2021-10-13

„Powiem wam, co o tym myślę” Joan Didion

 

Wydawca: Relacja

Data wydania: 13 października 2021

Liczba stron: 192

Przekład: Jowita Maksymowicz-Hamann

Oprawa: twarda

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Obserwacje i komentarze

Znakomite są publikacje Wydawnictwa Relacja przybliżające postać Joan Didion – intelektualistki, której być może poświęcono do tej pory za mało uwagi. Pięknie wydane książki Didion ukazują newralgiczne dla niej punkty życiowego odniesienia do tego, kim jest lub kim ma się stać. Albo do tego, jaką część samej siebie musiała pożegnać. Po „Roku magicznego myślenia”, w którym pisarka mierzyła się z żałobą i samoświadomością pisarską, otrzymujemy zbiór artykułów i esejów z prawie czterech dekad, w którym Didion jest nie tyle inna, bo prowokacyjna i mniej pokorna, ile przede wszystkim profetyczna w kwestiach poruszanych przed laty, a dość mocno wybrzmiewających u progu XXI stulecia. Świetnym uzupełnieniem tej publikacji jest przedmowa, ale radziłbym przeczytać ją dopiero po lekturze felietonów. Zaznaczane tam fragmenty siłą rzeczy mocniej zapadają w pamięć, podczas gdy można cytować wiele innych i odnosić się do nich, bo teksty Didion – pełne zarówno gorzkiej refleksji, jak i intelektualnej gotowości na niezgodę i kwestionowanie – są świadectwem tego, że to wyjątkowo baczna obserwatorka, usiłująca dodatkowo podjąć się roli komentującej w swoich tekstach.

To dość skomplikowana figura stylistyczna: przyjąć postawę zdystansowania w pisaniu o czymś, co przecież w sposób najbardziej osobisty dotyka. Stworzyć wspomnianą obserwatorkę i komentatorkę zarazem. Dać jej przestrzeń do autorefleksji, a jednocześnie uczynić kimś, kto dopuszcza się przez dekady minionego stulecia specyficznego voyeryzmu. A z niego wydobywają się krytyczne analizy: tego, na co można mieć wpływ (i Didion wyraża chęć publicznej polemiki z kwestiami, na które się nie godzi), ale również tego, na co w zasadzie wpłynąć nie może (choć nie oznacza to bierności ograniczonej tylko do stosowania techniki sprawozdawczości). Autorka stosuje tutaj sporo czytelnych, ale i zaskakujących środków retorycznych, by określić zarówno swą tożsamość, jak i siebie jako cząstkę społeczeństwa, która nadaje sobie prawo do komentarzy. Kilka z tych tekstów mogłoby być śmiało wykorzystywanych jako materiał do pracy na zajęciach z retoryki, ale całość zapada w pamięć przede wszystkim dlatego, że o czymkolwiek Joan Didion pisze i jakkolwiek można to odbierać po latach, zbiór ten jest opowieścią o twórczej, intelektualnej i buntowniczej tożsamości. Wyraża kobietę, w której jednocześnie buzują niezgoda i świadomość tego, że świat został skonstruowany przez nas w pewien niemożliwy do zmiany sposób.

Są tu teksty bardzo osobiste i takie, które starają się udawać, że nie mówią wprost o wspomnianej już tożsamości. Do mnie najmocniej przemówił „Biegacz długodystansowy”. Zaskoczyłem sam siebie, że akurat tej narracji poświęciłem tak wiele uwagi, ale mam wrażenie, że to najbardziej osobisty i jednocześnie bezkompromisowy tekst. Didion wspomina Tony’ego Richardsona nie tylko przez pryzmat tego, jakim był poszukującym twórcą filmowym. Bardziej prezentuje go jako wyjątkowo surowego i szczerego jednocześnie krytyka. Odniosłem wrażenie, że wspominając Richardsona, autorka opowiada tu o tym, w jaki sposób krytycznie widziała świat przed nim, wraz z nim i po jego śmierci. Albo może to być odczytane jako intymna opowieść o swoistym wewnętrznym krytyku. Dlatego wcale nie wydaje mi się, że najbardziej prywatnie prezentuje się tu esej o tym, jak jedno z pism na zawsze ukształtowało drogę życia i myślenia Didion, i o tym, że być może odmowa przyjęcia na wymarzoną uczelnię może oznaczać dramat niedostosowania się… do marzeń i wymogów swoich rodziców.

Ale kiedy nie wspomina bliskich, autorka „Powiem wam, co o tym myślę” potrafi być równie szczera, rozprawiając się czasem z własnymi wątpliwościami w taki sposób, że można odnieść wrażenie, iż nie miała prawa ich mieć. Dwa eseje o samym pisaniu są tu z pewnością najcenniejsze i zmuszą do rozmyślań nad tym, czym jest akt twórczy i czy pisanie to pewność, czy też może wieczna wątpliwość samego siebie. Opowiadając o tym, w jaki sposób uczyła się kreowania światów przedstawionych, Didion zwraca uwagę na coś, co jest bardzo charakterystyczne dla Stanów Zjednoczonych, a czego brakuje mi w polskiej rzeczywistości twórców, którym nikt nie proponuje aż tak szerokiego wachlarza możliwości, by przede wszystkim poznać siebie, zanim zacznie się komunikować z odbiorcą za pomocą swoich fikcji literackich. I nie chodzi mi tylko o to, w jaki sposób na studiach Amerykanie są przekonywani do tego, iż pisanie to nie tylko intelektualna przygoda, lecz przede wszystkim wyzwanie konfrontacji z samym sobą. W tekstach o tym, kim jest jako pisarka, Didion pozwala sobie na wyraźne sugestie, że tworzenie nie jest po prostu zmyślaniem. Mając bezpośredni związek z obserwacjami – siebie i świata – staje się procesem, w którym autoidentyfikacja odbywa się poprzez rozpoznanie. Dlatego też kilka innych tekstów poświęconych jest przyglądaniu się. Albo stworzonych w taki sposób, by pojawiała się w nich wskazana wcześniej figura obserwatorki, która analizuje i wyciąga wnioski.

Myślę tu o tekstach dotyczących wizerunku Nancy Reagan i fotografii Roberta Mapplethorpe’a. Oba mówią jednocześnie o przyglądaniu się i współuczestniczeniu w tym, co jest obiektem spojrzenia. Pojawia się tu fantazja o tym, że jesteśmy stworzeni do aktywnego uczestnictwa w życiu społecznym wtedy, kiedy potrafimy patrzeć, ale jednocześnie widzieć kontekst, a niekiedy te skomplikowane okoliczności, w których rodzi się zarówno wizerunek, jak i interpretacja. O takich nietuzinkowych połączeniach opowiada ostatni w zbiorze tekst, gdzie Didion przyjrzy się temu, jak marka z kapitałem wchodzi w dialog z pojedynczym człowiekiem. Co wynika z tego, że celebrytka pozwoli uwierzyć, że świat, który ją sponsoruje, jest światem rzeczywistych wyborów? Manipulacje, interakcje z odbiorczyniami, wpływanie na formowanie ich gustów i przekonań. Esej z przewrotnym zakończeniem mówi o tym, że widzieć to nie znaczy patrzeć naprawdę, a już na pewno nie naprawdę się przyglądać. To, o czym pisała Didion w 2000 roku, mogłoby być punktem wyjścia do dużo szerszych dzisiaj rozważań o tym, czy kształt naszej tożsamości to odbicie, czy krytyczne przyjmowanie tego, co samodzielnie się ujrzało. Tak naprawdę.

„Powiem wam, co o tym myślę” to książka o specyficznym rodzaju witalizmu, wiecznej niegotowości na kompromisy, intelektualnym sprzeciwie manifestowanym tu w kilku wymiarach, ale przede wszystkim o skomplikowanym kształcie świata, w którym Didion kwestionuje sposób funkcjonowania prasy, patriotyczny szowinizm ludzi pobudzanych coraz to nowymi wojennymi wizjami czy kształtowanie iluzji, że bogactwo to przestrzeń, którą można zagospodarować jako muzeum. Jest też tekst poświęcony pisarzowi, który – chyba podobnie jak Didion – bardzo dbał o to, by jego słowo miało precyzyjne i istotne znaczenie. A gdyby próbować podsumować jednym zdaniem to, kim jest autorka tych dwunastu tekstów i co je spaja, można byłoby zacytować wspomnianego już Mapplethorpe’a: „Szukam tego, co nieoczekiwane”. Pisarka i intelektualistka przez dekady usiłuje w nieoczywisty sposób nazywać zjawiska, procesy i relacje międzyludzkie, dla których zasób pojęć oraz konotacji wydaje się skończony. Nieoczekiwane to dla Didion bycie w aktywnej konfrontacji z czymś pozornie oczywistym. Nieoczekiwane może być również to, w którą stronę skierują uwagę czytelniczą te artykuły i eseje. Świetna książka o tym, żeby zawsze być gotowym przede wszystkim na to, by umieć spojrzeć w samego siebie.

Brak komentarzy: