Wydawca: Znak
Data wydania: 4 stycznia 2021
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 49,99 zł
Tytuł recenzji: Chłód i jego moc
Ukazało się już kilka książek o tym, jak ważny dla życia każdego z nas jest lód, o czym z różnych powodów nie pamiętamy albo nie myślimy. I tak otrzymaliśmy rozczarowujące „Arktyczne marzenia” Barry’ego Lopeza, które irytują dłużyznami, są też książką po prostu nieaktualną. Mogliśmy przeczytać również bardzo dobrą rzecz: „Nieznane życie lodowców”, w której norweski dziennikarz Bjørn Roar Vassnes opowiada o niezliczonych tajemnicach globalnej kriosfery. Książka Julity Mańczak i Jakuba Małeckiego bliższa jest tej drugiej, bo ma swój dziennikarski sznyt, ale sprawia wrażenie dużo bardziej emocjonalnej. Jest zbiorem rozmów, w których ujawniają się uważna i bardzo zaangażowana w temat pytająca oraz człowiek o niesamowitej pasji i ogromnych kompetencjach. Glacjolog, który naprawdę ciekawie opowie o tym, jak żyje lód, ale również udowodni, w jak silnym związku z jego emocjami oraz wrażliwością pozostaje fach wykonywany przez niego na co dzień. To zatem rzecz wynikająca z osobistych doświadczeń, ciekawego spotkania i budującej wymiany opinii. Dlatego czyta się to z dużą przyjemnością i wrażeniem, że jest się wewnątrz tego spotkania. Nawet jeśli opowiada o zimnym i pozornie nieprzystępnym lodzie.
Mańczak i Małecki rozmawiają o lodzie, lecz przede wszystkim o tych aspektach globalnego ocieplenia, które dla szerszego kręgu odbiorców mogą być niejasne i nieczytelne. Wskazują, w jak dynamicznym tempie odbywa się katastrofalny dla Ziemi proces, ale koncentrują się w swych rozważaniach przede wszystkim na lodowej pokrywie naszej planety. W zakończeniu pada proste i istotne dla całej tej książki podsumowanie: „Lód jest żywy, piękny i fascynujący. Musimy go chronić, bo on chroni nas”. Autorzy w bardzo obrazowy sposób pokażą szereg zależności między ludzkością a istniejącym na Ziemi lodem. Dodatkowo poznamy emocjonalne i bardzo prywatne skojarzenia z czymś, co na co dzień jest synonimem niedostępności i zimna.
Tę książkę współtworzą piękne zdjęcia arktycznych pejzaży stanowiące swoiste świadectwo czegoś, co w nie tak odległej przyszłości możemy utracić. Rozmówcy koncentrują się na złej sytuacji topiącej się w szybkim tempie Arktyki – to tam Julita Mańczak doświadcza wręcz metafizycznego przeżycia innego upływu czasu, kiedy zaczyna rozumieć, jak działa i jakie wewnętrzne życie ma świat lodu. Jednak rozważania wychodzą daleko poza arktyczną przestrzeń. Uzupełnione są rozmowami z ciekawymi ludźmi, którzy tak jak autorzy widzą szereg zagrożeń w świecie ocieplającym się w coraz szybszym tempie, ale jednocześnie z kimś, kto stara się zachować optymizm, wierząc w odwrót niepokojących procesów. Poznamy Julie Brigham-Grette, która odpowiedzi na swoje pytania szuka w błocie. Aleksandrę Kardaś, autorkę książki o wodzie, w lodowcach widzącą ludzkie lokaty bezpieczeństwa. Jona Ove Hagena dzielącego się swym badawczym entuzjazmem w śledzeniu struktury kriosfery, ale przede wszystkim wyrażającego nadzieję na to, że najmniejszy nawet wkład badawczy jest w stanie pomóc Ziemi w tym, co może ją czekać w przyszłości.
Jakub Małecki jest jednak najciekawszą postacią w tej książce. Glacjolog, który jest gotów pisać biografię ulubionego lodowca, opowiada o strukturze lodu w taki sposób, że przestaje on być dla czytelnika niedostępny. Lód staje się tutaj kolejnym bohaterem, kiedy Małecki z całą swoją ogromną wiedzą na jego temat, ale przede wszystkim z umiejętnością jej przystępnego przekazywania, przedstawi nam świat, w którego funkcjonowaniu na co dzień nie uczestniczymy, a jest on odwieczną częścią tego, czego doświadczamy. W rozmowach z Julitą Mańczak uzmysłowi, na czym polega przełom w postrzeganiu kryzysu klimatycznego – jak bardzo uświadomiliśmy sobie w ostatnim czasie, że ludzkość ściśle współistnieje z tą zwykle niedostępną dla niej częścią natury. Bo „Początek końca?” to nie tylko rzecz, w której zaangażowani w temat ludzie fantazjują o zagrożeniach i jednocześnie punktują to, w jaki sposób one powstają. To w dużej mierze opowieść o tym, jak doświadczenie arktycznej przestrzeni oraz czasu zmienia sposób pojmowania tego, czym jest sens i struktura naszej planety. Autorzy wędrują od jednego bieguna do drugiego, by w swoich rozważaniach pokazać, jak istotne jest wyostrzenie zmysłów. Zrozumienie, na czym polega wyjątkowość naszej planety. Że w dużej mierze ta wyjątkowość zależy od tego, jak ukształtowały się lodowce, co się z nimi aktualnie dzieje i w jaki sposób będzie postępować ich destrukcja. Wszystko w atmosferze zawierającej „polarnego bakcyla”, którym zaraża się przede wszystkim Julita Mańczak.
Ta książka nie jest jakimś mrocznym memento. Nie straszy i nie epatuje groźnymi liczbami czy wizjami. Nie proponuje jakichś katastroficznych rozmyślań, choć autorzy pokusili się o kilka fantazji dotyczących tego, co czeka nasz świat w bliskiej i nieco dalszej przyszłości narastającego kryzysu klimatycznego. Powstała przede wszystkim dlatego, że wciąż mamy szansę na to, aby pewne destrukcyjne procesy przyspieszyć. W rozważaniach o lodzie i wodzie pojawia się głęboko humanistyczna troska o planetę, jak również taki rodzaj fascynacji, który może się zrodzić na dalekiej Północy. Tam, gdzie nie ma ludzi odpowiedzialnych za problemy klimatyczne i gdzie z dużym dystansem oraz w skupieniu można się wsłuchać w specyficzny rytm natury, który chcemy tej naturze odebrać. Dlatego jest to książka, w której nadzieja łączy się przede wszystkim ze świadomością, co i w jaki sposób można zrobić, aby nie dopuścić do katastrofy. Przypomina też trochę podręcznik, ponieważ na końcu proponuje ciekawe kompendium. A w nim pojęcia szczególnie interesujące podczas czytania tych ciekawych rozmów, takie jak firn, cyrk lodowcowy czy lód morski. Czy aby na pewno wiemy wszystko o tym, co wydaje nam się oczywiste?
Podoba mi się kompozycja tej
książki. Jest pozornie chaotyczna, ale
wzmacnia dynamikę przekazu. Wespół ze wspomnianymi zdjęciami jest świetną
lekcją empatii wobec tej części świata, która zdaje się w pierwszym skojarzeniu
daleka, ale jest fragmentem naszej codzienności. Jak woda wędrująca od wieków w
zamkniętym obiegu. My i natura na stałe przynależymy do Ziemi. Tylko pełne
zrozumienie tego, co gwarantuje harmonię, a co wprowadzi chaos, da nam szansę
na stabilne współistnienie. Nie jest to zatem publikacja proekologiczna, lecz raczej
prospołeczna. „Początek końca?” ma zmusić odbiorców do zadawania sobie
prostych pytań na bardzo trudne tematy. A niektórych prawdopodobnie zarazić
„polarnym bakcylem”, gdyż okazuje się, że świat lodowców i żyjącego swoim
życiem lodu może nam być bliższy, niż się to wydaje. Także w sensie
geograficznym. Ale jest mowa również o specyficznym rodzaju ludzkiej
mentalności, która zbliża do trudnej arktycznej przestrzeni, aby tam można było
w pełni świadomie zrozumieć, co jest niezwykle istotne dla naszego dalszego
sensownego współistnienia z planetą mającą do nas naprawdę wiele cierpliwości.
1 komentarz:
To prawda. Jeśli książka jest pisana przez osobę z wykształceniem w tym kierunku, to od razu czuć podczas czytania takiej książki. Oczywiście zdarzają się talenty. Jednak reportaże, moim zdaniem wymagają warsztatu.
Prześlij komentarz