2019-10-22

„Piekło ocalonych” Elżbieta Isakiewicz


Wydawca: Państwowy Instytut Wydawniczy

Data wydania: 15 października 2019

Liczba stron: 426

Oprawa: twarda

Cena det.: 49 zł

Tytuł recenzji: Odeprzeć śmierć

Holokaust można starać się opowiedzieć obrazowo tylko słowami tych, którzy go doświadczyli, i tych, którym z różnych powodów udało się przetrwać. Nie czytałem „Ustnej harmonijki”, więc z tym większą uwagą śledziłem opowieści z tej książki. „Piekło ocalonych” uzupełnia wydane już relacje, których wysłuchała Elżbieta Isakiewicz, dodając do nich kolejne i w przejmującym epilogu po raz drugi literacko ocalając od zapomnienia postać Henryka Sławika – człowieka, któremu wielu żydowskich ocalałych zawdzięcza nie tylko życie. To nie jest zwyczajny zbiór opowieści o traumie i próbach żegnania się z nią. Nie tylko o ocaleniu w sensie najbardziej oczywistym, które przeradza się w konfesyjną historię o ucieczce z ramion śmierci. To książka wyjątkowa, ponieważ kontrastuje ogrom traumatycznych przeżyć ze sposobem opowiadania o nich. Historie zebrane przez Elżbietę Isakiewicz uległy subtelnym modyfikacjom. Autorka wykorzystała swoją wrażliwość literacką i postanowiła ich fragmenty uczynić bardziej poetyckimi. Ta formuła czyni relacje czymś więcej, niż są. Pozwala ujrzeć ich emocjonalną głębię dużo dosadniej. Bardziej empatycznie.

Na początku z dystansem odnosiłem się do tego zabiegu i nie byłem przekonany, czy zwroty typu „magma gorejącego cierpienia” są adekwatne do tego rodzaju zbioru. A jednak dałem się temu wszystkiemu uwieść. Przekonał mnie oryginalny sposób opowiadania o czymś, czego nie da się unieść w świadomości oraz sumieniu. „Piekło ocalonych” to książka, w której literackie elementy w brawurowy i bardzo mocny sposób podkreślają dosadność pewnych przeżyć oraz doświadczeń. Taki sposób obrazowania broni się, kiedy wydobywa z tytułowego piekła odcienie melancholii, smutku, grozy, a także kondensuje tę niebywałą empatię, która pozwoliła Elżbiecie Isakiewicz na zgromadzenie potworności bolesnych doświadczeń. Ze swoją poetycką delikatnością stają się uniwersalnymi opowieściami o roli przypadku i szczęścia w życiu, ale także o przyzwoitości i hańbie. Nic nie zrównoważy tych motywów bardziej niż literacki język. Tym bardziej że Isakiewicz zna proporcje i mimo wszystko pozostajemy z bezkompromisowością każdej opowieści. Z jej bólem, ale także nadzieją.

To polifoniczna historia ludzkiej tożsamości. Tej, dla której inni ryzykowali życie, a jej posiadacze byli gotowi się wyrzec tego, kim naprawdę są. To książka mówiąca o tym, jak bolesne musi być wyparcie się tożsamości, wskazująca jednocześnie, że owo wyparcie może do niej mocniej przywiązać. Tożsamość żydowska funkcjonuje pośród osaczenia, deprecjonowania oraz strachu. Jest jednak mimo wszystko najważniejszym punktem odniesienia. Jest sensem zmieniającym się w fatum i przekleństwo, ale daje przede wszystkim siłę. Dlatego Isakiewicz łączy rozważania o tożsamości z umiejętnie i taktownie portretowanym poczuciem wyobcowania. Te relacje to obrazy szczęścia ocalałych, którym mimo wszystko wciąż pozostaje w sercu wspomnienie o tym, że nieszczęściem była ich przynależność – społeczna, kulturowa, religijna. Egzystencjalne piekło ludzi, którzy dali odpór Holokaustowi, to obraz skomplikowanych relacji, w których w nieoczywisty sposób objawia się bardzo dużo ludzkiego dobra oraz determinacji. Część rozmówców autorki już nie żyje. Życie, które mogli wieść po drugiej wojnie światowej, zawdzięczają niejednokrotnie przypadkowemu pojawieniu się czyjejś serdeczności i zwyczajnej empatii. Ten przypadek przeciwstawił się śmierci oraz strachowi przed nią. Isakiewicz uwypukla w prezentowanych biografiach momenty, kiedy żyć znaczyło naprawdę współczuć. W piekielnym czasie, gdy współodczuwanie cierpienia było czasem niemożliwe przy nagromadzeniu własnego, które trzeba było przyjąć i z nim funkcjonować.

Bardzo różne są to opowieści – w konstrukcji oraz przesłaniu. Miniaturka literacka, jaką jest spowiedź Izraela Rozenbluma, sąsiaduje z sugestywną i wielowątkową opowieścią Dawida Efratiego, która mogłaby posłużyć za scenariusz filmowy. Doświadczenia też są bardzo różne. Łączy je konieczność przetrwania piekła, ale tylko pozornie. Są tu historie mówiące o tym, że w całym ogromie cierpienia szukało się zawsze w drugim człowieku dobra. Są też takie, które bez żadnej czytelnej oceny portretują momenty utraty człowieczeństwa. Isakiewicz chce opowiedzieć o Holokauście poprzez symbole. Mówiąc o tym, że kochać to czasem znaczy odrzucić. Że w piekle wojennym można zyskać więcej niż inni, bo dwie matki. Również dwie utracić. Opowiadając o rzeczywistości, w której kałuża jest ukojeniem, a wiecznym towarzyszem życia ampułka z trucizną. To wspomniana już historia chłopca, który chciał za wszelką cenę przeżyć, ale też dzieci zmuszonych do konfrontacji z rychło nadchodzącą śmiercią. Śmiercią tyleż okrutną, że trzeba było na nią patrzeć. Czasem umierając gdzieś do wewnątrz – z bezsilności i trwogi. Jednak była w tym wszystkim siła. „Piekło ocalonych” to książka przede wszystkim o tym, jak bardzo zdeterminowani potrafimy być, aby odeprzeć śmierć z miejsc, w których rozgościła się na dobre. Opowiada także, jak bardzo doskwiera taka gorycz przetrwania. Jak bolesne są wspomnienia o tych, którzy ryzykowali więcej niż ocaleni, a w efekcie nie udało im się zachować życia. Zostają w pamięci ludzi szukających po wojnie swego miejsca na nowo. Także takich, którzy aż do śmierci z dala od wojennej pożogi nie mogli tego miejsca odnaleźć.

Braha Bergman w swoim wspomnieniu powtarza znaczące chyba dla tego zbioru słowa: „Pamięć jedno gubi, drugie odnajduje”. To rzecz o tym, jak zapamiętujemy utracone i jak trudno nam umiejscowić w pamięci coś, co powędrowało z nami w inny, pozawojenny wymiar życia. Bohaterowie tej książki pamiętają dobroć polskich rodzin, bez których nie udałoby się przetrwać. Próbują wydobyć z pamięci obraz bliskich sobie ludzi, którzy zniknęli nagle i bez pożegnania. Boleśnie i bezkompromisowo. Jak matka zamykająca swe dzieci w kredensie. Ale pośród pamięci tego, czego już nie ma, pozostają także ślady po zaskakujących przypadkach. Po kocie, który uratował życie. Po stosie martwych ciał, spod których wydobył się ktoś żywy i na zawsze pozostał już tym ocalonym spośród trupów. Są też historie obrazujące to, jakie słowa lub zwroty były hipotetycznymi wyrokami śmierci. To zatem publikacja nie tylko o tym, jak zapamiętujemy, ale także o opowiadająca, co słowo robi z pamięcią, w jaki sposób werbalnie można wyrazić pamiętanie pustki.

To ważna, mądra i potrzebna książka. Napisana właśnie w takiej formie, o której wątpliwości wspominałem na wstępie. „Piekło ocalonych” mówi pięknie o ludzkim dobru i bezkompromisowo o złu, z którego wydobywał się ból dużo bardziej dotkliwy niż ten fizyczny, także przecież obecny i zapamiętany. Elżbieta Isakiewicz dedykuje tę ważną rzecz swoim dzieciom. Opowieści o żydowskich rodzinach ocalałych z Holokaustu od Krakowa przez Radom po Drohobycz stają się jedną uniwersalną historią ludzkiej wytrwałości w cierpieniu oraz historią tego, jak nieoczekiwanie dobrzy możemy być dla siebie tam, gdzie zło stara się uniemożliwić wszystkie dobre relacje. Mocno zapadająca w pamięć książka. Do czytania bez pośpiechu, bo w historiach o uciekaniu śmierci nie ma już niczego pospiesznego.

Brak komentarzy: