2019-07-18

„27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanna Gierak-Onoszko


Wydawca: Dowody na Istnienie

Data wydania: 22 maja 2019

Liczba stron: 343

Oprawa: miękka

Cena det.: 42 zł

Tytuł recenzji: Ku pojednaniu

Jeśli debiuty reporterskie mają wyglądać jak „Z miłości? To współczuję” Agaty Romaniuk czy „27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko, to apeluję o ich dotowanie i wydawanie, bo nie ma nic bardziej cennego niż reportaż, który pozostanie w czytelniku na zawsze. Ten, o którym teraz piszę, opowiada o niewygodnym dla samej Kanady wizerunku kraju, ale jest jednocześnie uniwersalną rozprawą o tym, czym jest dziedziczenie traum i jak trudno się ich pozbyć, a także o odwadze konfrontacji ofiar ze swoimi wspomnieniami. O tym także, jak w przestrzeni publicznej rezonuje pojęcie pojednania, ale głównie o kwestii, jak wpływa ono na język i mentalność. Gdyby nie kanadyjski adres tych reporterskich rozważań, z materiału Gierak-Onoszko mogłaby powstać poruszająca powieść egzystencjalna.

Nie sposób nie przyjrzeć się bohaterowi tytułowemu po tym, jak opisze go autorka. Zdjęć i filmów jest w internecie wiele. Człowiek, w którego oczach widać pragnienie jakiejkolwiek bliskości, i człowiek, który się jej boi, bo wie, że na nią nie zasługuje. A „zasłużył” na przemoc, odrzucenie i dezintegrację osobowości wówczas, gdy państwo kanadyjskie postanowiło jego i wielu mu podobnych ukształtować w taki sposób, by stali się doskonałymi obywatelami doskonałego kraju. Kraju dumnego ze swej multikulturowości, tolerancji oraz liberalizmu, gdzie jednak tylko pięcioprocentowa mniejszość etniczna może mówić o szczęściu funkcjonowania… i nieszczęściu codzienności, na którą nakłada się trauma zawłaszczania, atakowania, alienowania i wymuszania ustępstw.

Kanada budowała swoją państwowość może nie tak krwawo jak sąsiednie Stany Zjednoczone, ale wedle podobnego schematu – przybysze decydowali o tym, w jaki sposób ma myśleć i funkcjonować rdzenna ludność terytorium, na którym postanowiono stworzyć nowe państwo. W Kanadzie to Inuici, Metysi oraz Indianie, choć z uwzględnieniem innej, nieraniącej nomenklatury, inaczej Pierwsze Narody. To dzisiaj peryferia społeczne, a także mentalne nowoczesnej Kanady. Joanna Gierak-Onoszko skierowała się właśnie ku peryferiom, marginesom, ku ludziom niedostatecznie wysłuchanym, ignorowanym i zapomnianym. Przypomina nie tylko ich krzywdy. Wskazuje, w jaki sposób dzisiejsza Kanada próbuje przeprosić za wszelkie formy okrucieństwa, które do dziś pozostają nierozliczone, choć robi się wszystko, by było inaczej. To także opowieść o bezkompromisowości i bezkarności działań Kościoła katolickiego. Trudno jednoznacznie orzec, czy opisane historie zmierzają ku czemuś dobremu, przypomnieniu krzywd i zadośćuczynieniu za nie. Autorka zaznacza, że to ostatnie nie jest takie proste. Że słowo „przepraszam” jest bardzo istotne, ale nie stoi za nim koniec tragicznych historii. Takich, które stały się treścią życia ludzi niezdolnych potem do normalnego funkcjonowania. Czasem też i do wybaczenia, choć ta potrzeba – jak w przypadku bohatera tytułowego – jest tak ogromna, iż odnosi się wrażenie, że ktoś tylko dla niej wciąż żyje, starając się nie pamiętać o ogromie opresji.

Gierak-Onoszko nie oszczędza czytelnika. Nie wiem, co jest bardziej przejmujące – metodyczne opisy tego, jak krzywdzono dzieci rdzennej ludności zamykane w katolickich szkołach z internatami i bestialsko traktowane już samym tym, że pozbawiano je na wstępie imion, nadając numery, czy może przeliczenia na punkty krzywd, za które Kanada wypłacała potem odszkodowania. Im więcej punktów, tym więcej pieniędzy, jakby to one miały rekompensować cały dramat, któremu autorka przygląda się z wielu różnych perspektyw. Książka „27 śmierci Toby’ego Obeda” to historia krzywd i niesprawiedliwości, które wynikały z tego, kto i gdzie się urodził. Skąd pochodził, jakie miał przekonania, jak chciał żyć. Modelowanie społeczności niechętnej europejskim przybyszom to potworna machina opresji, która i w XXI wieku ma się doskonale, o czym świadczą opowieści pozornie wolnych i posiadających normalne życie ludzi, w których żyłach płynie krew ich przodków będących rdzennymi mieszkańcami tych ziem. Z jednej strony ten reportaż pokazuje dojrzałość i odpowiedzialność nowoczesnego państwa, by umiejętnie dokonać rozrachunku oraz mówić o bolesnej prawdzie (czego mogłyby pozazdrościć między innymi państwa bałkańskie). Z drugiej jednak – coś dużo bardziej mrocznego. Utrwalone albo nieświadomie przejmowane mechanizmy postępowania albo odbierania tego, jak żyją i funkcjonują rdzenni mieszkańcy Kanady. Interesującą egzemplifikacją tego wszystkiego jest fakt, że w szczycącym się różnorodnością kulturową Toronto mieszka, a może wegetuje gdzieś na marginesie miasta niecały jeden procent tych, do których ten świat pierwotnie należał. To zapomniany jeden procent mieszkańców miasta.

Bardzo podoba mi się wieloaspektowość tego reportażu. Skupienie na złu i wychodzeniu mu naprzeciw poprzez wybaczanie, ale także na pewnych utrwalonych wręcz w kulturze statusach egzystencji, w których pojawia się niepisana i nienazywana, jednak wyraźnie odczuwana gorszość, bycie kimś z marginesu, trochę lokalną atrakcją, ale głównie dużym wyrzutem sumienia. Bohaterowie tej książki opowiadają nie tylko o doznanych krzywdach fizycznych. Tworzą opowieść o tym, że niezwykle trudno skonfrontować się ze swoimi bolesnymi emocjami, nie mówiąc już o konfrontacji z katami czy systemem wyznaczającym jakieś ramy, w obrębie których ma dojść do aktu pojednania. Gierak-Onoszko analizuje różne perspektywy, dostrzeżemy bardzo różnorodne spojrzenia. Jedną z najmocniejszych w tej publikacji rozmów autorka przeprowadzi z tatuażystą odmawiającym jej wykonania określonych wzorów na skórze.

Ale najboleśniejszy jest chyba obraz spirali przemocy i opowiadanie o tych, którzy przenoszą doznane krzywdy na innych, powtarzają stygmatyzowanie, dają im dokładnie to, co otrzymali kiedyś od swoich katów. Ten problem obrazują zróżnicowane historie, których wysłuchuje autorka. Nie są to tylko świadectwa krzywdzonych dzieci, które musiały wejść w dorosłość z piętnem przemocy, wykorzystywania seksualnego, deprecjonowania ich tożsamości. W tej książce pojawi się dużo więcej opowieści o krzywdzie. O trudnej dla Kanady sytuacji, w której jako państwo jest gotowa wybaczać i rozliczać, ale odnosi się wrażenie, że pomimo upływu czasu oraz zmiennych okoliczności nadal nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co ma być istotą wybaczenia i rozliczeń.

Gierak-Onoszko wstrząsa, ale pokazuje też, jak silnie można się zaangażować w prezentowany temat. Odnieść można wrażenie, że autorka chwilami jest stronnicza, jednak w takim natłoku emocji oraz przeżyć, jakimi dzielą się jej rozmówcy, nie sposób do końca zachować reporterską bezstronność. Ważne jest wskazanie, że to nie jest książka o jednym problemie, a na pewno nie zawęża tych, które wyraźnie punktuje. Pomiędzy winą, poczuciem sprawiedliwości i nieprzepracowanym nigdy żalem z powodu odrzucenia znajdzie się także obraz nowoczesnego państwa gotowego wziąć odpowiedzialność za mroki przeszłości. Państwa, które mierzy się z tymi mrokami na różnych poziomach – od języka po politykę. To nie jest tak, że autorka celowo obnaża słabości Kanady, aby jej wyidealizowany obraz prysł przed czytelnikiem jak bańka mydlana. Myślę, że całkiem spójnie i interesująco udowadnia wielkość współczesnej Kanady, ale także pokazuje, że pojednanie nie jest tylko aktem publicznych przeprosin oraz publicznego ich przyjęcia. Nie wystarczą uściski dłoni, przytulenia, nie wystarczą często nawet łzy. Warto przyjrzeć się temu, w jaki sposób ta książka próbuje unieść niewyobrażalny ludzki dramat – wyobcowania i odrzucenia trwających lata.

Brak komentarzy: