Wydawca: Czarna Owca
Data wydania: 23 listopada 2022
Liczba stron: 392
Oprawa: miękka
Cena det.: 44,99 zł
Tytuł recenzji: Kobieta nieobliczalna
Myślę, że Magda Knedler i Przemysław Piotrowski to dwoje polskich ludzi pióra, którym bynajmniej nie można zarzucić „taśmowości” twórczości, gdy wydają kilka książek rocznie, bo za każdym razem oferują naprawdę dobrą, a często bardzo dobrą jakość. Zastanawiam się nad tym, co by się stało, gdyby zaczęli czytać się nawzajem, bo prezentują zupełnie inne gatunki, style i rodzaje pisarskiej wrażliwości, ale gdyby kiedyś wróciła moda na pisanie w duecie, ich wspólna książka mogłaby być naprawdę dużym wydarzeniem. Dość dygresji, czas przejść do rzeczy, czyli przyjrzeć się nowej powieści Piotrowskiego. To, że pisarz ten ma talent do kreowania nietuzinkowych bohaterów literackich, wiemy od kilku lat. To, że potrafi od techniki hiperbolizacji zdarzeń oraz postaci przejść do trącania czułych i bardzo intymnych strun opowiadania o kwestiach obyczajowych – również wiemy. Czy „Prawo matki” będzie zatem jakimkolwiek zaskoczeniem? W jednym wymiarze na pewno. Autor bowiem dość czytelnie eksponuje swoją bohaterkę i przez to można odnieść wrażenie, że z łatwością będziemy antycypować zdarzenia z jej udziałem. Słowem: kobieta przewidywalna już na wstępie, zarysowana bardzo wyraźną kreską i oczywista charakterologicznie. Nic bardziej mylnego. Wyobraźnia Piotrowskiego pracowała podczas tworzenia tej powieści wyjątkowo intensywnie. Luta Karabina, choć jej cechy i osobowość ujawniono już na wstępie, przez cały czas będzie czytelnika zaskakiwać. Jedno jest pewne: jej determinacja w działaniu. Jednakże trudno tak naprawdę przewidzieć, dokąd skieruje swoje kroki, a przede wszystkim – jakie będą tego konsekwencje.
Powszechnie panuje przekonanie, że matka ratująca swoje dziecko jest gotowa na przykład podnieść samochód, by je spod niego wydobyć. Nie wiem, jak często się to zdarza w rzeczywistości, ale bohaterka Piotrowskiego będzie gotowa zrobić dużo więcej, aby wydostać swe dziecko z rąk oprawców. Nie do końca przekonuje mnie tu motywacja porywającego, jednak z tym skonfrontuje się już i oceni to każdy czytelnik, który dotrze do końcowych rozdziałów. Reszta jest świetna w swojej dynamice i celowych przejaskrawieniach. Matka żołnierka, kobieta o niezwykłych umiejętnościach – brzmi to trochę jak kobiecy odpowiednik Rambo, jednakże Przemysław Piotrowski zadbał, by zindywidualizować tę postać, począwszy już od jej imienia i nazwiska. Lutosława – bo tak brzmi pełne imię bohaterki – odsłania nerwy i emocje, a jednocześnie to wciąż chodząca zagadka. Zwłaszcza gdy stopniowo zaczniemy poznawać przeszłość Karabiny. A także jej motywacje do działania. Tu nie będzie chodziło tylko o to, że umie postępować metodycznie i bez wahania przekroczy każdą granicę, której nie przekroczyliby ani kobieta, ani mężczyzna doświadczeni taką traumą, jaka staje się jej udziałem. Ale „Prawo matki” to śmiała i dynamiczna fantazja o tym, co tak naprawdę każdy rodzic, którego dziecko znika, byłby gotów, choćby tylko w wyobraźni, zrobić z jego porywaczem.
A tu będziemy mieli wyjątkowo podłych oprawców. Kameralna opowieść o dramacie matki, na której oczach uprowadzona zostaje córka, zamieni się w wielowątkową intrygę sensacyjno-kryminalną i tym razem Przemysław Piotrowski zaoferuje nam naprawdę dużo rozlewu krwi, lecz przede wszystkim – symbolicznie odnosząc się do charakteru oprawców – zręcznie i jednocześnie niepokojąco zamknie tę fabułę w specyficznej klamrze kompozycyjnej. To, co dzieje się na pierwszym planie, jest wyraźne i chce za wszelką cenę zawładnąć uwagą czytelnika, jednakże – jak zawsze w przypadku twórczości tego pisarza – lubię zwracać uwagę na kwestie, które dyskretnie sygnalizuje gdzieś na marginesach. I są tu dwie sprawy, o których warto pomyśleć dłużej, kiedy dotrze się już do ostatnich stron tej bardzo pomysłowej książki. Jedna to kwestia bezpieczeństwa kobiet na ulicach. Czym jest otaczająca ją przestrzeń dla kobiety, kiedy decyduje się ona na wieczorny samotny spacer lub jogging? Kto i dlaczego stworzył świat, w którym w określonych godzinach i warunkach ktoś ma odczuwać zagrożenie ze względu na swoją płeć? Druga wątpliwość też zatrzymała mnie na dłużej. Liberalna i otwarta Europa daje w swej demokratycznej formie współistnienia wszystkich ze wszystkimi warunki rozwoju wyjątkowych psychopatologii. To właśnie wolnych i celebrujących swą wolność Europejczyków jeden z bohaterów oskarża o to, że dają przyzwolenie na swobodne działanie pedofilom, handlarzom żywym towarem, potrzebującym ludzkiego ciała lub ludzkich organów… To wszystko rzeczywiście się dzieje i nie jest tylko elementem fikcji literackiej tej książki. Piotrowski sygnalizuje zagrożenia i podejmuje drażliwe kwestie. Jednocześnie jest jak zawsze nieprzewidywalny i nigdy nie pisze tendencyjnie. Dlaczego? „Prawo matki” to książka z bardzo sugestywnymi i dobrze rozpisanymi smutnymi albo wręcz przetrąconymi życiorysami, które kierują młodych ludzi do półświatka i nie pozwalają się z niego wydostać.
Ale poza Lutą Karabiną jest tu jeszcze kilka intrygująco opisanych postaci. Na pierwszym planie zielonogórski nadkomisarz o wiele mówiącym nazwisku Szatan. Czy można być martwym za życia? Piotrowski udowodni, że tak, bo postać tego policjanta stworzona jest jedynie z żalu, bezradności, ogromnego bólu i wspomnień, które nigdy się nie zatrą, bo są wspomnieniami największego piekła, jakiego człowiek może doświadczyć za życia. Karabina wejdzie z Szatanem w pewien układ. Każde z nich mierzyć się będzie ze swoimi emocjami i każde z nich wyznaczy swoją drogę dochodzenia do sprawiedliwości, jednakże ciekawe będzie śledzenie, w jaki sposób te dwie postacie w ogóle wchodzą ze sobą w zależność. Tu uśmiecham się do literackiej fantazji Przemysława Piotrowskiego o pewnym znanym pisarzu, który połączy tę dwójkę. Autoironiczne spojrzenie na swoje tworzywo i na to, w jaki sposób literatura może zdobywać popularność – to bezcenne, bo daje wyraźnie znać, że w całej tej ponurej historii autor nie traci poczucia humoru. Ale jest ono obce jeszcze jednej znakomicie tu sportretowanej postaci. To depresyjna matka głównej bohaterki, która niesie w sercu i pamięci jakiś wielki ciężar, a jej emocjonalne rozchwianie oraz dyskomfort w odbiorze rzeczywistości ujawniają się tu na drugim planie i warto się temu bliżej przyjrzeć. Reszta bohaterów raczej nie zaskakuje. Piotrowski jednak doskonale wie, że nie może stać się pisarzem fabularnego schematu. Dlatego w „Prawie matki” znajdziemy kilka rozwiązań podobnych jak w poprzednich fabułach, ale cała historia jest nadzwyczaj świeża. I wyjątkowo przerażająca, bo opowiada o takiej formie bestialstwa, która nie tylko jest aberracją, lecz zdaje się sankcjonowana w tak zwanym normalnym świecie – przecież z niego wywodzą się szanowani i dobrzy obywatele, sąsiedzi czy współpracownicy, którzy w wolnej chwili chcą się upajać przemocą seksualną wobec nastolatków albo małych dzieci.
„Prawo matki” to powieść z
tytułem mocno definiującym. Ale to tylko pozory. W gruncie rzeczy znaczenie
tego tytułu będzie dyskusyjne. Do czego ma prawo zrozpaczona matka? Czy do
wszystkiego tego, o czym tu przeczytamy? Warto jeszcze zwrócić uwagę, że
Piotrowski opowie tutaj także wyjątkowo ponurą historię o tym, co może znaczyć
prawo ojca. Albo ujawni nam jej zarys. Bo jedną z cennych cech tego pisarza
jest to, że nie opowiada nam wszystkich historii jednolicie intensywnie i ze
szczegółami. Pozostawia w wielu wątpliwościach i w takim rodzaju mroku, że
po lekturze jego powieści czasem trudno się otrząsnąć. Perypetie Luty Karabiny
poruszą nie tylko tych, którzy są rodzicami. Kolejna bardzo dobrze napisana
książka o bardzo złym świecie, którego nie jesteśmy w stanie zmienić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz