2023-01-25

„Najdłuższa podróż” Oksana Zabużko

 

Wydawca: Wydawnictwo Agora

Data wydania: 25 stycznia 2023

Liczba stron: 192

Przekład: Katarzyna Kotyńska

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 46,99 zł

Tytuł recenzji: Duma i bezradność

To taki esej, który naprawdę otwiera nam oczy na sporo zjawisk i procesów historycznych. Na wszystko, w czym uczestniczyliśmy, ucząc się historii lub doświadczając traumatycznych historycznych przeżyć, ale jednocześnie w pewnym sensie chowając to do kieszeni albo wyrzucając na śmietnik własnej pamięci. Oksana Zabużko – którą rosyjski atak na jej ojczyznę zastał w kraju przyjmującym potem miliony uchodźców wojennych – zwraca uwagę zarówno na ignorowanie, jak i na ślepotę, ale przede wszystkim na brak umiejętności antycypowania lub postępujący w naszej cywilizacji proces jego unikania. Wszyscy przecież powtarzamy, że mamy XXI wiek i wojna w Europie to jakaś aberracja. Wielu z nas myśli jednak tak, jak narzucił to ten wiek – długością instagramowej rolki, bez zastanawiania się nad tym, co było przedtem i co może być potem. Cytując Fukuyamę, autorka formułuje tezę, że w jakiś – i tu to określenie będzie znakomicie pasować – aberracyjny sposób wyparliśmy z siebie historię; u progu konfliktu zbrojnego nie tyle zapomnieliśmy o regułach rządzących światem, ile odrzuciliśmy pewne możliwości oraz uwarunkowania. „Najdłuższa podróż” to książka tłumacząca świat wszystkim tym, którzy bezpiecznie okopali się tam, dokąd – jak zakładają – nigdy nie przyjdzie zło. Tymczasem przyszło do Ukrainy. Wcale nie konkretnego dnia lutego, choć Ukraińcy od czasu rozpoczęcia wojny odliczają czas wciąż dniami tego samego miesiąca. Autorka chce zasugerować, co w zasadzie świat przespał lub czego celowo nie chciał widzieć. To książka dla chcących przeczytać, czym jest tożsamość w świecie, który z różnych powodów sam ją traci.

Jest tu wiele skrajnych emocji, które wciąż walczą z intelektem. Oksana Zabużko – jakkolwiek dyskusyjnie wypowiadałaby się o sprawach, które dziś naprawdę polaryzują opinię publiczną – jest uczciwa i szczera, a przede wszystkim jako pisarka świadoma tego, jak wielką moc ma słowo. Podoba mi się to, że z jednej strony jest to esej pełen fatalizmu, a z drugiej niezłomnej siły przekonania, że wcale nie nastało to, co najgorsze. Zabużko pisze wprost i daje tym mocno do myślenia – Ukraina prawdopodobnie jako jedyny naród świata nie boi się dzisiaj Rosji. Doświadczenia działań wojennych nie atomizują, lecz solidaryzują. Przytaczając ukraińskie powiedzenie o tym, że „gromada to potężny człowiek”, autorka sugeruje, iż siła tkwi w zbiorowości. W tym, że nie ma w nich żadnej destrukcyjnej siły. Że Ukraińcy mimo swojej liczebności prą ku słusznym celom bez pozostawiania zgliszczy i pustki wokół. A tę portretuje Zabużko bardzo sugestywnie, nawiązując do obecnego wojennego krajobrazu niepodległego państwa, które jest atakowane, tak jak w 2008 atakowana była Gruzja przy biernym „zaniepokojeniu” świata.

Są w tym eseju duma i bezradność – można je odczytywać na przemian, jakby przeplatały się w akapitach. Jest także zwyczajna złość i wiara w to, że nie wydarzy się już nic, co miałoby złamać naród ukraiński. Książka o nadziei na lepszy świat pisana i wydawana w świecie, który stracił bezpieczną formę i wciąż na nowo każe nam fantazjować o tym, co najgorszego może spotkać nas wszystkich? Na pewno jest to rzecz o tym, czym jest ludzka niezłomność. Ale również pasjonująca, choć bardzo skrótowa, wędrówka po świecie kultury i obyczajów państwa, które świat z niezrozumiałych powodów uznawał często za część Rosji, a teraz jest przekonany o tym, że walczą ze sobą strony, które w zasadzie mogłyby współistnieć. Na jakich warunkach? Te stawiane przez Rosję są dla Ukraińców oczywiste. To wszystko jest brutalne i bezkompromisowe, nie rozwiąże się w żaden prosty sposób i za pomocą jednorazowego działania. Jednakże w tym wszystkim, co rozgrywa się na oczach wciąż zdumionego świata, tkwi sens wyjaśniany dopiero wówczas, kiedy ujrzy się pewien ciąg wydarzeń historycznych, a na Rosję oraz Ukrainę spojrzy także oczyma antropologa kultury.

Jest to esej o bezradności wobec zaniechania. Bo przecież sami Ukraińcy stracili czujność, nie do końca wierząc, że 24 lutego 2022 roku rozpocznie się wojna na pełną skalę, a ukraińskie niebo zaroi się od rakiet najeźdźcy. „Najdłuższa podróż” w sposób naprawdę prosty oraz punktowy stara się pokazać to, czego przede wszystkim świat nie widział, nie rozumiał lub nie chciał rozumieć i stracił czujność z dużo większymi tego konsekwencjami niż w odniesieniu do narodu ukraińskiego. Ciekawe jest śledzenie, w jaki sposób Zabużko nie tyle punktuje, ile interpretuje każdy rodzaj zaniechania – od pełnej nieświadomości reszty globu co do tego, czym jest konflikt rosyjsko-ukraiński, po wskazywanie codziennych symptomów sugerujących, że Ukraina ma problem z zawłaszczaniem między innymi elementów własnej kultury oraz tradycji. W tym znaczeniu bardzo ciekawa jest perspektywa, której nikt nie opowiada z racji jej nieistotności, a która stanie się ważna dla nas, czytelników. Chodzi mi o to, w jaki sposób funkcjonował i funkcjonuje ukraiński rynek wydawniczy. Autorka na tym przykładzie pokazuje, w ilu groźnych znaczeniach Rosja nie wypuściła ze swych objęć Ukrainy, a marzenie o tak zwanym „ZSRR 2.0” nigdy nie przestało być żywe. Podobnie jak nigdy – w rozumieniu autorki – nie zakończyła się zimna wojna, bo świat pewne kwestie chciał zwyczajnie wygasić. A ten esej mówi o tym, że równie groźne jak zbrojna agresja wobec niepodległego kraju jest zaniechanie myślenia o skomplikowanych, a jednocześnie prostych do wyrażenia oraz przewidzenia konsekwencjach. Historia się powtarza w jeden z najbardziej przewidywalnych sposobów. Ludzkość w XXI wieku zasłania się nowoczesnością i rzekomo lepszym światem. Ale wciąż na tym świecie jesteśmy tacy sami. Wcale nie lepsi.

„Pamięć. Język. Zapas nieopowiedzianych historii”. To definiuje pisarkę na przymusowej emigracji. Kobietę, która miała polecieć do sąsiedniego kraju w ramach działań promocyjnych wokół jej książki i zaraz wrócić do domu. Do tego domu, który został brutalnie zaatakowany, ale wciąż nim jest i wciąż nim pozostanie. W czasie bycia artystką tymczasową Zabużko chce opowiedzieć o sprawach wiecznych i stałych. O geopolitycznych procesach, które wcale nie są skomplikowane do zrozumienia, jednakże świat z jakiegoś powodu nie chce ich analizować albo może w ogóle znać. To z jednej strony opowieść o drodze, na której nie sposób dokonywać wyborów, bo została w dużym stopniu zniszczona przez nieodwracalny proces rozpoczęty inwazją zbrojną. Z drugiej strony ta dyskomfortowa droga daje Oksanie Zabużko przestrzeń do uporządkowania tych refleksji, które pojawiały się wielokrotnie i były wiele razy werbalizowane, jednak nie zebrały się w tak skonstruowanym tomie. Czytanie o tym, że świat się bezpowrotnie zmieni na gorsze przez swą ignorancję oraz krótkowzroczność, nie jest dla nikogo komfortowe. Ale tu nic nie ma być takie. To opowieść o skomplikowanych stosunkach rosyjsko-ukraińskich na przestrzeni wielu wieków, lecz również opowieść o tym, w jaki sposób globalizacja wyparła problemy peryferii, jak zdezawuowała ich znaczenie. Przecież dla świata Ukraina jest jakimś małym krajem, który z różnych niezrozumiałych powodów długo i konsekwentnie się broni. Nie poddaje strachowi. Bo to również esej o tym, że atawistyczny strach paraliżuje, ale egzystencjalne doświadczenie walki ze strachem może wyzwolić mnóstwo zaskakująco pozytywnej energii. Także do tego, by wnioskować i przewidywać pewne sprawy wbrew powszechnym fatalistycznym trendom.

To książka o tym, że wojna się rozpoczęła, ale nie da raczej sugestii, kiedy się skończy. Być może przede wszystkim uświadomi, że pewne istotne i destrukcyjne dla Ukrainy procesy rozpoczęły się już dawno temu, a wszyscy byliśmy na tyle nieuważni, że się im nie przyglądaliśmy. Nie reagowaliśmy na nie. W tym zaklinanym na inność i lepszość XXI wieku być może za bardzo skupiamy się na naszych codziennych sprawach, przez co pozwalamy historycznym potworom odżyć i nabrać sił. „Najdłuższa podróż” to opowieść o tym, jak kraj „chory na gigantyzm” zderza się z krajem, w którym siłą jest wspólnota narodu. Ale również o tym, że to, co się dzieje, może być sygnałem tego, że jako ludzkość ponieśliśmy klęskę, lecz także czymś zupełnie odwrotnym – być może od Ukrainy powinniśmy się uczyć tego, w jaki sposób zrozumieć samych siebie w granicach swojego kraju, mentalności oraz relacji tworzonych z tymi, którzy są najbliżej w sensie geopolitycznym.

---

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Agora

Brak komentarzy: