Wydawca: Otwarte
Data wydania: 11 marca 2020
Liczba stron: 368
Przekład: Aleksandra Wolnicka
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,99 zł
Tytuł recenzji: Wojna i rozstanie
Temat bardzo odważny jak na
literacki debiut. Trudny o tyle, że trzeba umieć zachować proporcję między
sentymentalizmem, oczywistą symboliką a ocieraniem się o pretensjonalny kicz.
Jennifer Rosner daje radę. Opowiadając historię żydowskiej matki oraz jej córki
w czasie drugiej wojny światowej – będącej tutaj raczej tłem – autorka broni
się przed uproszczeniami oraz nie buduje scen wywołujących proste wzruszenia.
Owszem, może kilka takich się pojawia, ale ta książka jest dobrze przemyślana:
dwutorowa narracja osadza nas w dwóch różnych światach przeżyć i doznań.
Kobieta i dziewczynka myślą oraz działają tutaj nietuzinkowo. Opowiedzieć
strach to sztuka. Opowiedzieć o tym strachu w taki sposób, by stworzyć
poruszającą historię o więzi i utracie – to już sztuka podwójna. Myślę, że
„Żółty ptak śpiewa” to przede wszystkim książka o uczuciach. Tych nazwanych
wprost, ale także tych, które pojawiają się pod wpływem sytuacji krytycznych.
To historia wiecznej gotowości na koniec, a jednocześnie opowieść o tym, że w obliczu
końca można zbudować silną i trwałą relację. Rosner pisze także o
poszukiwaniach. W sensie symbolicznym, bowiem te realne kierują w nieco inny
rejon interpretacji. Matka i córka zmuszone są do tego, by stawić czoła
ostracyzmowi. Wojnie, której w tej powieści właściwie nie ma, ale która
zawładnęła ich światem, determinując działania. Jest w tym wszystkim sporo
kojącej refleksji, ale Jennifer Rosner nie ucieka od tego, co brutalne i
bezkompromisowe. Dlatego ta książka jest z jednej strony bardzo mroczna, z
drugiej jednak przepełniona atmosferą oczekiwania na coś, co będzie lepsze.
Niepoprawnym optymizmem w czasach zagłady i strachu. Warto przyjrzeć się temu,
jak amerykańska pisarka łączy je ze sobą.
Róża ukrywa się z Szirą u
polskiego chłopa. Mają zostać w szopie kilka dni, zostają znacznie dłużej.
Każdy ich dzień to nieustanne wprawianie się w to, by być ciche i niewidzialne.
Pięcioletnia Szira nie rozumie, dlaczego znalazły się w takiej sytuacji, a jej
naiwne pytanie będzie miało dużo większy oddźwięk, pozbawiony już naiwności. „Czy
my zrobiłyśmy coś złego?”. Dziecko skonfrontowane z taką wątpliwością niesie w
swoim sercu obawy matki, a potem przez cały czas rozpaczliwie próbuje
zrozumieć, dlaczego ratunkiem przed sytuacją opresji ma być nowa tożsamość,
nowe życie i funkcjonowanie z dala od kobiety, która ją kocha. Tymczasem
matka i córka są w wojennej opresji. Historia jakich wiele, ale tak
opowiedziana, że bardzo mocno porusza. Tym bardziej że Rosner dzieli ją potem
na dwie części. Książka rozpada się na nie po tym, jak zrozumiemy istotę
przywiązania do siebie bohaterek, ich nierozłączność, poczucie siły budowane na
byciu razem.
„Żółty ptak śpiewa” to
interesująca powieść o macierzyństwie, w którym dominuje bezradność połączona z
instynktem ochrony. Ale to nie jest macierzyństwo tylko w tej oczywistej
formie, kiedy obserwujemy relacje Róży z Szirą i potem jesteśmy świadkami
emocji towarzyszących rozstaniu. Rosner opowiada o pewnym
fatalistycznym aspekcie tej kwestii. Róża staje się matką jednego dziecka, ale
w tle sygnalizowane są kolejne możliwości przerwane przez okrucieństwo zbiegu
okoliczności albo niemożność podążania za instynktem, gdy ten pierwszy jest
niezrealizowany. Mam na myśli wstrząsającą scenę poronienia w śniegu z
zacieraniem śladów oraz decyzję Róży o tym, by później nie mieć już żadnego
dziecka. Unikalna, wyjątkowa i uniwersalna jest więź z żyjącą córką.
Podkreślana przez wielką czułość, a potem przez wyrażenie tęsknoty. Jennifer
Rosner opowiada o tym, że bycie matką to zawsze dylematy. Zawsze napięcie
związane z tym, czy podjęło się właściwą decyzję dla dobra dziecka. Co w
momencie, gdy dla tego dobra trzeba się rozstać?
Postać wrażliwej i
utalentowanej muzycznie dziewczynki jest w tej powieści dużo bardziej wyraźna.
Być może dlatego, że w losie Sziry widzimy dziecięce dylematy związane z
oswojeniem okrutnego świata. Świata, w którym należy być cicho, a potem nagle
pojawiają się okoliczności, by ciszę zamienić w ukochaną muzykę.
Pomiędzy brakiem dźwięków a ukojeniem w ich tworzeniu rozpościera się mroczna
sfera dylematów dziewczynki. Dziecka pozbawionego poczucia bezpieczeństwa, choć
wszyscy w jej otoczeniu starają się to poczucie zapewnić. Szira stanie się
innym rodzajem wędrowniczki niż jej matka. Wędrówka dziewczynki pozornie będzie
pozbawiona celu, ale to właśnie ta wędrówka – nie matczyna – będzie
jednocześnie podróżą egzystencjalną. Pełną lęku, gorzkich rozczarowań, lecz
także swego rodzaju spełnienia. Zbliżenia się do pasji, która stanie się
treścią życia.
„Żółty ptak śpiewa” to też
bardzo ciekawa powieść obrazująca naiwność myślenia o okrucieństwie wojny.
Zderzenia perspektywy matki i córki na to, czym faktycznie jest wojna, na
kartach tej powieści właściwie nie ma. Jest za to zarysowane przekonanie, że
każda krzywda ma swój kres, że można oczekiwać jej końca. Tymczasem w tle
dzieje się coś bezkompromisowego, o czym świadczą pojedyncze dramatyczne sceny.
W nich dźwięki strzałów. Skierowanych do ludzi… albo w stronę ptaków. Obraz
żołnierzy, którzy do nich celują, to skąpy, ale sugestywny trop
interpretacyjny. Wojna u Rosner jest absurdem w całym swym okrucieństwie. Ale
jednocześnie czasem, w którym miłość przybiera inny kształt, miłość ma być
poczuciem odpowiedzialności, jest związana z działaniem. A potem także
poszukiwaniem. Wszystkie emocje, także wszystkie instynkty w tej powieści są
wyostrzone i bardzo intensywne. Nieobecna wojna stale paraliżuje, ale daje
jednocześnie swoistą siłę. Bo Rosner napisze o instynkcie przetrwania
połączonym z macierzyńskim instynktem ochrony oraz troski. Amerykańska
debiutantka opowie także o tym, jak wojna zbliża i oddala. Wydaje mi się, że
nie chce tego robić, tworząc specjalnie skomplikowaną historię. W gruncie
rzeczy snuta tutaj opowieść jest bardzo prozaiczna. Istotne jest to, co z tej
prozaiczności zostało przekute w ważny, nietuzinkowy przekaz.
Podoba mi się to, że w
niektórych fragmentach powieść poetycko opowiada o strachu i wykluczeniu.
Zwracam na to uwagę, bo cała ta narracja jest bardzo realistyczna, mocno
związana z prozą życia i niewychodząca poza jej oczywistości. Tymczasem
wspomniane fragmenty, dodane jakby mimochodem, dają książce Jennifer Rosner dużą
wartość. Z jednej strony jest to zatem kronikarska jakby opowieść o sile
miłości, z drugiej jednak – usytuowana gdzieś blisko symboliki tytułowego ptaka
historia tego, czego nie da się wyobrazić, a co jest, tkwi w nas, nie pozwala
się od siebie oderwać. Cieszę się, że narracje wojenne oferują jeszcze
jakieś nietuzinkowe spojrzenie na to, co wojna robi z ludzkimi emocjami i jak
je intensyfikuje. Czyta się Rosner też z dużym wzruszeniem, bo cała ta historia
to świadectwo zdarzeń, które na pewno miały miejsce wielokrotnie. Cieszę się,
że ktoś w fikcji literackiej sugeruje, iż jest uniwersalna, jednocześnie mocno
związana z czasem przeszłym, w którym matki i córki przeżywały podobne dramaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz