2020-06-19

„Rozgrzeszenie” Yrsa Sigurðardóttir


Wydawca: Sonia Draga

Data wydania: 3 czerwca 2020

Liczba stron: 384

Przekład: Paweł Cichawa

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Mroczny odwet

Trzecia część kryminalnych przygód, których doświadczają Huldar i Freyja, zaskoczyła mnie bardzo i myślę, że to wyjątkowo mroczna książka z tej serii. Ale również kontrowersyjna i dyskusyjna, albowiem ofiarami stają się dzieci. Został mi w pamięci film Anny Odell „Zjazd absolwentów”, w którym bohaterka odwiedza swoich szkolnych oprawców, a oni nie pamiętają, jak ją nękali. U Yrsy Sigurðardóttir wszyscy będą pamiętać wszystko ze szczegółami. Ofiary bullyingu oraz ich prześladowcy. „Rozgrzeszenie” będzie przerażająco mroczną historią sumy krzywd, które ostatecznie zamieniają się w kolejne, niesione potem przez życie. To też opowieść o tym, że ofiara krzywdzenia może stać się o wiele większym potworem niż jej dawny ciemiężyciel. Jakkolwiek przeszarżowane są jednak motywy zaprezentowanych tu zbrodni, w całym tym przeszarżowaniu jest to powieść niezwykle sugestywna. Dotykająca problemu przemocy i wyobcowania w bardzo nietuzinkowy sposób. Mówiąca o tym, że krzywd – jak w „Zjeździe absolwentów” – nie można wyprzeć z pamięci. A straumatyzowana pamięć pęcznieje i domaga się czasem odwetu. Kto będzie tu sprawcą większego zła – teraz i przed laty? Czyta się „Rozgrzeszenie” z dużym przejęciem, bo choć jest to opowieść inna niż zaprezentowana w „Odziedziczonym złu” czy „Porachunkach”, bardziej statyczna i chwilami przewidywalna, mrozi krew w żyłach pokładami okrucieństwa, które drzemie tam, gdzie być może nigdy nie powinno się pojawić.

Stella kończy pracę w kinie. Nie wie jeszcze, że to będą jej ostatnie chwile. Chwile zarejestrowane na Snapchacie, z którego dziewczyna najpierw dostaje zdjęcia samej siebie tuż przed atakiem napastnika, a potem jej wizerunek rozpoznają przerażeni rówieśnicy, którzy na ekranach swoich smartfonów widzą nieżywą już koleżankę. Podobny los spotka Egilla, którego sylwetka jest tu zarysowana nieco mniej dokładnie, ale widzimy, że działa prawo pewnej serii. Wyjątkowo mrocznej, bezkompromisowej. Nastolatki tracą życie z jednego powodu – w mniejszym lub większym stopniu dręczyły swoich kolegów w szkole. Aplikacja Snapchat czyni z ich martyrologii sprawę publiczną. Ktoś chce, by oglądano ten przerażający spektakl umierania dzieci. Ale Stella i Egill to nie są jedyne ofiary. Ktoś jeszcze czeka na wyrok. Kiedy zostanie wykonany? A może to już się stało, lecz świat jeszcze o tym nie wie?

Starzy bohaterowie cyklu mają się całkiem nieźle. Freyja pracuje na pół etatu w domu dziecka i decyduje się na studia podyplomowe z zakresu zarządzania. Stale wspomina bliskość z Huldarem, ale potrafi stworzyć wobec niego bezpieczny dystans. Trudniej jest jej oddalić się od traumatycznych wspomnień z dzieciństwa i młodości, kiedy stawała się ofiarą szykanowania ze strony kolegów i koleżanek z klasy. To z nimi ma się zmierzyć, planując obecność na zlocie absolwentów. To dzięki tym przeżyciom łatwiej i trafniej odszyfruje nastroje dzieci i dorosłych zaangażowanych w sprawę poszukiwania mordercy. Huldar stoi w miejscu. Jego napięte relacje z szefową przekładają się też na sposób jego pracy. Tym razem towarzyszy mu młody, niepewny siebie i nieśmiały detektyw. On też kryć będzie swoją tajemnicę. Freyja i Huldar zetkną się z ludźmi, którzy nie chcą mówić prawdy o tym, co czują lub przeżywają. Ta dwójka skonfrontuje się z bardzo delikatną materią wspomnień i bieżących przeżyć. Pomiędzy okrucieństwem świata nastolatków a złem wspomnień ludzi dorosłych kryje się jeszcze jedna, odkrywana stopniowo zagadka. Najbardziej przerażająca, co czyni „Rozgrzeszenie” książką bolesną i niewygodną. A jednak poruszającą bardzo trudny społecznie problem. Choć mimo wszystko wciąż niełatwy do uniesienia, ale może też taki, o którym za mało się mówi, nie zdając sobie sprawy z tego, czym może odbić się w dalszym, zwykle już dorosłym życiu.

Sigurðardóttir pisze o tym, czym dzisiaj jest zjawisko przemocy w szkole. Zwraca uwagę na to, jak nieskuteczne mogą być różnego rodzaju programy antyprzemocowe czy terapie, ale przede wszystkim jak bezradne jest samo środowisko szkolne wobec problemu, który nasila się w ostatnich dekadach za sprawą jednego narzędzia – Internetu. „Rozgrzeszenie” bardzo czytelnie, nawet trochę dydaktycznie, uświadomi czytelnika, jak agresja i przemoc rezonują w cyberprzestrzeni. Jak wyzwalają dodatkowe pokłady złośliwości i okrucieństwa. Ale przede wszystkim – jakim atrakcyjnym instrumentem dla podglądaczy jest Internet, w którym wystarczy patrzeć, by być świadomym uczestnikiem zła.

Myślę, że w całym tym problemie Sigurðardóttir chce zwrócić uwagę na to, co islandzkie. Zaskakujące i bulwersujące jest to, jak bezradny jest system szkolnictwa Islandii wobec narastających aktów przemocy pośród uczniów. Odnosi się wrażenie, że rozprzestrzeniają się one niczym turyści na wyspie, bo autorka w jednej ze scen chce zasygnalizować, iż wyspa pęka w szwach od ludzi ją odwiedzających. Nie ma żadnych narzędzi, by skutecznie walczyć z cyberprzemocą. Z tym, że nękanie nastolatków przybiera dziś formę niewyobrażalnej opresji. To doświadczenia, które stają się obecne i dotykające nie tylko w przestrzeni szkolnej. „Rozgrzeszenie” opowie o ludziach, którzy wydobywając się z murów szkoły, zabierają ze sobą bolesne doświadczenia. Co zabiorą ci gnębieni nastolatkowie, których można dziś znieważać aktywnie całą dobę dzięki sieci narzędzi interaktywnych siejących grozę i nienawiść?

To, co jeszcze zwraca uwagę w tej powieści, to rozrastająca się i bardzo wiarygodnie naszkicowana sieć zależności między poszczególnymi bohaterami. Każda scena, każda rozmowa – wszystko ma znaczenie, jeśli chce się przewidzieć zakończenie książki, co staje się w pewnym momencie możliwe, jednak nie daje tak wielkiej satysfakcji jak dotarcie do spektakularnego finału. Nie ma tu ani jednego niepotrzebnego bohatera, wszyscy powiązani są dziwnymi zależnościami, a świat dorosłych i ich dzieci niebezpiecznie się do siebie zbliża. „Rozgrzeszenie” – w całej swej niewiarygodności motywów zabijania – jest książką wyjątkowo sugestywną i bardzo filmową. Yrsa Sigurðardóttir dba o to, by obok intrygi kryminalnej ukazany został świat ludzi bezradnych, bezbronnych, a jednocześnie silnych siłą swoich uprzedzeń. To książka będąca ostrzeżeniem, ale też uniwersalna opowieść o tym, jak gromadzimy w sobie zło, którego doświadczamy, i co z tym złem potem robimy. W jaki sposób zagnieżdża się ono w naszej świadomości i z umysłu dociera do serca, a wtedy wszystko, co przeżywamy, staje się toksyczne i niebezpieczne. Całość w zimowej scenerii Reykjaviku i z naprawdę świetnie dobraną okładką. Każdy z nas pamięta ze szkolnych lat coś przykrego. Sigurðardóttir sugeruje, że niektórzy mogą pamiętać tylko to. I przykrość zamienia się w okrucieństwo, a ono w zło niesione ze sobą przez całe życie. Mocna rzecz warta przemyślenia.

Brak komentarzy: