2019-09-21

„Belfrzy” Dorota Kowalska


Wydawca: Wielka Litera

Data wydania: 4 września 2019

Liczba stron: 240

Oprawa: miękka

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Po strajku

Książkę Doroty Kowalskiej odebrałem oczywiście bardzo osobiście i czytałem z dużą uwagą, bo przecież od kilkunastu lat jestem tym, o kim autorka pisze, w związku z czym uznałem za zasadne używanie zaimka „my” w dalszej części tego omówienia. „Belfrzy” to – jak wspomina we wstępie Mira Suchodolska – książka bardzo ważna. Ukazuje się zaraz po jednym z największych od lat strajków nauczycieli. Wszystkie rozmowy zawarte w tej publikacji zostały przeprowadzone po akcji strajkowej, ale tylko w dwóch z nich pojawia się czytelny jej ślad. Bo wydarzenia z kwietnia tego roku były dla nas, nauczycieli, lekcją, jakiej nie przewidzieliśmy i nie śmieliśmy nawet sądzić, że taka w ogóle zaistnieje. Lekcją poniżenia i upokorzenia. Nastroje dominujące wtedy w szkołach dobrze oddaje jeden z tekstów, przypominający kartki z pamiętnika czasu opresji sformułowane przez nauczyciela z niedużym stażem i jeszcze mniejszym uposażeniem. Jeśli „Belfrzy” mają być książką odnoszącą się do dyskusji postrajkowej, bardzo dobrze, że ukazują się teraz, gdy coraz więcej nauczycieli ma wątpliwości, czy kontynuować protest, który tak bardzo polaryzuje opinię publiczną. Natomiast jeżeli rzeczywiście ma to być publikacja o uczących w szkołach, zabrakło mi tu pewnej panoramiczności perspektywy.

Zacznę może od doboru rozmówców. Jest ich dziewięciu, z czego dwójka dyrektorów. Ośmioro to nauczyciele dyplomowani – doświadczeni, ale również umiejętnie odnajdujący się w świecie absurdów polskiego systemu edukacyjnego, w którym od wielu lat stawia się na wieczne zmiany bez merytorycznego ich uzasadnienia, a przede wszystkim bez gruntownego przygotowania. Rozmówcy Kowalskiej – chyba trochę pod tezę – to ludzie bardzo prężni, asertywni, odważni i przede wszystkim optymistycznie nastawieni do nowości. Ludzie, którzy sobie świetnie radzą, mają perspektywy, sami je stwarzają, są ciągle w ruchu, bardzo dzielni i niezłomni. Odnosi się również wrażenie, że są to ludzie o bardzo silnych osobowościach i charakterach pozwalających im na elastyczność, dających umiejętność krytycznego patrzenia na to, co dziś w szkole złe i trudne, ale również zdolność do tego, by całe to zło oraz trud ich nie pogrążały. Dorota Kowalska nie zdecydowała się na ani jedną rozmowę ze stażystą, który musi nieść w sobie najwięcej niepokoju i nieufności. Nie podjęła się rozmów z nauczycielami pracującymi w bardzo trudnych środowiskach. Wyjątkiem jest rozmowa z nauczycielką zajmującą się uczniami z niepełnosprawnościami, ale to jednak co innego. Rozmówcy Kowalskiej osiągają sukcesy, bo być może otrzymali od losu i systemu nieco więcej niż nauczyciele, których dręczą problemy. Te problemy są w rozmowach punktowane, ale odnosi się wrażenie, że nie wszystkie dotyczą bezpośrednio tych, którzy się wypowiadają.

Stąd też spore rozczarowanie, bo książka o nas nie opowiada naszymi słowami o prawdziwych problemach polskiej edukacji. To, co zostaje wypunktowane i wspomniane, jest oczywiście bardzo ważne. Zwrócenie uwagi na system rywalizacyjny placówek szkolnych, na słaby i mało atrakcyjny system doskonalenia zawodowego, na rzeczywisty czas pracy poza godzinami spędzanymi przy tablicy. „Belfrzy” to książka o możliwościach, ale także sporej opresji. Wydobywa się z niej obraz nauczyciela, jakiego nie zna opinia publiczna. Człowieka, który nieustannie jest pod presją oceny i wymagań. Wiecznie mierzącego się z tym, że każdy w każdym momencie może kontrolować i wartościować według swojego kryterium to, czym on się na co dzień zajmuje. Polski nauczyciel po kwietniowym strajku jest po prostu rozczarowany i pozostawiony samemu sobie. Od nauczycieli w tym kraju wymaga się bardzo wiele, ale nikt nigdy nie pyta, jak oni sami się mają. Jak wygląda ich kondycja psychiczna w obliczu nieustannego poczucia obserwowania i kontrolowania. Czy ludzie wymagający tyle od pedagogów są w stanie choć częściowo stawiać takie wymagania samym sobie? Rozmówcy Kowalskiej nie mówią za dużo o przemęczeniu, obce jest im wypalenie zawodowe. Książka stara się pokazać – i słusznie! – jak solidnie pracujemy, ile jest w nas energii i potencjału, ale jakby zapomina o mrocznym obliczu tych, którzy opadają z sił i czują się pozostawieni sami sobie.

Jest też w „Belfrach” za dużo polityki, choć analizując to, co w polskiej szkole niewłaściwe, nie sposób uciec od politykowania. Chyba za mało jest o solidarności nauczycielskiej, temat szerzej poruszony jest tylko w kilku miejscach. Bo strajk poza upokorzeniem przyniósł także świadomość, że nasze środowisko mimo różnorodności i w dużej mierze zachowawczości potrafi solidarnie wyrazić sprzeciw. Nauczycielka z małego miasteczka wspomina, że coś takiego jak niezależność nauczyciela to dzisiaj w polskiej szkole mrzonka. A jednak wydobywa się ona z akcji strajkowej, która jest bardzo słabo zarysowanym tłem tej publikacji. „Belfrzy” obrazują krajobraz po porażce, lecz w mniejszym już stopniu zaznaczają, że zawód nauczyciela był deprecjonowany znacznie wcześniej. Kowalska rozmawia też z hiszpańskim nauczycielem. W Hiszpanii belfrzy są szczęśliwi. W tej książce polscy nauczyciele chcą opowiedzieć, jak bardzo się starają i że zwykle dają radę, ale natężenie absurdów i przykrości, z jakimi muszą się mierzyć, jest czymś naprawdę trudnym do zniesienia.

Mira Suchodolska we wstępie używa mocnych słów, określając polską szkołę XXI wieku mianem „karykatury samej siebie”. Rozmówcy Kowalskiej starają się udowodnić, że robią wszystko, aby tak nie było. Bo ich dokonania są imponujące. Twórczy krakowski nauczyciel, założycielka świetnej i znanej szkoły społecznej, prężna dwójka dyrektorów czy zaangażowana w swoją sprawę opiekunka dzieci z dysfunkcjami, dla których wciąż nie ma właściwego miejsca oraz opieki w szkołach. Całość na pewno ukazuje nauczycieli w zupełnie innym świetle niż to wykreowane – przypadkiem chyba – przez akcję strajkową. Ważne jest podkreślenie, że zmiana w funkcjonowaniu polskiej szkoły oraz podniesienie prestiżu zawodu nauczyciela będą możliwe tylko wówczas, gdy zależeć będzie na nich całemu społeczeństwu. Szkoła jest nieodłącznym elementem życia, a z różnych powodów stała się źródłem opresji dla uczniów, ich rodziców, ludzi tak ochoczo deklarujących, że szkolny czas był dla nich koszmarem. A co jeśli tak o swojej pracy mogą pomyśleć nauczyciele? Co może zdziałać zapał do pracy, kreatywność oraz zaangażowanie, kiedy niestety pojawia się ta opresja, a za nią stygmatyzowanie i poniżenie jak podczas strajku? Rozwinięcia tej właśnie kwestii zabrakło mi w książce o dzisiejszych nauczycielach. Mogę jednak powtórzyć za Suchodolską, że mimo wszystko to bardzo ważna publikacja. Alarmująca, bo za chwilę – z bardzo różnych powodów – nie będzie komu uczyć w szkole. Nie z powodu tego, że szkoła się zmienia. Raczej z powodu tego, jak się zmienia. Warto przeczytać, bo w zasadzie nie było do tej pory podobnej książki. Obawiam się tylko, że Kowalska pewne kwestie nadmiernie eksponuje, pewne traktuje marginalnie, a o kilku sprawach po prostu nie pisze, bo to może być z jakichś powodów niewygodne. Jako nauczyciel jestem trochę rozczarowany książką o mnie. Jako recenzent powinienem ją polecić, bo to głos tych, których na co dzień się nie słucha.

1 komentarz:

JoAnna pisze...

Mnie ten strajk tak wykończył emocjonalnie,
moralnie chyba zresztą też, bo - choć strajkowałam
od początku do końca - do dzisiaj mam niemały dylemat,
czy jako pedagog specjalny powinnam strajkować, że raczej
skupię się np. na nowej biografii geniusza da Vinci, niż na
"Belfrach".

Pozdrawiam serdecznie.