2022-11-24

„Rubież. Reportaż wędrowny” Ewa Pluta

 

Wydawca: Dowody na Istnienie

Data wydania: 7 listopada 2022

Liczba stron: 272

Oprawa: zintegrowana

Cena det.: 49 zł

Tytuł recenzji: Filozofia marginesu

Nie spotkałem się jeszcze z podobną książką. Czytając każdą stronę – z wyjątkiem tych poświęconych analizie dawnych dokumentów lub zawierających wypowiedzi innych ludzi – próbowałem określić wrażliwość Ewy Pluty, bo tutaj wyjątkowa czułość wobec szczegółów, umiłowanie przestrzeni, jej filozofia, a także co najmniej ekscentryczny pomysł samotnej wędrówki przez wiele kilometrów buduje nam postać na wiele sposobów niezwykłą. Sam ów pomysł, by przejść pieszo od trójstyku granic rosyjskiej, polskiej i litewskiej po południowo-wschodni kraniec naszego kraju, może się wydawać zaskakujący, ale zaskakują nas też ludzie przemierzający Islandię na rowerze czy uzależnieni od sytuacji ekstremalnych, na przykład wspinaczek wysokogórskich, gdzie do przetrwania zaplanowanej przygody niezbędne są chociażby butle z tlenem. Nie to zatem przyciąga do „Rubieży”, choć niewątpliwie zamiar i jego realizacja są tutaj czymś nietuzinkowym. Co w takim razie?

Pluta jest wędrowniczką egzystencjalną. Wędrowniczką poszukującą sensu pustki. Introwertyczką, która gotowa jest wspiąć się na wyżyny empatii, by otworzyć zamkniętych na co dzień rozmówców. Zresztą jak mówi jeden z nich, eksplorowane przez autorkę tereny przygraniczne „to jest miejsce dla mizantropów i eremitów”. Ewa Pluta jest wnikliwą i bardzo oryginalną badaczką tego, czym jest kres, a zarazem początek. Przygląda się naturze, w którą człowiek wdarł się ze swoimi planami i mapami. Słucha ludzi, dla których newralgiczna przestrzeń między dwoma krajami jest przestrzenią życiowej wolności, którą w różny sposób odbierano, zwracano czy kwestionowano. „Rubież” czyta się z fascynacją i zdziwieniem. Pluta zadaje pytania, których nie zadajemy sobie na co dzień, gdy jesteśmy w różnego rodzaju centrach albo staramy się w rozmaity sposób do nich zbliżyć. To opowiadaczka osobności, niejasności, trochę metafizycznej niezwykłości, ale przede wszystkim obserwatorka baczna i wyciągająca oryginalne wnioski. Między innymi na temat tego, kim jesteśmy jako ludzie chcący za wszelką cenę określać sens swego życia oraz znaczenie tożsamości w jakichś ściśle wytyczonych ramach. Konkretnie: w granicach.

Nie pamiętam, ile razy pada to słowo na stronach „Rubieży”, ale za żadnym razem nie jest zwykłym powtórzeniem, bo Ewa Pluta zabiera nas na realne pogranicze, a przede wszystkim w rejony, gdzie z różnych powodów czulibyśmy jakiś dyskomfort. Po incydencie z dwiema ofiarami śmiertelnymi w Przewodowie, po którym cały świat na chwilę wstrzymał oddech, uświadomiliśmy sobie wszyscy, jak ważna staje się granica na kontynencie, który tych granic sukcesywnie się pozbywał i rzeczywiście w dużym stopniu pozbył. W Przewodowie – w którego okolicy być może Pluta wędrowała – zatrzymał się na chwilę przed naszymi oczami świat, w którym przekroczenie pewnej linii mogłoby być początkiem chaosu, a być może piekła. Autorka nie opowiada granicy w taki sposób, choć proponuje nam wiele jej definicji. Czym ona jest w „Rubieży”? Naprzemiennie i uzupełniająco się – krajobrazem, mentalnością, egzystencjalnym niepokojem, socjologiczną ciekawostką, polityczną zagrywką, ale również obszarem jakiegoś kontaktu metafizycznego, gdzie życie spotyka się ze śmiercią i wspólnie kreują jakieś wyobrażenia. Ewa Pluta wyrusza w taką podróż, która na każdym kilometrze będzie na swój sposób wyjątkowa, lecz czasami niebezpieczna. Tymczasem opowieść o wędrowaniu wzdłuż granicy cechuje się łagodnością oraz ciekawością. Jest w tym wszystkim ta enigmatyczna wrażliwość, od której zacząłem. Nie mam pojęcia, czy w rozmowie z Plutą ujrzałbym ją tak, jak widzą ludzie z terenów przygranicznych: jako przybyszkę z centrum, która za wszelką cenę chce zgłębić filozofię peryferii. Być może po to, by to centrum naprawdę zrozumieć. Zresztą tu obok sprawozdawczego stylu narracji, w którym wiele jest uroczych poetyckich fraz, są również częste wycieczki tam, skąd na granice patrzą badacze, i tam, gdzie granice otrzymują swoje definicje albo stają się historią. W tej książce Pluta udowodni, jak silne są związki między wyznaczaniem i zacieraniem granic a historią kultury.

Wędrówka autorki sama w sobie wydaje się już czymś niezwykle fascynującym. Od miejsca, w którym ktoś defekuje i pluje ze złości na kraj znajdujący się za wyznaczoną linią, do miejsca na krańcu Unii Europejskiej, która ostatecznie ma przecież swoje granice, a Pluta jest tam w stanie odnaleźć niezwykłe krainy – takie jak Darlandia. Reportażystkę absorbują ludzie. To oni są tu najważniejsi, ich opowieści najistotniejsze. Bez względu na to, jak frapujące wydaje się czytanie o przeszłości, w której ktoś decydował o kształcie polskiej wschodniej granicy, a zaznaczane na mapach milimetry kreślące granice niejednokrotnie łamały życiorysy, wprowadzały zamęt w codzienność, stawały się źródłami wielu dramatów rodzinnych, a przede wszystkim usiłowały podzielić zintegrowaną społeczność. „Rubież” opowiada o tym, nad czym znakomita większość z nas się nie zastanawia. Co się stanie, kiedy należąca do nas miedza i gospodarstwo będące treścią naszego życia staną się elementami jakieś innej rzeczywistości, określonej przez kogoś obcego? To książka pełna lokalnych legend i poruszających wyobraźnię opowieści o tym, czym jest lojalność oraz solidarność mikrospołeczeństw w obliczu narzucanych im zmian. Bo nagle za miedzą zamiast pola sąsiada zaczyna się obszar innego kraju. A przecież sąsiedztwo stwarza tu zupełnie inaczej definiowane terytorium. Działy się w związku z tym wielokrotnie rzeczy zabawne, ale jednocześnie w groźny sposób groteskowe. Jak wtedy, kiedy w sprawie krowy przekraczającej granicę należało pisać do Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Tymczasem Ewa Pluta po prostu sobie idzie. Przygląda się krajobrazowi i zapewne patrzy ludziom głęboko w oczy. Ci starsi rozmówcy całą historię swego pozornie nieskomplikowanego życia na pewno mają ukrytą we wzroku. Ich oczy patrzyły na różne absurdy. Po latach niektóre oceniane są jako zabawne, inne – głęboko tragiczne. W tym wszystkim ona, obca, a jednocześnie bliska swoim rozmówcom w taki sposób, w jaki nie byłaby bliska nawet rodzina. Bo czasem rodzina wyjeżdża w kierunku centrum. Czasami przy granicy pozostają samotnicy, szaleńcy albo ludzie, dla których tożsamość to przynależność do konkretnego miejsca. Dlatego autorkę nie zainteresowały tłumne tereny graniczne jak Cieszyn czy Zgorzelec. Ona przygląda się śladom życia, którego czasem nie widać, ale które tli się żarem silnych wspomnień. Bo świat zapomina, co jest na marginesie, i o tych, którzy margines uznali za centrum swego wszechświata. „Rubież” jest zbiorem przejmujących opowieści o tym, jak wiele goryczy i smutku wywołać mogło samo to, że mieszka lub mieszkało się przy granicy. I właściwie czym jest ta lokalizacja? Co granica czyni z tymi, którzy przy niej żyją i czasem ją przekraczają, albo z tymi, dla których stanowi ona istotny problem, swoistą aberrację albo zabawną zagadkę?

Ewa Pluta sama stwierdza, że zebrane opowieści w jakiś sposób ją przytłoczyły. Że musiała się ich pozbyć. I zebrała je w tej książce. Dla nas również staną się niepokojące, dla niektórych niebezpieczne. Każdy nacjonalizm oraz każda forma ksenofobii żerują w mniejszym lub większym stopniu na oschłym i zasadniczym pojęciu granicy. W „Rubieży” autorka przygląda się granicom, ale również je zaciera na kilka sposobów. Podobają mi się jej fantazje – przechodzenie w tryb przypuszczający, jak sama to nazywa – kiedy pojawiają się w naszej wyobraźni sytuacje problematyczne, o jakich nigdy byśmy nie pomyśleli. Pluta fantazjuje o pozornie nieistotnych detalach, które zmieniały życie pojedynczych ludzi lub całych grup. I w tym wszystkim stara się też opowiadać o sobie, dyskretnie sugerować czytelnikom, jakie prywatne granice spotykała na swojej drodze. To naprawdę niespotykanie piękna i mądra książka zabierająca nas tam, skąd właściwie wszyscy chcemy uciekać. Pluta nie traktuje terenów, po których wędruje, jako socjologicznej ciekawostki czy turystycznej niezwykłości. Nie zbiera stamtąd pamiątek, zbiera istotne przemyślenia. Są w tej książce naprawdę poruszające fragmenty, jak na przykład opis granicznej ciszy. Ale są również mocne akapity o tym, że wytyczanie granic to zawłaszczanie, a zawłaszczanie to zawsze przemoc. Tymczasem Ewa Pluta jest ciekawa i roztropna. Niebywale skupiona na swoich rozmówcach, lecz również potrafiąca spojrzeć na ten świat pozornie bez wyrazu, który ożywiają ich opowieści. Dlatego mimo wszystko to również mądry esej o przekraczaniu granic samej siebie, a także o tym, kto lub co każe te granice wyznaczać. Naprawdę absorbująca książka.

Brak komentarzy: