2020-03-17

„Żywopłoty” Maria Karpińska


Wydawca: W.A.B.

Data wydania: 26 lutego 2020

Liczba stron: 176

Format e-booka: MOBI i ePUB

Cena w Virtualo.pl: 27,99 zł

Tytuł recenzji: Empatia i obserwacja życia

Co tu się wyprawia? Ano żyje się. Bohater lub bohaterowie – zależy jak na to patrzeć – tej zaskakującej opowieści starają się oddać koloryt i różnorodność istnienia na wiele sposobów. „Żywopłoty” to zbiór próz bardzo zaskakujący i nawet trochę niebezpieczny. Nie mamy pojęcia, dokąd zaprowadzi nas kolejny akapit, nie mówiąc już o rozdziałach, w których ważny jest czas, ale najważniejsze opieranie się temu czasowi. To bardzo ciekawy debiut. Maria Karpińska prowadzi nas przez ważne dekady, obrazując ich różnorodność, lecz pokazując także podobne tęsknoty i pragnienia, które towarzyszą nam w codziennym życiu. Myślę, że ważny jest też sposób odczytania tej książki. Podobny zabieg zastosował całkiem niedawno Oskar Eden w „Kwaśnych pomarańczach”, jednak Karpińskiej wyszło to dużo lepiej językowo. „Żywopłoty” można potraktować jak powieść albo jak zbiór opowiadań. W zależności od przyjętej perspektywy odbioru znacznie różnić się może to, co z tej książki wydobędziemy. Podoba mi się jej niejednoznaczność. To, że autorka stawia na język opowiadacza – to język codziennej mowy. Dzięki temu ta książka nie staje się nadmiernie artystyczna nawet wówczas, gdy kieruje się w dość niezwykłe, chwilami nieco oniryczne rejony. Przyjemnie się to czyta i odczytuje. Karpińska udowadnia, że w skromnej narracji można zawrzeć dużo więcej niż w opasłej powieści analizującej nazbyt dokładnie wszystko i wszystkich.

O czym ogólnie są „Żywopłoty”? Moim zdaniem przede wszystkim o empatii. O tym, że obserwowanie drugiego człowieka może być fascynujące, ale jeśli idzie za tym wczucie się w jego postawę, emocje i potrzeby, ujawnia się wówczas głęboko humanistyczna potrzeba dostrzegania tego, co tworzy świat poza obserwującym. Jeden z bohaterów – bo chyba bliższe mi jest odczytanie całości jako opowiadań – umiejętnie żegna się ze swoim egocentryzmem, a pozostali potrafią spojrzeć dużo dalej niż w głąb siebie. Co więcej, potrafią swoją skomplikowaną sytuację egzystencjalną umieścić w ciekawych kontekstach. A w każdym z nich kryje się drugi człowiek.

Interesujące są tu postacie kobiet. Wszystko jest nieoczywiste, ale ich wizerunki chyba najbardziej. Poczynając od charyzmatycznej „dziewczyneczki”, towarzyszki zabaw bohatera z jego dzieciństwa. Zawłaszczającej i niezdrowo fascynującej. A może pierwszej, która pokazuje, co to znaczy ujrzeć świat w drugim człowieku. Kolejne teksty są mniej lub bardziej osadzone w realnym życiu, a niektóre bardzo dosłownie czułe. Jak opowieść, w której pracownik konserwujący budynek przygląda się temu, co dzieje się za oknami lokatorów, a szczególnie jednej lokatorce przygląda się uważnie. Temu, co ją niszczy. Temu, co nie chce być ujrzane, a jednak zostaje podejrzane. Z całą szaloną konsekwencją zdarzeń i zachowań tego, który się tak bardzo przejął. Jest też emocjonalny raport z czasu zakochania się i zwyczajnej fascynacji kobiecością. Nietuzinkowy i bardzo ładnie pokazujący, czym jest kiełkująca miłość do płci przeciwnej. Także to, jak bardzo nieoczywista staje się kobieta w oczach zakochanego w niej mężczyzny.

„Żywopłoty” to również mądra literatura o tym, co i w jaki sposób tracimy. Przykład literatury pięknej, która nie chce niczym epatować ani oferować tego, co już powiedziano oraz napisano o czymś tak oczywistym i zagadkowym jednocześnie jak śmierć, odchodzenie. Śmierć ma tu właściwie kilka definicji. Karpińska nie odbiera jej bezkompromisowości. Stara się ukazać, ile cierpienia odejście wnosi w życie tego, który pozostał. Banalne? Może, ale na pewno nie w tej książce. Warto przyjrzeć się, jak ten truizm jest rozpisany na zdania i sceny. Jak wielokrotnie staje się jednak dla czytelnika zagadką. „Żywopłoty” dyskretnie zarysowują rozpacz po utracie, jednocześnie sygnalizując, kiedy ona naprawdę ma miejsce i jak wiele złożonych emocji ze sobą niesie. Dlatego to trochę takie teksty funeralne, jednak mają w sobie także szczyptę czarnego humoru. A czasami rozpisane są w taki sposób, że czytanie o śmierci może zwyczajnie pokrzepić.

Pozostaje jeszcze upływ czasu tak wyraźnie sygnalizowany w tytułach poszczególnych tekstów. Dla bohaterów jest to zawsze dekada pewnych oczywistych przeżyć. Tego, co zwyczajnie się przydarza, gdy jest się po trzydziestce czy sześćdziesiątce. Maria Karpińska wychodzi jednak od spraw oczywistych, by pokazać nam wszystko to, czego poza oczywistościami nie dostrzegamy. To piękna książka pochylająca się nad sensem życia i jednocześnie sugerująca, że jest ono wyjątkowe. Ale to również opowieść o tym, że pośród wszystkiego, co przewidywalne, znajdzie się także kilka momentów prawdziwie nas zaskakujących. Mężczyźni opowiadający o sobie i ludziach z otoczenia tworzą takie minikroniki zapamiętywania życia w sposób szczegółowy. To zacne, że proza debiutantki koncentruje się na temacie tak uniwersalnym, tak wymagającym pewnej życiowej dojrzałości i jednocześnie tak oryginalnie opisanym. Czyta się „Żywopłoty” ze świadomością, że gawędzi z nami ktoś, kto odsłania to oblicze życia, któremu z różnych powodów nie chcieliśmy i może nie chcemy się przyglądać.

To także książka dla wielbicieli psów. Odnajdą w niej charakterystyczną czułość do tych zwierząt. Karpińska uwrażliwia na świat natury, który znajduje się koło nas. Jest to też opowieść o przywiązaniu do roślin oraz o ich znaczeniu w kolejnych życiowych epizodach. Interesujące jest to, w jaki sposób debiutantka wybiera charakterystyczny detal, portretując rzeczywistość w toku oryginalnych asocjacji. Wydobywa się z drobiazgów świat przeżyć i emocji bardzo uniwersalny. Albo też Karpińska kwestionuje uniwersalizm ludzkiej egzystencji, pokazując, jak często sami dla siebie możemy być zagadką.

Tak czy owak jest to na pewno rzecz, która zatrzymuje przy sobie na dłużej. Jedna z tych małych książek robiących wielkie wrażenie, ale także dowód na charakterystyczną wrażliwość autorki. Bardzo cieszą takie debiuty pośród wielu innych, w których bohater czy autor obsesyjnie skupiają się na sobie. Maria Karpińska udowadnia, że być sobą to przede wszystkim uważnie patrzeć wokół, słuchać, fantazjować o ujrzanym oraz usłyszanym. Nade wszystko jednak „Żywopłoty” są książką o tym, że za mało w nas empatii, zbyt rzadko zbliżamy się do siebie i zdecydowanie za rzadko potrafimy ujrzeć, że jesteśmy w dużej mierze odbiciami innych ludzi. Wartościowa i nietuzinkowa proza. E-book w dobrej cenie oferuje Virtualo.pl

Recenzja powstała we współpracy z księgarnią Virtualo.pl

2 komentarze:

Sylwia (nieperfekcyjnie.pl) pisze...

Ten tytuł zainteresował mnie już jakiś czas temu, więc mam nadzieję, że uda mi się przeczytać "Żywopłoty".

świat książek pisze...

Zauważyłam tą książkę w Empiku jakiś czas temu, myślę że autorka ma szanse zaistnieć w świecie literatury na dłużej.Bardzo ładna okładka. Być może kupię sobie tą książkę.