2014-01-31

"Tajemnica szkoły dla panien" Joanna Szwechłowicz

Wydawca: Prószyński i S-ka

Data wydania: 4 lutego 2014

Liczba stron: 344

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 32 zł

Tytuł recenzji: Zajrzyj do Mańkowic...

Kryminał retro i pasjonująca powieść obyczajowa. Okrutnie pozbawione życia trupy i międzywojenna polska prowincja, w niej każdy podejrzany. Świetny styl, wielowątkowa fabuła i nietuzinkowe rozwiązania zagadek. Oto interesujący debiut Joanny Szwechłowicz, na który koniecznie trzeba zwrócić uwagę!

Akcja rozpoczyna się 26 listopada 1922 roku, w niedzielę, w miejscowości Mańkowice. Łucja Kalinowska, nauczycielka przyrody w szkole panny Wachowskiej, spędza wolny czas, rozmyślając o tym, że ucząc, popadła już w rutynę i zbliżając się do trzydziestki, wciąż jest samotna na własne życzenie. Czyta list od swojej siostry Jadwigi, która ponownie – po raz piąty – jest brzemienna. Łucja nie kryje swej niechęci wobec męża Jadwigi, Wincentego Jasztołda. W pewnej chwili dostrzega pod oknem jakiegoś obdartusa. Zaraz potem na strychu szkoły znalezione zostaje ciało dziewczyny, Marianny Szulc. Biedna sierota trzymana była w szkole z litości. Słynęła z tego, iż nie zachowywała się tak godnie i cnotliwie, jak na panienkę z dobrego domu przystało. To dopiero pierwszy trup, a senna atmosfera opowieści o prowincjonalnej nauczycielce zmienia się w iskrzącą fabułę o wielu wątpliwościach, tropach i stawia pytania, na które nie znajdzie się łatwo odpowiedzi.

Budując intrygę kryminalną, autorka zwraca uwagę na to, iż rzeczy często są takimi, jakimi się wydają i nadmierna interpretacja faktów może gubić tych, którzy pragną dojść do prawdy. W powieści oskarżenia o zabójstwa kobiet padają na wszystkich, którzy w jakiś sposób są różni od typowych mieszkańców prowincjonalnych Mańkowic pod Poznaniem. Wzorowy obywatel miasteczka to taki, co ma żonę, chodzi do kościoła i nosi się jak wszyscy. Taki, który ma też nieposzlakowaną przeszłość. A w biografii zarówno Zubera (dyrektora miejskiego gimnazjum), który wielbi porządek i dyscyplinę, a także Kormana (zarządzającego szpitalem), wdającego się w romanse z młodymi dziewczynami, tkwią rysy i stąd też obaj przez chwilę posądzani są o morderstwa. Warto zwrócić uwagę na Mańkowice, w których zabójstwa mają miejsce. „Co tutaj działo się na poważnie? Tu nawet powstania nie było, bo Prusacy od razu się poddali i ogłosili, że właściwie to oni od dawna już czują się Polakami. Wszędzie dookoła jakieś bitwy i potyczki, a w Mańkowicach tylko zbiórka na rannych, której głównym darczyńcą okazał się były burmistrz Pfafke”. Mańkowice to taka przestrzeń, która nie chciała być uwikłana w Historię i której mieszkańcy stali z dala od ważnych wydarzeń historycznych, z dala od pierwszej wojny światowej i czasu, gdy państwo polskie odzyskało niepodległość.

Joanna Szwechłowicz świetnie konstruuje biografie głównych bohaterów. Policjant Hieronim Ratajczak zmaga się wciąż z traumą przeszłości, ze stygmatem syna szewca i człowieka, który nigdy nie osiągnął tego, co zamierzał. Jego małżeństwo to związek, w którym od dawna nie ma żaru. Ratajczak czuje się zbędny zarówno jako funkcjonariusz publiczny, jak też jako mąż, ojciec, mężczyzna w ogóle. Niska samoocena bohatera idzie w parze ze zmniejszającym się zaufaniem do mańkowickiej policji. Ratajczak za wszelką cenę chce się wybić, zmienić szarą rzeczywistość wokół siebie i pokolorować własną biografię. Okazuje się, że w trakcie mozolnie prowadzonego śledztwa ujawniają się grzechy z przeszłości, a zło z czasów, gdy Ratajczak czy Korman byli w gimnazjum, nabiera nowego wymiaru, trudnego do ogarnięcia.

Dwuznaczną i intrygującą postacią jest Łucja Kalinowska. Zdobyła wykształcenie w Szwajcarii, a pracuje jako nauczycielka w prowincjonalnej szkole. Kalinowska niechętna jest wszelkiej działalności społecznej, a przecież kobiety w Mańkowicach aktywnie działają w Towarzystwie Higieny Moralnej i Cielesnej. Skryta w sobie Łucja dość szybko rozszyfruje, kto stoi za morderstwami, a jej pamiętnik okaże się nieocenioną pomocą, choć przecież sam Ratajczak, zagłębiony w jego lekturze, nie rozpozna zła wcielonego, jakie nawiedza spokojne do tej pory Mańkowice.

Tajemnica szkoły dla panien" to opowieść o kobietach w szponach konwenansów i przyzwyczajeń, nieśmiało emancypowanych jak za czasów pozytywizmu. To historia mężczyzn, którzy kiedyś popełnili błędy i chcą je ukryć w czterech ścianach swoich domów oraz gdzieś w zakamarkach świadomości. Mańkowice to miejsce, w którym stykają się wpływy byłych zaborców – pruskich i rosyjskich. Wieloznaczna, tajemnicza i skomplikowana historia kryminalna powstaje w oparciu o losy ludzi, dla których przeszłość nie została zamknięta. Zarówno ta własna, prywatna, jak i historyczna, dziejowa.

To intrygująca książka. Wiernie oddaje realia życia w Polsce, której dopiero co oddano niepodległość i nie za bardzo wie, co z nią zrobić. Wielowątkowa akcja pozwala na to, by powieścią zainteresował się nie tylko wielbiciel kryminałów, ale także czytelnik zainteresowany obyczajowością i układami społecznymi w miejscu, w którym jest już niepodległość, ale gdzie jednocześnie byli zaborcy wciąż każą o sobie pamiętać. Szwechłowicz wie, co chce przekazać i pisze klarownie. Wikła to, co wydaje się być proste, a sprawy oczywiste otacza aurą niedopowiedzenia. Czyta się to wszystko szybko i z niesłabnącym zainteresowaniem. Myślę, że to naprawdę ciekawa odmiana w zalewie polskich powieści kryminalnych XXI wieku, między którymi „Tajemnicę szkoły dla panien” wyróżnia niebanalny pomysł i dobre stopniowanie napięcia.

Ważna jest jeszcze jedna kwestia. U Joanny Szwechłowicz giną kobiety; dosłownie i symbolicznie. Mężczyźni żyją nadal, ale niektórzy wydają się umarli już przed laty… Śmierć niejedno ma imię i każda płeć nosi chyba inne. Która wyda się ciekawsza do czytelniczej obserwacji? Zaufamy bardziej kobietom czy mężczyznom? A może warto zaufać swemu przeczuciu, bo tytułowa tajemnica jest dużo mroczniejsza niż na początku możemy przypuszczać. Warto odwiedzić Mańkowice - prowincjonalne, na uboczu świata i zdarzeń, a mroczne dużo bardziej niż najśmielsze nawet wizje koszmarów z małych miejscowości rodem.


PATRONAT MEDIALNY

3 komentarze:

Kreskowa pisze...

Już zapowiedzi tej książki wzbudziły moje zainteresowanie. Cieszę się, że okazuje się rzeczywiście wartościową i ciekawą lekturą :)

Małgosia pisze...

Zapisuję na moją listę! Recenzja bardzo sugestywna! DZIĘKUJĘ!

ewaaa_ka pisze...

Zawsze mam wyrzuty sumienia, gdy nie zachwycę się książką tak, jak osoby mi ją polecające. W tym przypadku polecało wielu: znajomi, Pani w Radiowej Jedynce, kilku blogerów i recenzentów, w tym Pan. Nie bez znaczenia był fakt, że Autorka jest doktorantką ("swoich" trzeba wspierać). Po przeczytaniu odczułam spore rozczarowanie. Pierwsze, co mnie drażniło, to język - nigdy wcześniej nie spotkałam się z tym, żeby elementy gwary wielkopolskiej "włożyć" w usta narratora, a nie bohaterów (brzmiało to sztucznie). Do tego tak duże nagromadzenie zwrotu "Bogiem a prawdą", że zaczęłam się go spodziewać w każdym kolejnym akapicie (na szczęście tak się nie stało). Co do samej akcji też mam zastrzeżenia: książka jest bardziej powieścią obyczajową niż kryminałem, tym bardziej, że winnego można wskazać już mniej więcej w połowie całej opowieści. Tej książce brakuje charakterystycznego dla dobrych kryminałów "dreszczyku emocji", co sprawia, że staje się jałowa. Niemniej, podobało mi się umiejscowienie akcji powieści w Wielkopolsce lat 20. XX wieku. Mam nadzieję, że autorka nie poprzestanie na tej jednej książce, bowiem jej pisanie ma potencjał.