest człowiekiem – tak jak jej
zamknięte przed społeczeństwem rozmówczynie. Wskazuje, że zbrodnia, której
dokonały, zmieniła je na zawsze, ale także sugeruje, że – w przeciwieństwie do
Mansona czy niewiarygodnej Susan Atkins – Van Houten i Krenwinkel przebyły
długą drogę… by na nowo odnaleźć swoje człowieczeństwo.
Warto zwrócić uwagę na to,
dlaczego autorka zbliża się bardziej z Van Houten i to o niej opowiada z
większą dozą wrażliwości oraz emocji. Odczytać można, co prowadzi do pewnego
rodzaju faworyzowania jednej z rozmówczyń, ale także to, jak bardzo absorbują
autorkę obie kobiety. Również z tego powodu, że ich zbrodnia powiązana jest z
płcią. Inaczej nawiązywane są te dwie relacje, także coś innego z nich potem
wynika. Obie rozmówczynie są zgodne co do tego, że popełniły niewyobrażalne
okrucieństwo. Odmiennie jednak funkcjonują z jego pamięcią i znamieniem.
Inaczej się komunikują i autorka zaznacza, że każda z nich w zupełnie inny
sposób mierzy się z tym, za kogo ma ją opinia publiczna.
Trudno wyszczególnić, które
aspekty tej książki są najciekawsze, ale wszystkie śledzi się z zapartym tchem.
Głównie dlatego, że Nikki Meredith krąży wokół niepokojącej tezy, że każdy człowiek
może stać się zbrodniarzem. Zależy to od wielu czynników,
portretowane kobiety uległy przede wszystkim fanatycznemu oddaniu, dokonały czegoś,
co nazywane jest „zbrodnią posłuszeństwa”. Bez względu na to, jak skutecznie
autorka odczarowuje tytułowe odium, cały czas dostrzegamy okrucieństwo, które
wydobyło się z różnych miejsc oraz osiadło w psychice Van Houten i Krenwinkel
na wiele lat.
„Ludzkie potwory” to także
opowieść o zbrodniach człowieka w dużo szerszym kontekście. Autorka nawiązuje
do werbowania w swoje szeregi przez Państwo Islamskie czy odnosi się do
ludobójstwa w Rwandzie. Stara się pokazać, że mechanizmy niewolenia, dzięki
którym potem można wykorzystać sterowanego zbrodniarza, a także mechanizmy
powszechnego pozwolenia na zło nie mają konkretnego adresu, nie są czymś
przypisanym do danego czasu i okoliczności. Meredith stawia niezwykle trudne
– w mojej opinii – pytania, zastanawiając się nad tym, czy kiedykolwiek i na
jakich zasadach możemy zrozumieć zbrodniarza. Portretuje zbrodnie wielkie i
spektakularne, ale pisze także o tym, w jaki sposób system penitencjarny może
zabijać w dalszym ciągu. Co można zrujnować w człowieku, kiedy zrujnował swoje
człowieczeństwo w oczach innych? Autorka przez cały czas konfrontuje się z
faktami, opiniami, tezami innych, ale analizując to, co konkretne, mierzy się
przez cały czas ze swoimi przemyśleniami i emocjami, które nie ułatwiają pracy
nad książką.
Mamy ją jednak i uważam, że to
jedna z ważniejszych publikacji dotyczących zła, które wydobywa się z
człowieka, ale także jest przez niego wchłaniane. To również książka o tym, co
to znaczy wziąć pełną odpowiedzialność za zbrodnię, i fantazja na temat tego,
czy jest ona już wiecznym stygmatem, poza który nie można wyjść, oceniając i
słuchając zbrodniarza. Jest w „Ludzkich potworach” nieco za dużo osobistego
tonu, ale czyta się to od samego początku bardzo dobrze – taka książka to
świadectwo mierzenia się z tym, co uniwersalne i obnażające ludzkość, lecz
przede wszystkim pamiętnik osobistego doświadczenia tej trudnej do
zaakceptowania formy istnienia – istnienia jako człowiek po dokonanej przez
siebie zbrodni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz