Wydawca: Pauza
Data wydania: 25 marca 2020
Liczba stron: 224
Przekład: Łukasz Buchalski
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Wspomnienia i oczekiwanie
To kolejna i zupełnie inna po
„Normalnych ludziach” Sally Rooney odsłona współczesnej literatury irlandzkiej.
Myślę, że ta książka dostarczyłaby inspiracji malarskich Edwardowi Hopperowi.
Cały czas miałem w głowie jego obraz, na którym portretuje dwóch mężczyzn
czekających w pobliżu terminalu przeładunkowego. Kevin Barry z oczekiwania
potrafi zrobić punkt wyjścia do bardzo ciekawej powieści egzystencjalnej.
Między innymi o tym, co z bagażu doświadczeń przeszłości zabieramy ze sobą na
stałe, co porzucamy i na co mamy nadzieję, czekając w jakimś egzystencjalnym
przedpokoju. Tu w przestrzeni burzliwego morza i sennego hiszpańskiego
miasteczka, które sprzyja wspominaniu. „Nocny prom do Tangeru” byłby
zapewne lepszą powieścią, gdyby autor nie stawiał na fragmentaryczność. W
retrospekcjach, ale i opisie czasu teraźniejszego Barry mocno skupia się na
konkretnej scenie i jej dekoracjach. Brak tu ambitniejszego postawienia na
sekwencje i w gruncie rzeczy dynamikę, której brakuje tej narracji. Ale to
jednocześnie zaleta, kiedy chce się czytać małymi fragmentami. Być może
dopracowując detale w konkretnych scenach, irlandzki autor trochę się
zapomniał, bo całość jest w gruncie rzeczy senna. Co wcale nie znaczy, że to
jest zła książka.
Charlie i Maurice mieli bardzo
burzliwe życie. Rozpięte gdzieś między ich ojczyzną a Hiszpanią, między
sprawami, o których nie warto dzisiaj wspominać, a takimi, co wciąż tkwią w
umyśle, wciąż na nowo każą rozmawiać i analizować. Czekając na prom mający ich
zawieźć na inny kontynent, Irlandczycy zwracają uwagę na to, co w Irlandii
„dopada”, jest intensywne i nieznośne. W stosunku do córki jednego z nich użyte
jest określenie „więźniarka przeszłości”. Młoda Dilly zniknęła, a my poznajemy
jej problemy rodzinne, zaczynamy rozumieć decyzję o tym zniknięciu. Charlie i
Maurice są tu i teraz, wciąż obok siebie, wciąż w tej samej komitywie ułomności
swego czasu przeszłego i to chyba oni bardziej są więźniami, bo nie zdecydowali
się na dynamiczne działania Dilly. Kevin Barry pokazuje nam swoich bohaterów
w takim okresie życia, kiedy mogą już dokonać śmiałych i odważnych podsumowań,
a jednocześnie wciąż są dalecy od tego, by ich podsumowania miały być tak
kategoryczne. Oczekiwanie na prom to czytelna metafora zawieszenia między
tym, co dokonane, a niejasnymi możliwościami, ale to również symbol przemierzania
przestrzeni rozdzielającej coś, co oswojone, i coś, czego nie można być do
końca pewnym.
Barry indywidualizuje swoich
bohaterów, ale cały czas zaznacza, że to razem są pewną jednością, że sporo
można odczytać dzięki ich uzupełnianiu się. Charlie zastanawia się bardziej nad
sobą – perspektywą śmierci, niesprawnością ciała, poczuciem bezradności wobec
tego, co określa biologiczny tryb starzenia się. Maurice koncentruje się na
wspomnieniu ludzi z najbliższego otoczenia. To w nich odnajdywał część siebie i
poprzez nich definiował, kim jest. Wspomina burzliwe związki z kobietami, ale
także nieżyjącego już ojca, z którym relacja była ważniejsza, niż mógł się tego
spodziewać. Wspólnie starają się dwugłosem – i dwoma torami wspomnień – pokazać
dwoistość ludzkich tęsknot za czymś, co wydaje się oczywiste, ale może mieć
właśnie dwa oblicza. Ostatecznie definiuje je zdanie świadczące o tym, że Kevin
Barry proponuje też dawkę poczucia humoru w swojej książce. „Jesteśmy jak
trzecia po południu w letni dzionek”. Więcej doświadczeń za nimi niż przed
nimi? Charakterystyczne zawieszenie w oczekiwaniu wprowadza tutaj pewien
dramatyzm. Jednak bohaterowie wydają się pogodzeni z tym, gdzie są i kim się
stali.
Sporo jest w tej książce
nonszalancji i typowo męskiej szorstkości. Dużo ciekawych połączeń
sentymentalizmu z cynizmem. Barry wie, jak odtwarzać ludzkie emocje,
prezentując je nie wprost, raczej proponując konkretne sceny, gdzie
przedstawione są okoliczności, z których wyłania się to, co nie jest tutaj
nazywane wprost. Charlie i Maurice mają powody, by się
wstydzić. Samych siebie lub tego, jak zachowali się w stosunku do innych ludzi.
Ale poza wstydem pojawia się też niezwerbalizowana, lecz obecna tutaj gorycz
poczucia, że to w jakiś sposób pochodzenie uwarunkowało taki, a nie inny
kształt życia. Dlatego to też ciekawa opowieść o Irlandii – z pretensjami, ale
również z pełnym czułości opowiadaniem o ograniczeniach, wątpliwościach i
poczuciu, że życie czasem powinno toczyć się gdzie indziej. We wspomnieniach
bohaterów toczy się tam, gdzie dzieje się coś dla nich ważnego. Barry opowiada
o tym, czy umiemy się przywiązać do danego miejsca, ale również o tym, co
warunkuje, że dane miejsce zabieramy ze sobą na zawsze.
„Nocny prom do Tangeru” to
również inteligentna rozprawa z ludzkim poczuciem wyjątkowości i panowania nad
wszystkim, co buduje życie. Wielowątkowa opowieść o tych specyficznych
rozczarowaniach, za którymi poza bólem stoi sentymentalna refleksja o tym, że
były potrzebne, stały się doświadczeniami bardzo ważnymi. Barry
nie pozwala jednoznacznie ocenić tonacji swojej książki. Jest tu sporo smutku,
ale myślę, że to narracja pokazująca, w jaki sposób oswajamy smutek poprzez
zmiany perspektywy. Brakowało mi trochę pogłębienia psychologicznego postaci
drugiego planu, co ma związek ze wskazaną wcześniej fragmentarycznością tej
książki. Myślę jednak, że została celowo napisana w taki sposób, by wywoływać
czytelniczy niedosyt. W gruncie rzeczy historie dwóch mężczyzn, którzy dumnie
przekroczyli wiek pięćdziesięciu lat, czując się teraz niezbyt pewnie, nie
odzwierciedla niczego niezwykłego, co szczególnie miałoby zwracać uwagę.
Dlatego cieszę się, że irlandzki autor potrafi z tuzinkowych w gruncie rzeczy
życiorysów wyczarować historię, w której dużo jest niezwykłego zdziwienia tym,
co i jak pamiętają bohaterowie. I sporo różnych odpowiedzi na pytanie, dlaczego
dwaj mężczyźni ostatecznie siedzą w porcie „ze swoją skruchą”. Niebanalna
książka o tym, że najbardziej banalne sprawy mogą być ważnymi życiowymi
lekcjami.
Jest jeszcze ważny i ciekawie
poprowadzony wątek znikania z życia. Nie tylko o Dilly tutaj chodzi, ktoś z jej
najbliższego otoczenia też postanowił zniknąć. Mężczyźni Barry’ego próbują być w
pewien sposób niewidzialni. Wolą przyglądać się, zagadywać, kierować uwagę na
ludzi, którzy pojawiają się wokół. Sami jakby byli w pewnej przestrzeni, gdzie
ich nie widać. Myślę, że „Nocny prom do Tangeru” to także opowieść o tym,
jak mocno czasem marzymy o niewidzialności samych siebie. Jak złudne daje to
poczucie, że można odejść od problemów. Dystansowanie się wobec siebie
wychodzi bohaterom bardzo różnie. Ich wspomnienia przypominają czasem coś, co
bezpiecznie jednak zapomnieć. To oczywiście niemożliwe. Zostaje zatem sugestia,
że ta książka jest o tym, jak pamiętamy samych siebie i w jaki sposób czasami
próbujemy siebie zapomnieć. Nie jest to chyba rzecz dla każdego, bo Barry jest
też trochę ekscentryczny. Tym niemniej to taki rodzaj powieści, która staje się
wymownym wielogłosem, choć jest w gruncie rzeczy bardzo kameralna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz