2020-06-05

„Faworyty” Manuela Gretkowska


Wydawca: Znak

Data wydania: 11 maja 2020

Liczba stron: 320

Oprawa: twarda

Cena det.: 49,99 zł

Tytuł recenzji: Władza, pożądanie, miłość

Na temat swojego stosunku do fikcyjnych fabuł Manueli Gretkowskiej wypowiadałem się w omówieniach jej poprzednich książek. Dość powiedzieć, że „Faworyty” – również jako zmyślenie, ale inspirowane historią i będące jej interpretacją – zaskoczyły mnie pozytywnie i mam wrażenie, iż to najlepsza książka Gretkowskiej. Zawłaszczająca i zaborcza jak jej bohaterki. Jednocześnie przemyślanie dosadna – zwłaszcza w budowaniu konkretnych scen, bo myślę, że to rzecz zbudowana przede wszystkim z nich, jako całość fabularnie odrobinę niespójna. Nic to. Czytałem z wypiekami na twarzy. To jest taki świat przedstawiony, w którym wszystko jest symbolicznie i dobitnie brudne. Świat, w którym każda intryga ma w sobie coś z podłości, ale często jest wyrazem rozpaczliwej niemocy, a czasami psychopatycznej wręcz chęci dominacji. „Faworyty” to doskonale zbudowane napięcie świata, w którym każdy gra, każdy dąży do osiągnięcia własnych celów, absolutnie każdy ma rysy, słabości, żyje idiosynkrazjami i rozgrywa przed nami spektakl walki emocji z okrutnymi formami determinacji. Gretkowska opowiedziała o osiemnastowiecznej Polsce w taki sposób, że wciąż można odczytać echa jej prywatnej ideologii. Ale naprawdę imponujące jest to, w jak sugestywny i przemawiający do wyobraźni sposób interpretuje historię. Nie jest dla mnie istotne, czy ją wykoślawia, choć kategoria groteski w portretowaniu na przykład zapatrzenia we francuskie wzory jest tu bardzo ważna i wyrazista. Czytając „Faworyty”, nie myślałem nawet przez chwilę, jak to naprawdę było na dworze Stanisława Augusta Poniatowskiego. Dałem się ponieść nerwowemu rytmowi tej opowieści o namiętnościach, w której postacie kobiet skonstruowane są tak przekonująco, że chwilami czuje się na karku ich oddech, co z różnych powodów wywołuje poczucie dyskomfortu. Ta książka to świetny przykład tego, jak żywa może być opowieść i jak trudno przejść obok tego wszystkiego obojętnie.

Bo w „Faworytach” płyny fizjologiczne mieszają się z namiętnościami – od wściekłości i nienawiści po chęć absolutnego poddania się temu niepokojącemu nurtowi miłości, czyli uczuciu, w które nie warto inwestować, bo zrujnuje plany. A jednak jest tu i intensywność miłości, i potężny ładunek frustracji, jest fascynująca opowieść o zawiści i rywalizacji, ale jest przede wszystkim gorzki obraz Polski – kraju, w którym pośród skrajności dworu i prymitywnych chłopów kryją się głupota, materializm, przekupstwo i przestrzeń, w której nie rozumie się tego, czym jest prawdziwa polityka. Tu i romans stanie się właśnie polityką, każde zagranie będzie zaplanowane, prawie każda emocja jakby antycypowana. Tu także kobieta pokaże, że nie jest tylko owiniętym falbanami pojemnikiem na nasienie. Kobiecość – jak przeczytamy – to konstrukcja. Manuela Gretkowska tworzy architekturę pożądania, gniewu, tęsknoty, manipulacji i wstydu. Wszystko, z czego kobieta może być dumna i czego może się wstydzić, zostanie w tej powieści odsłonięte, udowodnione i zdefiniowane w specyficznych kontekstach.

Jadąca karetą półnaga kobieta, której wizerunek otwiera „Faworyty”, nie pozostawia cienia wątpliwości, kto będzie najważniejszy i na kim skoncentruje się uwaga autorki. Są trzy i każda znajduje się w królewskiej orbicie wpływów nie tylko dlatego, że odwiedzają to samo łóżko i doświadczają bliskości tego samego penisa. Każda z nich kształtuje świadomość Stanisława Augusta Poniatowskiego, ale i jest gotowa zabrać mu część tej tożsamości, wgryźć się w nią zachłannie, porzucić słabszego i niepełnego. Choć jedna z nich naprawdę kocha. Dwie pozostałe definiują miłość i przywiązanie po swojemu. Każda jest czujna, zdeterminowana, gotowa do walki o swoje. Potrafią być czułe i wyrachowane. Są przestrzenią niespełnienia króla, choć przecież posiada je wszystkie, może z nimi robić wszystko i jest w stanie nawet zaciągnąć do łóżka dwie z nich jednocześnie.

Ale król, który już na początku powieści wykrzykuje, że nie może nic, celowo odsuwany jest w kierunku drugiego planu. Nie wszędzie. W scenach ukazujących zbliżenia z kochankami jest traktowany dość przedmiotowo. W relacjach z nimi, kiedy tytułowe faworyty walczą o przestrzeń panowania nad jego emocjami i światopoglądem, Poniatowski jest już pierwszym rozgrywającym. Choć słabym, podatnym na wpływy, niesamowicie samotnym i pogrążonym w tęsknocie za spełnieniem, którego definicją zbyt często jest jego seksualność.

Magdalena Sapieha to ta, która kocha. W przeciwieństwie do pozostałych nie jest jego kuzynką. Kocha prawdopodobnie bezinteresownie i miłością wyzwalającą nie tylko czułość, ale przede wszystkim potrzebę opieki. Wie, że dwie pozostałe gotowe są krzywdzić. Sapieha potrafi zrezygnować z wygodnego życia u boku magnata, gotowa jest poświęcić wszystko. Swój honor łącznie ze swoim łonem. Tylko ona wydaje się grać w otwarte karty. Dla starszej Elisabeth Lubomirskiej Poniatowski jest przede wszystkim politycznym przeciwnikiem. Jej przemyślane intrygi, pełne cynizmu wypowiedzi, wyższość portretowana przez Gretkowską najdoskonalej jak to możliwe, są przejawem tego, że to kochanka specyficznie zaborcza. Ciałem się bawi, umysł chce zdeprawować. Ale i zawłaszczyć. Elisabeth wie, że jest najlepsza z trzech. Kamienna twarz pod grubym makijażem kryje przed królem emocje mogące zabić. Izabela Czartoryska ma w pogardzie męża, który sam wysyła ją do łóżka króla. Chce być jedyna i niepowtarzalna. Chce być wspaniała i adorowana. Nie ma zmysłu cynicznego łowcy, w oczach Elisabeth jest głupią gęsią. To, w jaki sposób Manuela Gretkowska przeprowadzi nas przez świat wzajemnych relacji trzech kochanek Poniatowskiego, będzie w dużej mierze odpowiadało za odbiór całej książki. Teatralnej, przerysowanej, celowo wulgarnej i – jak wspomniałem – w zaplanowany sposób dosadnej. Iskrzącej momentami wszystkich trudnych interakcji. Tych wszystkich złośliwości, napięć, czułości oraz tego, co jest wokół nich udawane. „Faworyty” to teatr mrocznych cieni, w których kobiecość jest drapieżna i fascynująca. Ale to także opowieść, która nie zapomina o swoich męskich bohaterach. Dramat, intryga i konflikt wciąż będą tu się wypowiadać poprzez płeć i poprzez nią wybrzmiewać tak doskonale.

Gretkowska jest celowo teatralna w tych momentach, w których chce napięcie swojej powieści przenieść na czytelnika. Wywołać emocje, umieścić go – czasami w sypialni podczas miłosnych uniesień. Poza tym to książka kilku naprawdę mistrzowsko nakreślonych kontrowersyjnych scen. Jak choćby ta strzelania do kopulujących koni czy seksualnego spełnienia króla, który zjada ulubione ciastko z waginy kochanki. Jak wspomniałem wcześniej, sporo tu niekoniecznie skrywanych poglądów i przemyśleń Manueli Gretkowskiej, która daje tej powieści swoją tożsamość, ale rozprawia przede wszystkim o pewnych uniwersalnych pragnieniach. Niemożliwych do spełnienia między innymi przez to, że jesteśmy dla siebie koturnowi, sztuczni i przepełnieni frustracjami. Ale to naprawdę jest też książka o miłości. O tym, jak definiowano bliskość relacji w osiemnastym wieku i czym pośród tych relacji było państwo podzielone, zatomizowane i niezdolne do stworzenia jakiegokolwiek ładu. Groźna fantazja i przekonujący obraz tego, że namiętność zawsze idzie w parze z potrzebą panowania nad czymś lub nad kimś. Mocna i pozostająca w pamięci książka.

Brak komentarzy: